Ostatni PGR ma się dobrze. Krowy słuchają muzyki, a mieszkańcy są wdzięczni
Ostatni PGR w Polsce wciąż żyje. I to nie byle jak, bo krowy słuchają w nim muzyki, a o ich dietę dba komputer. Obronili go sami pracownicy. Na czele z ówczesnym dyrektorem, któremu wdzięczni są do dziś. Tak bardzo, że chcieliby wznieść mu pomnik.
- Jak naszemu papieżowi, tak dyrektorowi Marszałkowi! - mówią na dawnym osiedlu pracowniczym.
Bo w Kietrzu (woj. opolskie) PGR przetrwał. Nie pozostawił po sobie biedy i beznadziei, jak większość tych zlikwidowanych. Wprost przeciwnie: wciąż jest powodem do dumy. I mieszkańcy są wdzięczni, że tak potoczyła się ich historia.
Oni potrafią, a my nie?!
PGR w Kietrzu od początku swojego istnienia wyróżniał się na tle innych. Nie tylko wynikami, które osiągał, ale też technologiami, jakie wprowadzał. To był wzorowy PGR. Działo się tak za sprawą ówczesnego dyrektora, Aleksandra Marszałka.
- Prawdziwy fachowiec! – Wspomina go jeden z byłych pracowników. - Kierownik to się u niego nic nie liczył. Pracownik był najważniejszy.
Tak zaskarbił sobie zaufanie i uznanie swoich pracowników. W jego kombinacie pracowały całe pokolenia. Pola wokół miasteczka orali dziadkowie, ojcowie i synowie.
Przyszedł jednak czas, gdy nad PGR nadeszło widmo prywatyzacji. Ale na to nikt nie zamierzał się godzić.
- Wiadomo, jak to z prywatnymi jest. Przyjdą i pozwalniają wszystkich – mówi kolejny z pracowników.
Dlatego pracownicy zadali sobie pytanie: skoro prywaciarz może zarządzać naszym, to my sami nie damy rady?! I postawili na swoim. Urządzili referendum, w którym jednogłośnie opowiedzieli się przeciwko prywatyzacji. To pismo przekazali na ręce ministra, który… zgodził się.
PGR nie trafił więc w prywatne ręce, lecz pozostał własnością państwa. Zachował nawet dawną nazwę: kombinat. Bo w Kietrzu to było i jest coś więcej niż tylko miejsce pracy.
Dyrektorowi pomnik jak dla papieża
Osiedle pracownicze wciąż stoi na skraju miasteczka. To niskie budynki, otoczone ciszą i zielenią. Wokół nich snują się staruszkowie.
- Powinni mu wystawić pomnik! – wspomina dawnego dyrektora jedna z mieszkanek. - Ale nie wiem jakiej wysokości… - zamyśla się.
Wspólnie ustalamy, że powinien być możliwe najwyższy. Najlepiej na wysokość dwóch budynków, które przecież to on postawił.
- Całe osiedle, cały kombinat, to wszystko jego zasługa – wzdycha kolejny mieszkaniec, który włącza się do dyskusji. – Dzięki niemu ludzie poznali, jakie jest życie. Takie mieszkania dostali!
- Piękne mieszkania dał – kiwa głową staruszka. - Każdy pracę miał, dobrze zarabiał. Były trzynastki, mleko i owoce. Nawet swoją rzeźnię mieliśmy.
PGR to dyrektor Marszałek, a dyrektor Marszałek to PGR. To jemu mieszkańcy zawdzięczają najwięcej. To on stworzył potęgę Kietrza jeszcze za czasów PRL. Choć jego pracownicy nie wiedzą nawet, skąd właściwie się wziął. Ot, jednego dnia pojawił się w Kietrzu i tak już został.
Wiedzą już jednak, skąd przyjeżdżali ludzie, aby u niego pracować. Byli i z gór, i z nizin, i z każdej części Polski. Niektórzy dorabiali się i wracali, skąd przyszli. Inni zaś zostali po dziś dzień.
- Niech pan nie zapomni o Marszałku – upomina mnie na odchodne staruszka.
Oni się utożsamiają
Jednak era dyrektora Marszałka odeszła już w zapomnienie. Zmarł parę lat temu. Stery kombinatu przejął Mariusz Sikora. - Wszyscy ludzie, którzy tutaj pracowali, utożsamiali się z tą firmą. I utożsamiają się nadal - przyznaje obecny prezes.
Nie jest tak, że przychodzą rano jak na skazanie. Wyrabiają swoje osiem godzin, a potem odwracają się na pięcie i idą do domu. Każdy pracuje tu jak na swoim. Nawet pierwszeństwo w zatrudnieniu mają dzieci tych, którzy pracowali tu przed laty.
- Inaczej tego kombinatu już by nie było – mówi prezes. - Zależało na nim pracownikom, kadrze, dyrektorom, pracownikom. Wszystkim.
I dlatego kombinat przetrwał.
Krowy słuchają muzyki
Jednak nie przypomina on już dawnego PGR-u. Rzędy nowoczesnych maszyn stoją zaparkowane w hangarze. Pola kombinatu sięgają aż za horyzont. Krowy mają nowoczesną oborę, w której słuchają muzyki. Czasem klasycznej, zdarzają się współczesne hity, bywają i kolędy przed świętami. Aby dać sobie trochę przyjemności, nadstawiają kark pod maszynę do masażu.
- Tu jest przyjemniej niż w moim gabinecie - śmieje się prezes.
Krowy mają nawet opiekę, jakiej nikt nie uświadczy w NFZ. Stan zdrowia każdej monitoruje komputer. Mierzy im liczbę kroków, aby stwierdzić, które są bardziej pobudzone, a które mniej. To może świadczyć o chorobie. Komputer dobiera też odpowiednią dietę.
- Wiemy, z czego ma się składać pożywienie dla każdej krowy - chwali się.
A dawniej… stała tu poniemiecka obora na 150 krów. Na miejscu nowoczesnej hali udojowej pływały w stawie kaczki. Tam, gdzie parkują w rzędzie maszyny, była kolejna sypiąca się obora. Po dawnych czasach zostało tylko parę ciągników. Wykorzystuje się je do roboty, gdzie szkoda niszczyć tych nowych za milion złotych.
- Na bazie starego budujemy nowe - oznajmia prezes.
Pracowników jest co prawda mniej, niż parę lat temu, ale prezes zapewnia: odeszli z przyczyn naturalnych. Zwykle na emerytury. Zwolnień grupowych nigdy nie było.
- Likwidacja PGR-ów była założeniem politycznym. To było największym błędem. Bez względu na to, czy sobie dobrze radziły, czy nie, miały być likwidowane - podsumowuje prezes.
Marszałek by wszystko poprzewracał
Jednak na osiedlu pracowniczym patrzą nieufnie na technologie, które zawładnęły polami wokół Kietrza. Zastanawiają się: jak to możliwe przetransportować mleko od tylu krów? Śmieją się nawet, że będzie jak ropa rurami płynąć.
- Jakby Marszałek się obudził, to by tutaj poprzewracał. Obudziłby wszystkich! - mówi jeden z mieszkańców. - Za naszych czasów to myśmy robili na naszych, polskich traktorach! A teraz nałapali tych John Deerów (marka traktorów - przyp. red.), takich wysokich, że kierowca musi na sznurku się wspinać, żeby wejść.
Narzekają, że nie ma już mleka, skończyły się trzynastki, tylko pensja, a o człowieka nikt się nie troszczy... Bo choć PGR pozostał, to jednak rządzą nim już inne prawa. Sama nazwa nie przywróci dawnych czasów, po których na osiedlu pozostały tylko nostalgiczne opowieści.
#JEDZIEMYWPOLSKĘ
Jeśli w Twojej miejscowości dzieje się coś ważnego, ciekawego, poruszającego - zgłoś się do nas za pośrednictwem platformy #dziejesie.
ZOBACZ INNE ARTYKUŁY:
Rytel rok po nawałnicy. Cmentarzysko drzew i ludzkich dusz
Oświęcim. Świetne miejsce do życia w cieniu śmierci
Konin. Miasto, w którym los kopalni i elektrowni jest przesądzony, znalazło nową szansę