Okoliczności śmierci na komisariacie pozostaną zagadką?
Do końca roku śledczy z katowickiego IPN zamkną śledztwo w sprawie śmierci Tadeusza Wądołowskiego, który zginął w 1986 r. na posterunku milicji w Gdyni. Według nieoficjalnych informacji tvp.info sprawa może zostać umorzona.
07.09.2009 | aktual.: 07.09.2009 18:52
Jak dowiedziała się tvp.info śledczy z IPN czekają już tylko na wyniki ekspertyzy biegłych, którym w połowie czerwca przekazano część akt sprawy do oceny. - Chcemy, aby biegli z katedry i zakładu medycyny sądowej Śląskiego Uniwersytetu Medycznego w Katowicach ocenili wcześniejszą opinię dotyczącą mechanizmu zgonu Tadeusza Wądołowskiego i czy badania sekcyjne z 1986 r. były wartościowe dla postępowania. Od tych opinii będą zależały nasze dalsze decyzje procesowe – powiedział tvp.info prok. Michał Skwara, prokurator z IPN, który prowadzi śledztwo.
Jak nieoficjalnie dowiedział się portal tvp.info, nie znaleziono dowodów na tuszowanie sprawy śmiertelnego pobicia Wądołowskiego przez milicjantów. Nie wiadomo także, czy uda się wyjaśnić wszelkie wątpliwości dotyczące zgonu mężczyzny. Prokurator Skwara potwierdził, że w sprawie śmierci Tadeusza Wądołowskiego przesłuchano już wszystkich dostępnych świadków. W maju zeznania jako świadek, złożył były szef policji Konrad Kornatowski, który w 1986 r. jako asesor wykonywał czynności śledcze w związku ze śmiercią Wądołowskiego.
Śledczy z IPN ustalili, że przyczyną śmierci Wądołowskiego był zawał serca. Nie wiadomo jednak czy nie był on wynikiem pobicia przez milicjantów.
W marcu 2007 r. „Dziennik” napisał, że nazwisko Kornatowskiego jest wymienione w raporcie komisji Rokity, która w latach 1989-91 badała przypadki śmierci w PRL z rąk SB, milicji i nieznanych sprawców. Według gazety Kornatowski mógł brać udział w tuszowaniu śledztwa w sprawie śmierci Wądołowskiego na komisariacie w Gdyni. Kornatowski twierdził w wywiadach, że nie ma nic wspólnego z żadnym tuszowaniem śledztwa w sprawie wydarzeń z 1986 r. Po tej publikacji IPN wszczął własne śledztwo w tej sprawie.
21 października 1986 r. 32-letni Tadeusz Wądołowski został zatrzymany przez milicjantów w związku z kradzieżą kilku kur. W drodze na komisariat, mężczyzna miał być kilkukrotnie uderzony pałką. Po południu na komisariat wezwano pogotowie. Wądołowski leżał w celi w kałuży krwi. Milicjanci twierdzili, że usłyszeli huk i znaleźli aresztanta we krwi. Oględziny zwłok przeprowadził asesor gdyńskiej prokuratury Konrad Kornatowski, który nie dopatrzył się śladów bicia i rutynowo zlecił przewiezienie ciała na sekcję zwłok.
Później śledztwo przejęła prok. Barbara Godlewska. Sekcja zwłok Wądołowskiego wykazała, że przyczyną śmierci był zawał serca. W raporcie opisano jednak tajemnicze siniaki na ciele mężczyzny. Rodzina Wądołowskiego przekonywała, że były to ślady brutalnego bicia. Postępowanie w sprawie prokuratorów Godlewskiej i Kornatowskiego, wszczęte po ustaleniach komisji Rokity, zostało umorzone w 1992 r.
W kwietniu 2009 r. warszawski sad apelacyjny uznał, że Jan Rokita ma przeprosić Konrada Kornatowskiego za zarzucenie mu, jakoby w latach 80. brał udział w tuszowaniu zabójstwa. Kornatowski podkreślał, że jego związek ze sprawą Wądołowskiego ograniczył się do oględzin zwłok i sporządzenia notatki. - Nie wykonywałem żadnych czynności procesowych, ani nie podejmowałem żadnych decyzji. Nie prowadziłem tego śledztwa – mówił Kornatowski.
Rafał Pasztelański