PolskaOkno ciągnie dziecko

Okno ciągnie dziecko



Wystarczy chwila, by dziecko wypadło z okna. W ciągu ostatniego tygodnia w całym kraju zanotowano kilkanaście takich wypadków. – Rodzice maluchów powinni mieć oczy dokoła głowy – mówią psychologowie.

Okno ciągnie dziecko
Źródło zdjęć: © PAP

13.06.2011 | aktual.: 28.05.2018 14:55

Kamienica przy ul. Piwnej na Starym Mieście w Warszawie. Tu na pierwszym piętrze mieszka młoda rodzina z dwoma synkami. W środę, 8 czerwca, rano w domu była tylko matka z dziećmi. Kobieta poszła zrobić śniadanie do kuchni. Pociechy zostały same w pokoju. Młodszy z chłopców, niespełna dwuletni Staś, wdrapał się na kanapę w salonie. Po niej wszedł na parapet. Chwilę później wypadł z okna. – Dziecko runęło na betonowy chodnik – opowiada Tomasz Oleszczuk z policji w warszawskim Śródmieściu. Chłopiec w stanie ciężkim trafił do Szpitala Dziecięcego im. Bogdanowicza przy ul. Niekłańskiej. Mały Staś jest wychowywany w normalnej rodzinie. – To żadna patologia. Stało się coś strasznego – mówią mieszkańcy kamienicy.

Zaledwie pięć dni wcześniej, również w warszawskim Śródmieściu, z siódmego piętra wieżowca przy pl. Dąbrowskiego wypadła 1,5-roczna Łucja. W czasie, gdy doszło do tragedii, w mieszkaniu było dwoje dzieci – Łucja i jej trzyletnia siostra Stefania, rodzice dziewczynek oraz babcia. Mama z córkami akurat wybierała się na spacer. W pewnym momencie odkryła, że nie ma młodszej z dziewczynek, a okno w pokoju, gdzie bawiło się dziecko, jest otwarte. Rodzice zobaczyli Łucję leżącą na żywopłocie pod blokiem. Dziecko spadło na ziemię z wysokości ok. 25 m. – Dziewczynka była w ciężkim stanie. Miała m.in. uraz głowy – opowiada Marek Niemirski ze stołecznego pogotowia. Łucję przewieziono do szpitala z poważnymi obrażeniami wewnętrznymi. Jej stan był krytyczny. – Wciąż nie jest najlepiej, ale stan dziecka określamy jako stabilny – mówi Maciej Kot ze szpitala przy ul. Niekłańskiej w Warszawie.

Jak tłumaczą lekarze, dziecko często ma nieco większe szanse na przeżycie upadku niż dorosły. Ale nie zawsze. – Kilkulatek ma bardziej miękkie i elastyczne kości oraz połączenia kostne, lepiej przygotowane na regenerację – wyjaśnia ortopeda Mariusz Urban ze Szpitala Klinicznego im. prof. Adama Grucy w Otwocku.

Rodzice Łucji to lekarze. Do wieżowca przy pl. Dąbrowskiego rodzina przeprowadziła się kilka miesięcy temu. Ojciec chciał otworzyć gabinet stomatologiczny. – To bardzo sympatyczni państwo. Normalna rodzina. Zawsze troszczyli się o swoje dzieci – opowiada jeden z sąsiadów. Inny dodaje: – To straszna tragedia. Bardzo współczuję tej rodzinie.

Norbert sam w domu

Podobnych wypadków w Polsce w tym roku było już kilka. Wielka Sobota. Kamienica w al. 3 Maja w centrum Dąbrowy Górniczej. Z okna wychyla się 3,5-letni Norbert. Próbuje wejść na parapet. – Gdy go zobaczyłam, od razu krzyknęłam, żeby się schował. Weszłam do klatki i po chwili usłyszałam huk. Wybiegłam na zewnątrz. Dziecko leżało na trawniku – wspomina pani Wiola, mieszkanka budynku. Roztrzęsiona kobieta zadzwoniła po pomoc. – Próbowałam ratować chłopca. Był w szoku. Płakał – wspomina.

Po chwili na miejscu pojawiają się karetka i policja. Malec traci przytomność. W ciężkim stanie z poważnymi urazami głowy helikopterem zostaje przewieziony do szpitala dziecięcego w Katowicach. Lekarze stwierdzają u niego m.in. wstrząs mózgu i liczne obrażenia wewnętrzne. Chłopiec przeżył. W chwili wypadku był sam w mieszkaniu. – Kilka ulic dalej policjanci odnaleźli jego 40-letnią matkę. Była pijana. Miała 2,5 promila alkoholu we krwi – wspomina asp. Mariusz Miszczyk. Kobieta trafiła do izby wytrzeźwień. Później usłyszała zarzut narażenia synka na utratę zdrowia i życia. Kobiecie grozi do pięciu lat więzienia.

– Matka przyznała się do winy. Zwróciliśmy się do sądu, by ocenił, czy może sama wychowywać dziecko, czy też powinno ono trafić do rodziny zastępczej – wyjaśnia asp. Miszczyk.

Sąd Rodzinny w Dąbrowie Górniczej sprawą zajmował się pod koniec kwietnia. – W połowie lipca zapadnie ostateczna decyzja, czy kobieta zostanie pozbawiona praw rodzicielskich – tłumaczy Mariusz Nawaro, prezes Sądu Rodzinnego w Dąbrowie Górniczej. Chłopczyk w szpitalu spędził półtora miesiąca. – Teraz przebywa w placówce wychowawczej – dodaje Nawaro.

Jak przyznają mieszkańcy kamienicy, matka już kilka razy zostawiała synka bez opieki. Często też nadużywała alkoholu. – Kilka lat temu straciła prawa rodzicielskie do starszego, 12-letniego dziś syna. Chłopiec trafił do rodziny zastępczej. Tak samo może być z Norbertem.

Dziecko na parapecie, a rodzice piją

Do podobnego wypadku doszło dwa tygodnie później w Bytomiu. Z okna bloku na drugim piętrze przy ul. Rostka wypada 17-miesięczna dziewczynka. – Dziecko wspięło się na parapet i zbyt mocno wychyliło. Spadło na ziemię z wysokości 9 m – opowiada Adam Jakubiak, rzecznik Komendy Miejskiej Policji w Bytomiu. Przytomną dziewczynkę z licznymi ranami głowy przewieziono do Chorzowskiego Centrum Pediatrii i Onkologii. W czasie wypadku w mieszkaniu była 24-letnia matka dziecka ze swoim 33-letnim konkubentem. Oboje byli pijani. Mieli po dwa promile w wydychanym powietrzu. – Gdy policjanci weszli do domu, okazało się, że para urządziła sobie libację – wspomina Adam Jakubiak.

Gdy rodzice pili w mieszkaniu, razem z nimi była jeszcze dwójka innych dzieci: sześcioletnia dziewczynka i jej 4,5-letni brat. Kiedy policjanci zabierali na komendę matkę i jej konkubenta, do opieki nad dziećmi przyszła ich babcia. Okazało się, że też jest pijana. Alkomat wykazał u niej 1,4 promila alkoholu.

Matka usłyszała zarzut narażenia swojego dziecka na niebezpieczeństwo. Grozi jej do pięciu lat więzienia. Już wcześniej była znana policji. – Kilka razy byliśmy wzywani przez sąsiadów z powodu rodzinnych awantur – opowiada Adam Jakubiak. W sądzie toczy się też postępowanie o odebranie kobiecie praw rodzicielskich. Dzieci trafiły do jednego z bytomskich domów dziecka.

Ogrom nieszczęścia

Dużo szczęścia miał dwuletni Dawid z Koszalina. Na początku marca chłopiec wypadł z okna na czwartym piętrze kamienicy przy ul. Bosmańskiej. Matka chłopca była w kuchni, a on razem z siostrą bliźniaczką w pokoju. W pewnej chwili maluch wdrapał się na krzesło, sam otworzył okno i chwilę później upadł na ziemię. – Miał sporo szczęścia, spadł na zamarznięty grunt, a nie beton. To zamortyzowało upadek – opowiada podkomisarz Urszula Chylińska z komendy w Koszalinie. Chłopiec miał złamaną szczękę i ogólne potłuczenia, ale te obrażenia nie zagrażały jego życiu. Dawid przeszedł rehabilitację. W tej chwili jest zdrowy i sprawny. Policja zakończyła badanie tej sprawy. – Postępowanie zostało umorzone, bo to był nieszczęśliwy wypadek – tłumaczy podkomisarz Chylińska.

Tydzień po zdarzeniu w Koszalinie policja odnotowuje kolejny taki przypadek. Tym razem w Żyrardowie w bloku przy ul. Filipa de Girarda na osiedlu Wschód. Tam z okna na piątym piętrze wypadł półtoraroczny chłopiec. Upadł na trawnik tuż obok wejścia do klatki schodowej. – Malec wdrapał się na wersalkę, gdy jego matka była zajęta pracami domowymi. A później rączką otworzył sobie plastikowe okno – opowiada komisarz Edyta Marczewska z komendy policji w Żyrardowie.

Zaniepokojona ciszą w mieszkaniu matka wchodzi do pokoju i spostrzega, że okno jest otwarte. Na ratunek jest już jednak za późno. Dziecko umiera jeszcze przed przyjazdem karetki. – To był nieszczęśliwy wypadek, więc umorzyliśmy postępowanie – podkreśla Bogusław Piątek, szef prokuratury w Żyrardowie. Przez blisko 20 lat pracy nie miał ani jednej takiej sprawy. – Kiedyś, gdy pracowałem w Pruszkowie, kobieta po porodzie zamordowała noworodka, a jego zwłoki ukryła w lodówce. Ale tam była patologia, a tu mamy wypadek w normalnej rodzinie. Ogrom nieszczęścia, jaki ją dotknął, jest olbrzymi. My, jako prokuratorzy, musimy na chłodno podchodzić do sprawy – mówi Piątek.

Matka chłopca do dziś jest pod opieką psychologa.

Ciekawość świata

Barbara Arska-Kuryłowska, psycholog dziecięcy, przyznaje, że małe dzieci mają w sobie ogromną ciekawość świata i często nie zdają sobie sprawy z niebezpieczeństw. Choć nie zawsze. – Niektóre dzieci są bardzo ostrożne. Inne maszerują bez zastanowienia. Wszystkiego dotkną, spróbują i wszędzie wejdą. Nie bez powodu są matki, które mówią, że muszą mieć oczy dokoła głowy, by upilnować swoje pociechy – tłumaczy. I dodaje, że na małe dziecko trzeba uważać niezależnie od wieku.

Janina Blikowska, Aleksandra Pinkas

Źródło artykułu:WP Wiadomości
opiekaśmierćwypadek
Zobacz także
Komentarze (0)