Odwrócony Nixon na razie nie wychodzi. Jak wyglądają relacje Putin-Xi? [OPINIA]
Odkąd Donald Trump wrócił do Białego Domu, on sam i jego otoczenie wielokrotnie dawali do zrozumienia, że jednym z kluczowych, strategicznych celów nowej administracji będzie wbicie klina między Chiny i Rosję, poróżnienie Władimira Putina i Xi Jinpinga, a w najlepszym wypadku nawet "odwrócenie sojuszy" - pisze dla Wirtualnej Polski Jakub Majmurek.
Tekst powstał w ramach projektu WP Opinie. Przedstawiamy w nim zróżnicowane spojrzenia komentatorów i liderów opinii publicznej na kluczowe sprawy społeczne i polityczne.
Niektórzy analitycy rysowali bowiem scenariusz – albo jak twierdziły krytyczne komentarze "snuli fantazję" – "odwróconego Nixona", nad jakim pracować ma nowy amerykański prezydent.
Nixon i główny architekt jego polityki zagranicznej, Henry Kissinger, wykorzystali napięcia na linii Moskwa-Pekin, by wbić klin między Chiny a Związek Radziecki, zbliżyć się do Pekinu, zmieniając na korzyść Stanów globalną szachownicę i otwierając drogę do globalizacji ostatnich kilku dekad. Trump miałby teraz z kolei wbić klin między Moskwę a Pekin, skłaniając przy tym Putina do współpracy w powstrzymywaniu globalnej ekspansji Chin.
To, co stało się w Moskwie w czwartek i piątek w związku z wizytą w Rosji przewodniczącego Xi, pokazuje jednak, że próby "wbijania klina" działają do tej pory raczej średnio. O "odwróconym Nixonie" nie wspominając.
Dalsza część artykułu pod materiałem wideo
Reakcja na wybór papieża. O. Szwarc: To jest sygnał dla wszystkich
"Nie damy się zastraszyć!"
Xi przyjechał do Rosji w związku z piątkowymi obchodami Dnia Zwycięstwa. Święto upamiętniające zwycięstwo ZSRR w II wojnie światowej stanowi jeden z najważniejszych elementów polityki historycznej Władimira Putina. Tegoroczne obchody miały szczególne znaczenie, nie tylko ze względu na 80. rocznicę końca wojny. Putinowi, uwikłanemu od ponad trzech lat w przeciągającą się wojnę w Ukrainie, która jak na początku napaści przekonywała propaganda, miała się skończyć w kilka tygodni upadkiem Kijowa, zależało na demonstracji militarnej siły Rosji i prezentacji siebie samego jako sprawnego, kompetentnego wojskowego przywódcy. Rosyjski prezydent, gromadząc na paradzie przywódców możliwie jak największej liczby krajów, chciał też pokazać, że Rosja wcale nie jest globalnie izolowanym dyplomatycznym pariasem.
Wizyta Xi i udział chińskiego przywódcy piątkowych obchodach były kluczowe, jeśli chodzi o ten drugi cel Kremla. Do Rosji zjechała się bowiem głównie "międzynarodówka dyktatorów": od Nicholasa Maduro z Wenezueli, przez Ibrahima Troaore z Burkina Faso i Aleksandra Łukaszenkę z Białorusi po rządzącego nieprzerwanie Tadżykistanem od 1994 roku Emomaliego Rahmona. Z Unii Europejskiej stawił się tylko premier Słowacji Robert Fico, obok Viktora Orbána najbardziej prorosyjski szef rządu w bloku.
Gdyby nie obecność Xi – zasiadającego w piątek obok Putina na trybunie honorowej – to podobna lista gości wyglądałaby dość kompromitująco. Chiński przywódca był jedynym obecnym w Moskwie przedstawicielem państwa należącego do kluczowych sojuszników ZSRR w walce przeciw III Rzeszy: zabrakło reprezentantów Stanów, Wielkiej Brytanii, Francji. Udział Chin w obchodach pozwala rosyjskiej propagandzie przekonywać, że w Moskwie obecni byli liderzy reprezentujący "globalną większość", a jeśli "kolektywny Zachód" chce na nią patrzeć z góry, to tym gorzej dla niego.
Dzień przed paradą doszło do trwającego kilka godzin spotkania Putina i Xi. Zakończył je wspólnie wydany komunikat, w którym obie strony zobowiązują się do "zwiększenia wzajemnych stosunków i wzmocnienia współpracy" w celu przeciwstawienia się polityce Zachodu, nastawionej na "powstrzymywanie" obu państw. Relacje te, jak powiedział na Kremlu Xi, już są "bardziej pewne, stabilne i trwałe" niż kiedykolwiek.
W podobne tony uderzał tekst opublikowany pod nazwiskiem chińskiego przywódcy w rządowym dzienniku "Rossijskaja Gazieta". Xi wzywa w nim: "czerpiąc mądrość i siłę z wielkiego zwycięstwa w wojnie z faszyzmem, musimy zdecydowanie przeciwstawić się wszelkim formom hegemonistycznej polityki siły". Spotkanie liderów Rosji i Chin miało pokazać nie tylko siłę relacji łączących ich państwa w obliczu wszelkich nacisków, jakim podlegają, ale też przedstawić je – jak absurdalnie by to nie brzmiało – jako ośrodki stojące na straży reguł międzynarodowych i suwerenności państw zagrożonych przez hegemoniczne zapędy zachodnich mocarstw.
Protokół rozbieżności
Jednocześnie relacje obu państw nie są tak bliskie, jak mógłby sugerować podobny język. Bliskiej współpracy towarzyszy protokół rozbieżności. Zbliżenie obu mocarstw wymusił atak Putina na Ukrainę i będąca jego konsekwencją głęboka dyplomatyczna i gospodarcza izolacja Rosji. Rosja nie miała innego wyboru niż pogłębić gospodarczą i wojskową współpracę z Chinami. Pekin przyjął tę ofertę, zawsze jednak zachowując wobec Rosji pewien dystans – np. nie angażując się bezpośrednio wojskowo w Ukrainie.
Wymiana handlowa między Rosją a Chinami wzrosła o 66 proc. między 2021 a 2024 rokiem. Zyski ze sprzedaży rosyjskiego gazu i ropy do Chin są kluczowe dla finansowania wojny. Chińskie produkty konsumpcyjne – od elektroniki po samochody – zastąpiły te, od których Rosjan odcięły sankcje. Jednocześnie zyski ze sprzedaży surowców Chinom dalekie są od poziomu, na jaki liczyli Rosjanie. Negocjacje nad budową gazociągu Siła Syberii 2 napotkały w zeszłym roku na spore trudności – a zdaniem wielu ekspertów ostatecznie może się on okazać bardziej korzystny dla Chin niż Rosji.
Rosja ma w ogóle w układzie z Chinami pozycję znacznie słabszego partnera. To ona bardziej potrzebuje Chin niż Chiny Rosji. Zbliżenie obu gospodarek po 2022 roku coraz bardziej uzależnia tę rosyjską od chińskiej.
Chinom z kolei nie podoba się choćby współpraca wojskowa Rosji z Koreą Północną, której żołnierzy biorą udział w konflikcie w Ukrainie. Pekin postrzega państwo Kimów jako swoje podwórko i działania Rosji uważa ze destabilizujące strategiczny dla siebie region. Największy problem polega jednak na tym, że sojusz z toczącą wojnę napastniczą Rosją utrudnia Pekinowi relacje z Unią Europejską, kluczowe w kontekście wspólnych wysiłków ratowania międzynarodowego porządku handlowego przed nieprzewidywalną polityką Trumpa. A to dziś dla Chin znacznie istotniejsze niż relacje z Rosją.
Czemu Putin nie przyjmuje oferty Trumpa?
Czemu biorąc pod uwagę wszystkie te rozbieżności Putin, nie przyjmuje oferty Trumpa i nie dystansuje się od Chin? Bez wątpienia to, co stało się w czwartek i piątek w Moskwie, było skierowane pod adresem amerykańskiej administracji, miało jej pokazać, że Putin w razie czego ma alternatywę i nie musi przyjąć dealu, jaki zaoferuje mu Trump.
Jednocześnie, jak niedawno na łamach "Foreign Affairs" pisał niezależny rosyjski dziennikarz Andriej Kolesnikow, oferta skierowana przez Trumpa pod adresem Putina znalazła oddźwięk w rosyjskim społeczeństwie, wytworzyła oczekiwanie, że wkrótce dzięki Amerykanom dojdzie do jakiegoś porozumienia z Ukrainą. Putin nie jest oczywiście demokratycznym przywódcą, ale nawet autokraci muszą do pewnego stopnia uwzględniać społeczne oczekiwania w swoich kalkulacjach. Warunkiem koniecznym dla jakiegokolwiek porozumienia są dla Putina gwarancje, że Ukraina nie wejdzie do NATO, a Rosja zachowa kontrolę nad już zdobytymi terytoriami. A to jest coś, co Trump wydaje się gotów dać Rosji.
Presję na Putina zwiększa Europa. W sobotę Kijów odwiedzili brytyjski premier sir Keir Starmer, Donald Tusk oraz francuski prezydent Macron. Wezwali Putina do 30-dniowego zawieszenia broni i przystąpienia do negocjacji, grożąc zaostrzeniem zachodnich sankcji wobec Rosji. W podobnym tonie wcześniej wypowiadał się Trump – choć jak wiemy amerykański prezydent nieustannie zmienia zdanie na temat tego, kto jest przeszkodą dla pokoju w Ukrainie i swoją gotowość do angażowania Stanów w dalsze negocjacje i pomoc Kijowowi.
Z drugiej strony jakaś część rosyjskich elit ciągle wierzy, że zawieszenie broni, pozwalające Ukrainie odbudować siłę będzie błędem i nie należy siadać do stołu, nie zapewniając sobie najpierw mocniejszej pozycji na froncie. Zawieszenie broni oznaczałoby też, jak zwraca uwagę Kolesnikow, konieczność przestawienia gospodarki na pokojowe tory i znalezienie nowego miejsca wracającym z wojny weteranom co może być sporym wyzwaniem dla rosyjskich władz i potencjalnym źródłem niestabilności.
Być gotowym na każdym wariant
Swój potencjalny deal ze Stanami mają też cały czas z tyłu głowy Chińczycy. W weekend w Genewie spotykają się amerykański sekretarz skarbu Scott Bessent oraz chiński wicepremier He Lifeng. Przedmiotem negocjacji będą relacje handlowe i kryzys, jaki wywołały w nich nałożone przez Trumpa na Chiny zaporowe cła. Eksperci są jednak sceptyczni czy w Genewie dojdzie do jakiegoś porozumienia – obie gospodarki jak dotąd nie ucierpiały dostatecznie by zdecydować się na ustępstwa.
Jednocześnie stawki są tu ogromne. W zeszłym roku wymiana handlowa – licząc także usługi – między Chinami i Stanami osiągnęła 660 miliardów dolarów. Obie gospodarki, mimo strategicznej rywalizacji dwóch stolic, pozostają głęboko współzależne i przeciągająca się wojna handlowa może poważnie zranić obie strony i całą światową gospodarkę.
Relacje w trójkącie Trump-Putin-Xi są więc bardzo skomplikowane. W jego środku znajduje się Europa. Jak Putin, Xi i Trump nie ułożą się między sobą, Europa musi być gotowa na różne warianty i w każdym bronić swoich interesów – w tym integralności Ukrainy i prawa Kijowa do wyboru sojuszów.
Dla Wirtualnej Polski Jakub Majmurek
Z wykształcenia filmoznawca i politolog. Działa jako krytyk filmowy, publicysta, redaktor książek, komentator polityczny i eseista. Związany z Dziennikiem Opinii i kwartalnikiem "Krytyka Polityczna". Publikuje także w "Kinie", "Gazecie Wyborczej", portalu "Filmweb". Redaktor i współautor wielu publikacji, ostatnio "Kino-sztuka. Zwrot kinematograficzny w polskiej sztuce współczesnej".