Odchudzanie, które kończy się śmiercią
Uwaga! Na Pomorzu pojawił się niebezpieczny chiński "lek" na odchudzanie. Działa podobnie do amfetaminy, uzależnia jak narkotyk i może zabić.
Najpierw do szpitala psychiatrycznego, a potem do Kliniki Toksykologii gdańskiej Akademii Medycznej trafiła pacjentka w stanie psychozy. Kobieta - biorąc nielegalnie sprowadzany z Chin preparat - próbowała schudnąć. - W preparacie tym znajduje się sibutramina, substancja o działaniu podobnym do amfetaminy - mówi dr Wojciech Waldman, toksykolog z AMG. Preparat meizitang jest reklamowany w Internecie jako "hit w odchudzaniu", który po 30 dniach stosowania pozwala na zmniejszenie wagi nawet o 12 kilogramów. Można go bez problemu kupić na internetowej aukcji lub u osób, przedstawiających się jako "lekarze medycyny chińskiej".
Tymczasem meizitang spowodował już na świecie śmierć co najmniej kilkudziesięciu osób! Ostrzegają przed nim zarówno niemieccy, jak i brytyjscy lekarze. Specjaliści podkreślają, że sibutraminę można zażywać wyłącznie pod kontrolą specjalisty. - Już dwukrotnie nie dopuściliśmy do przemytu tego preparatu - twierdzi Jolanta Twardowska, rzeczniczka Izby Celnej w Gdyni. - Pierwszy raz w lutym, drugi w minionym tygodniu. Łącznie zatrzymaliśmy na granicy 13 600 tabletek. Walka o piękną figurę może zakończyć się tragicznie. Przyjmowanie nielegalnie sprowadzonych chińskich ziółek prowadzi do uzależnienia, a w niektórych przypadkach grozi nawet śmiercią!
Meizitang na czarnym rynku kosztuje ok. 80-100 złotych. Reklama w Internecie zachęca: "Jest to naturalny koncentrat dietetyczny - suplement spożywczy. Kompozycja ta została wynaleziona ponad 1000 lat temu, pozwala tybetańskim mnichom zachować znakomitą witalność oraz sprawność fizyczną całego organizmu".
Pacjenci, trafiający do lekarza, skarżą się na kołatanie serca, napady paniki, gwałtowny wzrost ciśnienia. Niektórzy mają halucynacje. - Przestałam brać ten preparat już po dwóch dniach - mówi Magda z Gdyni. - Bałam się, że umrę. Czułam, jakby mi serce wyskakiwało z piersi, miałam zawroty głowy. Co najmniej pięć osób prosiło już gdańskich toksykologów o pomoc. Twierdziły, że mają kłopoty z odstawieniem "chińskich ziółek".
Ewa wczesną zimą ważyła ponad 120 kilogramów. Dziś - poniżej 90 kilogramów. Od kilku miesięcy regularnie bierze kupowany na czarnym rynku meizitang. - Schudłam - przyznaje. - Jest tylko pewien problem. Nie mogę przestać brać tych tabletek. Kupuję już co najmniej dwa opakowania na zapas i boję się, że zabraknie. Meizitang zawiera sibutraminę, która wprawdzie występuje w niektórych lekach dopuszczonych do sprzedaży w Polsce, jednak musi być podawana pod ścisłym nadzorem lekarza. Na polskich aukcjach internetowych aż roi się od ofert jego sprzedaży. Większość sprzedających chce zachować anonimowość, jest jednak też oficjalna strona firmy z Białegostoku.
- Jesteśmy oficjalnym przedstawicielem chińskiego producenta w Polsce, w przeciwieństwie do tych, którzy oferują podróbki - twierdzi Marek Ignaciuk, właściciel firmy. - Nie potrzebujemy zgody na sprowadzanie meizitangu, bo nasz produkt nie jest farmaceutykiem, tylko suplementem diety. W tym, co oferujemy, nie ma sibutraminy, tylko naturalne środki roślinne. - W styczniu br. zatrzymaliśmy pierwszą partię 3300 tabletek meizitangu - mówi Jolanta Twardowska, rzeczniczka Izby Celnej w Gdyni. - Po zbadaniu preparatu w laboratorium okazało się, że jest tam sibutramina. Była ona także w ponad 10 tysiącach tabletek, które próbowano przemycić w maju.
Europa ostrzega
W wielu krajach europejskich ostrzega się pacjentów przed samowolnym spożywaniem chińskich leków na odchudzanie, zawierających sibutraminę, która oprócz blokowania głodu powoduje niebezpieczne skoki ciśnienia, co może zakończyć się tragicznie. Sibutramina jest zakazana we Włoszech po tym, jak spowodowała śmierć kilku osób. Niemcy piszą o co najmniej 34 przypadkach śmiertelnych. W Wielkiej Brytanii The Medicines and Healthcare Product Regulatory Agency opisuje przypadki nieodwracalnego uszkodzenia wątroby po zażyciu chińskich produktów. Specjaliści twierdzą, że niektóre specyfiki są podrabiane.
Dorota Abramowicz