Obwód kaliningradzki - baza rakietowa Rosji
Rosyjska enklawa naszpikowana jest systemami rakietowymi
Europa na celowniku
Obwód kaliningradzki staje się nie tyle niezatapialnym lotniskowcem, co jedną wielką bazą rakietową, która wbija się klinem w sam środek wschodniej flanki NATO. Rosja rozmieściła w swojej enklawie szereg pocisków - balistycznych, manewrujących, przeciwokrętowych i przeciwlotniczych. Cel? Utworzenie swoistego "kordonu bezpieczeństwa", który będzie rozciągać się na przestrzeni setek kilometrów od granic obwodu.
W sytuacji kryzysu ten parasol rakietowy ma utrudnić lub wręcz uniemożliwić udzielenie NATO-wskiej pomocy północno-wschodniej Polsce i krajom bałtyckim. Rakiety przeciwokrętowe będą paraliżować ruch na Bałtyku. Systemy obrony powietrznej nie dopuszczą do strefy konfliktu ciężkich samolotów transportowych. Pociski balistyczne będą niszczyć szlaki komunikacyjne i inną infrastrukturę, zakłócając szybki przerzut wojsk.
Dlatego tak ważne jest dalsze wzmacnianie wschodniej flanki NATO, ze szczególnym uwzględnieniem obrony przeciwlotniczej i przeciwrakietowej oraz systemów typu "standoff", czyli uzbrojenia, którym można razić wroga, pozostając poza zasięgiem jego obrony. Dla Polski w tym kontekście kluczowe są przede wszystkim programy zbrojeniowe "Wisła" i "Narew" (obrona powietrzna średniego i krótkiego zasięgu), mające być fundamentami polskiej tarczy antyrakietowej.
_**Tomasz Bednarzak, WP**_
S-400 Triumf
Przed kilkoma dniami Kreml ogłosił, że w odpowiedzi na tarczę antyrakietową rozmieści w obwodzie kaliningradzkim nowoczesne systemy obrony powietrznej S-400 Triumf. Nie jest to jednak żadna nowość, bo już cztery lata temu rosyjska prasa nieoficjalnie donosiła, że system ten trafia na wyposażenie jednostek w rosyjskiej enklawie, a resort obrony tego nie dementował.
Tak czy inaczej, S-400 to obecnie najnowocześniejszy kompleks przeciwlotniczy i przeciwrakietowy znajdujący się w służbie rosyjskich sił zbrojnych. Może jednocześnie namierzać i naprowadzać rakiety na wiele celów. Jego maksymalny zasięg to 400 kilometrów, choć na większych dystansach może zwalczać tylko cięższe i powolniejsze samoloty - np. transportowe czy wczesnego ostrzegania.
S-400 w praktyce są w stanie pokryć dużą część przestrzeni powietrznej wokół obwodu kaliningradzkiego, w tym krajów bałtyckich. W sytuacji kryzysowej mogą skutecznie utrudnić przerzucanie NATO-wskiego wsparcia drogą lotniczą. Posiadają też zdolność niszczenia wrogich pocisków balistycznych i manewrujących.
BM-30 Smiercz
Do rażenia celów w najbliższym sąsiedztwie obwodu kaliningradzkiego Rosjanie z powodzeniem mogą używać systemów artylerii rakietowej BM-30 Smiercz. To samobieżne wyrzutnie niekierowanych pocisków kalibru 300 mm, które mogą zostać uzbrojone w szeroki wachlarz głowic bojowych różnego przeznaczenia (odłamkowe, penetrująco-burzące, przeciwpancerne).
Rakiety Smiercza mają maksymalny zasięg 90 kilometrów i są wyposażone w układy korygujące tor lotu, co zwiększa ich celność. Salwa z wielu wyrzutni jednocześnie może siać prawdziwe spustoszenie w szeregach przeciwnika. Niszczycielską moc artylerii rakietowej, połączonej z nowoczesnymi systemami zwiadu i rozpoznania (drony), pokazały już zacięte walki w Donbasie.
P-800 Oniks
W ostatnich dniach rosyjska agencja Interfax poinformowała, że rosyjskie wojska w obwodzie kaliningradzkim zostały wzmocnione dywizjonem rakietowym obrony wybrzeża, uzbrojonym w kompleksy Bastion (na zdjęciu). Wykorzystują one pociski P-800 Oniks o zasięgu do 450 kilometrów.
Oniksy to nominalnie pociski przeciwokrętowe, przeznaczone do niszczenia jednostek nawodnych. Dzięki nim Rosjanie mogą kontrolować praktycznie cały korytarz na Morzu Bałtyckim między polskim a szwedzkim wybrzeżem. W przypadku kryzysu oznacza to znaczne utrudnienie przerzucania drogą morską wsparcia NATO dla Europy Środkowo-Wschodniej.
Ale ostatnio w Syrii Rosjanie użyli odpowiednio zmodyfikowanych Oniksów również do niszczenia celów lądowych. Ich przewagą jest wysoka prędkość ataku - ponad 2,5 Macha - co stanowi dla obrony powietrznej nie lada wyzwanie.
Iskandery
Rosja regularnie straszy nas Iskanderami, ale tak naprawdę w obwodzie kaliningradzkim wciąż nie stacjonują one na stałe. Rozmieszczona w enklawie 152. gwardyjska brygada rakietowa jest jedną z ostatnich jednostek w rosyjskich siłach zbrojnych, która ma na stanie przestarzałe pociski balistyczne Toczka-U o zasięgu 120 kilometrów. Niemniej w najbliższych latach zostaną one zastąpione przez kompleksy Iskander-M (na zdjęciu).
Iskandery są o wiele celniejsze i mają kilkakrotnie większy zasięg. Oficjalnie jest to 500 kilometrów, co wynika z ograniczeń nałożonych przez traktat INF (Układ o całkowitej likwidacji pocisków rakietowych pośredniego zasięgu). Jednak wiele źródeł potwierdziło, że Rosja po cichu złamała ten traktat i faktyczny zasięg Iskanderów wynosi 700 kilometrów. Co gorsza, rakiety te mogą przenosić głowice nuklearne.
Iskandery są przeznaczone przede wszystkim do niszczenia infrastruktury krytycznej - centrów dowodzenia, baz wojskowych, lotnisk, mostów, szlaków komunikacyjnych, elektrowni. - co ma zakłócać czy wręcz paraliżować skuteczne funkcjonowanie państwa.
Kalibry
W ubiegłym miesiącu Rosja przebazowała do obwodu kaliningradzkiego dwie małe korwety rakietowe typu Bujan-M, na co dzień operujące w ramach Floty Czarnomorskiej. Jednak w dalszej perspektywie w skład Floty Bałtyckiej, której główne bazy znajdują się w rosyjskiej enklawie, wejdą na stałe trzy takie jednostki. Okręty te są wyjątkowe, bo pomimo małych rozmiarów, uzbrojone są w pociski manewrujące Kalibr o zasięgu do 2,5 tys. kilometrów.
Zatem w polu rażenia tych nowoczesnych rakiet - teoretycznie mogących przenosić także głowice nuklearne - znajduje się duża część Europy Zachodniej. Co więcej, tajemnicą poliszynela jest, że Kalibry mogą być również odpalane z lądu przy użyciu mobilnych wyrzutni systemu Iskander-K, co również jest złamaniem wspomnianego traktatu INF.
_**Tomasz Bednarzak, WP**_