Nowa fala drożyzny. Według minister miało nie być drogo, a jest... nawet o 432 proc. drożej
Minister klimatu i środowiska Anna Moskwa zapewniała Polaków, że rachunki za ciepło podczas tej zimy nie wzrosną bardziej niż o 42 proc. Groziła ciepłowniom karami finansowymi. Jak dowiaduje się Wirtualna Polska, w praktyce rządowy system zamrożenia cen nie zadziałał. Polskę właśnie ogarnia nowa fala rujnujących podwyżek, nawet o 432 proc.
Dostałeś podwyżkę opłat? Napisz o tym do Wirtualnej Polski, na adres dziejesie@wp.pl
W Puławach (woj. lubelskie) afera z podwyżkami cen za ciepło wybuchła kilka dni temu. Prezydent miasta poinformował, że Grupa Zakłady Azotowe "Puławy" od 9 stycznia podnosi ceny za ciepło dostarczane mieszkańcom. - W ciągu ostatnich 20 lat nie notowaliśmy takich podwyżek stawek. Nagły wzrost cen nośników energii, takich jak węgiel, gaz ziemny i ropa naftowa spowodował drastyczny wzrost cen prądu i ciepła - skomentował prezydent Paweł Maj. Podwyżka za zamówioną moc wynosi 73 proc., zaś w przypadku opłaty za ciepło - 84 proc.
"Jak po podwyżce ogrzewanie skoczy na 400-500 zł miesięcznie, to ludzie przestaną płacić", "To miasto umiera, a takie wzrosty cen tylko przyspiesza ten proces" - tak w komentarzach żalą się prezydentowi mieszkańcy. Część narzeka, że podwyżkę funduje firma blisko związana z miastem: "Azoty powstały, wraz z całą infrastrukturą, z krwawicy naszych ojców i dziadów, (...) i tak wracamy do punktu wyjścia, zostaniemy dziadami" - pisze jeden z mieszkańców.
Puławy to tylko wycinek zjawiska, które właśnie ogarnia cały kraj. W Otwocku i Piasecznie (woj. mazowieckie) opłaty za ogrzewanie mieszkań mogą wzrosnąć o ok. 300 do 500 zł miesięcznie. To po tym, jak dwie lokalne ciepłownie uzyskały zgodę Urzędu Regulacji Energetyki na podniesienie taryf. PCU Piaseczno podnosi ceny o 235 proc., ale to tylko do końca kwietnia, a od 1 maja stawki wzrosną już o 432 proc.
Dalsza część artykułu pod materiałem wideo
Zobacz też: Będzie kolejna mobilizacja? "Chcą wciągnąć w wojnę całe społeczeństwo"
W Piotrkowie Trybunalskim (woj. łódzkie) ceny za ogrzewanie wzrosną o 93 proc., w sąsiednich samorządach już tylko o 30 proc. Mieszkańcy jednego z osiedli chcą odłączyć się od ciepłowni i założyć własną kotłownię - relacjonuje lokalny serwis Nasze Miasto.
- Przy drożyźnie w sklepach, ratach kredytowych, drogim paliwie i energii, dodatkowo 300-400 zł opłaty za ciepło dobija nasz rodzinny budżet. Jestem zszokowany wysokością podwyżek za ciepło, a nie zarabiam najgorzej. Nie potrafię sobie wyobrazić, co z rachunkami zrobią moi sąsiedzi emeryci - mówi Wirtualnej Polsce mieszkaniec osiedla w Piasecznie, na którym dojdzie do rekordowych podwyżek.
Trwa ładowanie wpisu: facebook
Minister obiecała podwyżki tylko do 42 proc. Oto co z tego wyszło
Miało być inaczej, bo we wrześniu minister klimatu Anna Moskwa ogłosiła w mediach pełny sukces rządu w walce z drożejącym ciepłem. - Blokujemy podwyżki na poziomie surowca, (...) co przełoży się na maksymalnie 40 proc. dla odbiorcy końcowego - ogłosiła, relacjonując postępy w przygotowaniu ustawy o wsparciu odbiorców ciepła. Obietnicę kilka razy powtórzyła w mediach.
Sprawa okazała się bardziej skomplikowana, niż zapowiadała polityk. Jak tłumaczy Agnieszka Głośniewska, rzeczniczka prasowa Urzędu Regulacji Energetyki, informacja, że dzięki cenom z rekompensatami maksymalna podwyżka cen wyniesie około 40 proc., wynikała z uśrednienia danych o cenach wytwarzania ciepła oraz cen przesyłu i dystrybucji w Polsce.
- Wypowiedź pani minister utrwaliła się w przestrzeni publicznej, jednak w praktyce podwyżki mogą być wyższe. W rzeczywistości URE nadal zatwierdza taryfy ciepłowniom, związane z drożejącymi surowcami, jak węgiel czy gaz. W relacjach z odbiorcami wytwórca nie może sprzedawać spółdzielniom i wspólnotom mieszkaniowym ciepła po cenie większej, niż cena z rekompensatą określoną w ustawie - mówi Wirtualnej Polsce Głośniewska z URE.
Według URE w 2021 roku średnia cena sprzedaży ciepła wytworzonego ze źródła opalanego gazem wynosiła 71 zł za GJ. Z kolei limit ceny w ustawie o rekompensatach ustalono na 150,95 zł netto. Daje to przestrzeń na nawet 200-procentową podwyżkę. Jak dowiaduje się WP, to właśnie przypadek Puław czy Piotrkowa Trybunalskiego, gdzie ogłoszone podwyżki są wysokie z punktu widzenia mieszkańców, ale kwotowo mieszczą się w ustawowym limicie.
- Uważam, że Polakom nie wytłumaczono dokładnie, co oznaczają te stawki opisane w ustawie. One są dość wysokie i przełożą się na 300-400 zł zaliczki za ciepło miesięcznie. Ludzie usłyszeli: "podwyżka najwyżej 40 proc." i pomyśleli: "dobra, to jeszcze nie tak drogo" - mówi WP prezes jednej z ciepłowni na wschodzie kraju, która ostatnio podniosła ceny.
I podaje przykład: - W niewielkiej kotłowni, opalanej w 2021 roku rosyjskim węglem, cena ciepła mogła wynosić 20 zł na GJ. Jeśli teraz, po wzroście cen węgla, osiągną limit 103 zł za GJ, to będzie to pięciokrotna podwyżka - podsumowuje.
Tomasz Molga, dziennikarz Wirtualnej Polski