"No, mój to by się nie zmieścił". Wykładowca poniżający studentki ukarany przez uczelnię
– No, mój to by się nie zmieścił – z takimi słowami zwrócił się jesienią ubiegłego roku jeden z wykładowców Uniwersytetu Śląskiego w Katowicach do ziewającej studentki. Za skandaliczne komentarze naukowiec wreszcie został ukarany.
Seksistowskie uwagi wykładowcy powtarzały się. Studentki słyszały, że "kobieta należy przez swoje nazwisko do ojca lub męża" albo opowieści o tym, że chętnie przyjmie do domu Syryjki, które będą mu sprzątać, gotować i z nim sypiać. W końcu kobiety zgłosiły sprawę, a latem tego roku zebrała się komisja dyscyplinarna. Jej rzecznik wnioskował o pozbawienie wykładowcy prawa do wykonywania zawodu nauczyciela akademickiego przez kolejne dwa lata.
W sprawę zaangażowała się też feministka i aktywistka Kamila Kuryło, która napisała petycję do rektora Uniwersytetu, wnioskując o zawieszenie wykładowcy w trybie natychmiastowym.
Ostatecznie, komisja dyscyplinarna zadecydowała jednak inaczej. – Wykładowca otrzymał naganę i zakaz zajmowania funkcji kierowniczych w uczelniach na okres pięciu lat. Każda ze stron ma możliwość wniesienia odwołania od tego orzeczenia – powiedział "Wyborczej" rzecznik uczelni, Jacek Szymik-Kozaczko.
Z tej możliwości skorzystał już rzecznik dyscyplinarny Uniwersytetu Śląskiego i w poniedziałek 4 września wniósł odwołanie od decyzji komisji. Argumentuje, że kara jest zbyt niska i podtrzymuje wniosek o pozbawienie wykładowcy prawa do prowadzenia zajęć ze studentami na dwa lata.