PolskaNiewielu Polaków decyduje się o tym mówić. Fantazja oprawców nie zna granic

Niewielu Polaków decyduje się o tym mówić. Fantazja oprawców nie zna granic

- Pracę w jednym z największych towarzystw ubezpieczeniowych w Polsce rozpoczęłam w 2006 roku. Świadomie wybrałam tę renomowaną firmę, gdyż uchodziła ona wówczas za kuźnię talentów. Wydawało mi się, że będzie to idealne miejsce do podnoszenia moich kwalifikacji. Nie przypuszczałam wówczas, że stanę się ofiarą mobbingu, który zmieni moje życie w koszmar - opowiada Wirtualnej Polsce jedna z naszych czytelniczek.

Niewielu Polaków decyduje się o tym mówić. Fantazja oprawców nie zna granic
Źródło zdjęć: © Fotolia | hunna
Przemysław Dubiński

Po rozpoczęciu pracy w dziale windykacji szybko zorientowałam się, że jest on słabo zorganizowany. Szybko udało mi się jednak stworzyć zgrany zespół. Nasze wyniki i atmosfera w pracy sprawiły, że do naszego działu, który nie należał do najbardziej atrakcyjnych, zaczęli garnąć się ludzie z innych zespołów.

Pierwsze problemy zaczęły się wraz z awansem i objęciem przeze mnie stanowiska kierownika. Ubiegała się o nie również Marta, której rodzice w przeszłości pracowali w firmie i mieli wobec niej duże oczekiwania. Dzięki koneksjom rodzinnym miała ona również dobre układy z agentami oraz szefostwem, co zaczęła wykorzystywać przeciwko mnie. Wszystko zaczęło się niewinnie - od rozpowszechniania plotek na mój temat, parodiowania mojego sposobu chodzenia czy wyśmiewania moich poglądów. Z czasem mobbing przyjął jednak dużo ostrzejsze formy, a moje życie zmieniło się w koszmar.

Działaniom Marty zaczęły towarzyszyć groźby. Rozpowiadała w całym biurze, że "dyrektorzy ostrzegali ją przede mną, ale ona i tak sobie ze mną poradzi, bo zawsze wygrywa". Dodawała przy tym, że ma rozległe kontakty z osobami na najwyższym szczeblu oraz zna się z wpływowymi agentami, "którzy nie pozwolą zrobić jej krzywdy". Pewnego razu rzuciła od niechcenia, że to tylko kwestia czasu "kiedy zniknę z firmy". W pewnym momencie zorientowałam się, że w wyniku intryg Marty pracownicy zaczęli niechętnie wykonywać moje polecenia, gdyż uwierzyli, że jestem na wylocie.

Z niezrozumiałych dla mnie względów Marta dość szybko awansowała. Stało się tak pomimo słabych ocen okresowych, zrzucania swoich obowiązków na inne osoby, a czasem nawet odmawiania wykonania jakiegoś zadania. Jej awans został przeprowadzony za moimi plecami, co dało tylko kolejną pożywkę do plotek na temat mojego zwolnienia. Atmosfera w pracy stała się na tyle nieznośna, że zaczęłam mieć problemy ze zdrowiem. W wyniku nieustannego stresu pojawiły się u mnie silne stany depresyjne, problemy mięśniowo-szkieletowe karku, kłopoty z tarczycą, atopowe zapalenie skóry oraz trądzik różowaty. Byłam wyczerpana psychicznie, a w mojej głowie zaczęły pojawiać się myśli samobójcze. Niedługo później potwierdziło się to, o czym Marta mówiła od miesięcy. Firma postanowiła się mnie pozbyć.

Sama decyzja o zwolnieniu mnie z pracy nie byłaby tak straszna, gdyby nie okoliczności, w jakich się to odbyło. Był to okres, gdy nasiliły się moje problemy z depresją i brałam duże ilości leków, które mocno osłabiały percepcję. Firma widząc moje problemy postanowiła wykorzystać okazję i zarzuciła mi mobbingowanie moich podopiecznych. Zarzuty opierały się na zeznaniach, których nie raczono mi przedstawić. Szefowie byli jednak na tyle "łaskawi", że zamiast zwolnienia za mobbing, zaproponowano mi rozwiązanie umowy za porozumieniem stron. W tym momencie byłam totalnym wrakiem człowieka, dlatego zdecydowałam się podpisać podsunięty mi papier.

Po odejściu z firmy długo nie mogłam dojść do siebie. Stany depresyjne i lęk spowodowały, że nie wstawałam z łóżka i potrzebowałam specjalistycznej opieki. Moje wyniki badań były na tyle złe, że podejrzewano u mnie białaczkę. Na szczęście diagnoza nie została potwierdzona. Zmiany skórne sprawiły, że wstydziłam się pokazać ludziom i praktycznie nie wychodziłam z domu, nie mówiąc już o podjęciu jakiejkolwiek pracy. W efekcie popadłam w duże tarapaty finansowe.

Przełom przyszedł wraz ze skierowaniem mnie do sanatorium. Poznałam tam wiele osób z podobnymi przejściami. Historie tych ludzi uświadomiły mi, że mój przypadek nie był odosobniony. Jedna z poznanych przeze mnie dziewczyn pracowała w banku i stała się ofiarą mobbingu ze strony przełożonej, gdyż nie chciała wciskać klientom polisolokat, które oznaczałyby dla nich stratę części majątku. Innym przypadkiem była młoda dziewczyna, która pracowała w branży ubezpieczeniowej. Gdy ją poznałam to myślałam, że cierpi na chorobę nowotworową, gdyż chodziła w chuście na głowie i nie miała włosów. Dopiero później dowiedziałam się, że była to reakcja jej organizmu na bezustanny stres w pracy i mobbing. Podobnych historii poznałam wiele. Wówczas podjęłam decyzję, że nie dam za wygraną i będę walczyć o swoje dobre imię i godność.

Z powodu trudnej sytuacji materialnej, nie stać mnie na wynajęcie dobrego prawnika, który poprowadziłby moją sprawę w sądzie. Zbieram jednak środki i gdy tylko osiągnę swój cel, to sprawa znajdzie swój finał na wokandzie. W między czasie złożyłam również doniesienie do prokuratury, która z urzędu może zająć się sprawą.

Praca jak na froncie i ciągły stres

Historia, którą przedstawiła jedna z czytelniczek Wirtualnej Polski, nie jest wyjątkiem. Oficjalnie mobbingowanie, molestowanie, czy dyskryminowanie pracowników w Polsce to wciąż problem na granicy błędu statystycznego. Z raportu PIP za 2015 rok wynika, że spośród zgłaszanych do inspekcji problemów jedynie 3 proc. stanowiły zagadnienia związane z dyskryminacją, molestowaniem i mobbingiem.

"W skargach dotyczących mobbingu najczęściej zgłaszano zarzut niewłaściwego traktowania przez pracodawcę (np. dyskredytowanie pracownika w obecności innych pracowników, osób trzecich, obarczanie obowiązkami niemożliwymi do wykonania). Ponadto wskazywano na szykanowanie, poniżanie, ośmieszanie, szantażowanie, nękanie, stosowanie pomówień, oszczerstw" - czytamy w sprawozdaniu PIP.

Przeglądając statystyki można dojść do wniosku, że żyjemy w kraju, którego problem mobbingu nie dotyczy. Jak jest w rzeczywistości? - Trudno mówić o ogólnej skali zjawiska mobbingu w Polsce, gdyż do tej pory nie przeprowadzono jeszcze rzetelnych badań. Do naszego stowarzyszenia zgłasza się 4-5 osób tygodniowo, przez cały rok. Zgłoszeń jest coraz więcej, ale wynika to również z rosnącej świadomości społecznej dotyczącej tego zjawiska – mówi WP Aleksandra Kuzaj ze Stowarzyszenia Antymobbingowego. Nasza rozmówczyni pytana o przyczyny występowania mobbingu przyznaje, że nie ma reguły. - Wynika on przeważnie ze złego zarządzania. Niedouczonym menadżerom brakuje narzędzi do zarządzania ludźmi, więc starają się nadrabiać swoje niedostatki przemocą. Zdarzają się również przypadki, że mobber ma predyspozycje do manipulowania czy stosowania przemocy. W skrajnych sytuacjach są to też ludzie z zaburzeniami psychicznymi, którzy starają się iść do celu po trupach – mówi.

Kuzaj podkreśla przy tym, że mobbing przybiera bardzo różne formy, od najprostszych do najbardziej wyrachowanych. - Ostatnio słyszałam o przypadku z koncernu farmaceutycznego, gdzie jedna z uczestniczek wyszła z konferencji z zakrwawionymi kostkami u stóp, ponieważ jej przełożona niezadowolona z tego co mówi, kopała ją pod stołem obcasami - opowiada.

Dużo groźniejsze od fizycznych urazów są jednak psychiczne. Osoby, które doświadczyły mobbingu często doświadczają stanów lękowych oraz depresji. Rany przypominają natomiast te, z którymi borykają się żołnierze żyjący na froncie. - Człowiek poddany mobbingowi ma podwyższony poziom stresu, co z kolei przekłada się na cały układ nerwowy i krwionośny. Reakcje organizmu mogą być różne. Zdarzały się przypadki zapalenia skóry,wypadania włosów czy zaburzenia koncentracji. Najpoważniejszą konsekwencją mobbingu jest Zespół Stresu Pourazowego, na który często cierpią żołnierze wracający z frontu. To pokazuje o jak wielkim wysiłku dla organizmu mówimy w przypadku tego zjawiska - tłumaczy Kuzaj.

Przyznaje ona również, że sprawy dotyczące tego zjawiska są dosyć ciężkie do prowadzenia w sądzie. - Dzieje się tak, gdyż materiał dowodowy spoczywa na barkach pracownika i musi on być niepodważalny. Trudno jest również znaleźć prawnika, który zna się na tym zagadnieniu i będzie chciał podjąć się prowadzenia sprawy. Jej koszt również nie są małe, a ofiary mobbingu często nie mają pracy lub są niezdolne do podjęcia zatrudnienia - przyznaje Kuzaj, która apeluje do ofiar, by zgłaszały się do Stowarzyszenia Antymobbingowego oraz PIP.

- Osoby, które podejrzewają, że są ofiarami mobbingu powinny niezwłocznie skontaktować się z najbliższą placówką Stowarzyszenia Antymobbingowego. Najlepiej zrobić to osobiście. Wówczas możemy lepiej poznać przypadek. Po tych czynnościach przechodzimy do działania - zapewnia ekspert.

Źródło artykułu:WP Wiadomości
Wybrane dla Ciebie
Komentarze (154)