O krok od tragedii. Black Hawki tuż nad głowami ludzi. "To cud"
W miniony weekend na poligonie w Bemowie Piskim niedaleko Orzysza odbyła się impreza "Jesienny Ogień". Zgromadzeni mogli podziwiać w akcji sprzęt wojskowy, m.in. Abramsy, K2, Kraby, HIMARS-y, Borsuki, Raki, Rosomaki, myśliwce F-16, a także śmigłowce Black Hawk. Z nagrania wynika, że doszło do incydentu.
19.09.2023 | aktual.: 19.09.2023 20:11
W niedzielę w Bemowie Piskim odbył się dynamiczny pokaz "Jesienny Ogień 2023". Po raz pierwszy każdy mógł na własne oczy zobaczyć zakupiony w ostatnim czasie dla polskiej armii nowoczesny sprzęt i uzbrojenie.
Scenariusz ćwiczeń zakładał atak wrogiej armii i próbę zdobycia Orzysza. Zadaniem Wojska Polskiego było odparcie ataku. W pokazie, któremu przyglądał się szef MON Mariusz Błaszczak i dziesiątki cywilów, udział brali wyłącznie polscy żołnierze.
Dalsza część artykułu pod materiałem wideo.
Nagranie z incydentu
Jeden z widzów biorących udział w imprezie - jak informuje serwis tvn24.pl - opublikował w mediach społecznościowych filmik, na którym widać niebezpieczny incydent z udziałem śmigłowców Black Hawk.
Na nagraniu widać dwa lecące tuż nad głowami widzów helikoptery. Dalej jedna z maszyn zaczyna nagle wzbijać się w powietrze, pilot drugiej gwałtownie odbija w lewo, tak jakby chciał uniknąć zderzenia z lecącą przed nim maszyną.
"To cud, że żaden Black Hawk jeszcze nie spadł w ostatnim czasie… Tym razem Orzysz i weekendowy pokaz"- napisał na platformie X (dawniej Twitter) internauta, który dołączył do swojego wpisu nagranie tego incydentu.
MON pisze o treningu i próbie generalnej
Dziennikarz serwisu tvn24.pl poprosił MON o skomentowanie tego nagrania.
"W pokazie wzięły udział śmigłowce S-70 i Black Hawk, będące na wyposażeniu żołnierzy Jednostki Wojskowej GROM. W trakcie realizacji zadania żołnierze wykonali w warunkach poligonowych przelot nad publicznością z zachowaniem wszelkich norm i zasad bezpieczeństwa oraz zgodnie z procedurami działania, obowiązującymi żołnierzy Wojsk Specjalnych, za co odpowiedzialni są zarówno piloci śmigłowców, jak i Inspektor Bezpieczeństwa Lotów. Sposób działania został poprzedzony treningiem zgrywającym oraz próbą generalną do wydarzenia" - czytamy w odpowiedzi MON, przesłanej dziennikarzowi serwisu.
"Niewiele brakowało, by doszło do kolizji"
Trochę innego zdania na ten temat jest publicysta lotniczy Michał Setlak.
- Już na pierwszy rzut oka widać, że, podobnie jak w Sarnowej Górze, mieliśmy do czynienia z niedopuszczalnie niskim przelotem nad publicznością - i to nie jednego, a dwóch śmigłowców - stwierdził w rozmowie z serwisem tvn24.pl Setlak.
- Przypomnę, że podczas pokazów lotniczych statki powietrzne nie mogą lecieć niżej niż 300 metrów nad widzami - podkreślił rozmówca tvn24.pl.
- Po tym przelocie pilot pierwszego Black Hawka wykonuje strome wznoszenie, co samo w sobie nie musi być niebezpieczne. Problem jednak polega na tym, że manewr ten odbywa się kosztem prędkości - to jak jazda pod górkę z rozpędu - śmigłowiec gwałtownie zwalnia i druga maszyna błyskawicznie go dogania. Naprawdę niewiele brakowało, by doszło do kolizji, z której żadna z załóg nie uszłaby z życiem, a prawdopodobnie zginęliby też ludzie na ziemi - skomentował incydent na poligonie Setlak.