ŚwiatNiemieckie media: matka porwała syna do Polski

Niemieckie media: matka porwała syna do Polski

Regionalna niemiecka gazeta "Rheinische Post"
opublikowała artykuł na temat sprawy uprowadzenia w
Niemczech syna przez Polkę Beatę Pokrzeptowicz. Dziennik
przedstawił jednak argumenty jej byłego męża oraz miejscowych władz.

25.11.2008 | aktual.: 25.11.2008 15:28

- To nie jest żaden konflikt polsko-niemiecki, ale sprawa prywatna, którą w sposób oczywisty upolityczniono - mówi ojciec uprowadzonego w październiku chłopca, cytowany w artykule zamieszczonym na stronie internetowej "Rheinische Post". Imię dziecka autorka artykułu celowo zmieniła - na Daniel. Polskie media piszą o chłopcu o imieniu Moritz.

Wychodząca w Duesseldorfie gazeta pisze, że "wojna rozwodowa mieszkańca Moenchengladbach z jego polską byłą żoną zajmuje nawet rządy państw". Sprawę nagłośniły ostatnio polskie media.

"Od kilku tygodni Beata Pokrzeptowicz udziela wywiadów, stawiając zarzut, który w polskiej opinii publicznej wywołuje oburzenie: 'Niemieckie władze chcą zgermanizować mojego syna' - pisze "Rheinische Post".

Jak informuje, już w 2006 roku kobieta twierdziła w polskich mediach, że urząd ds. młodzieży (Jugendamt) w Moenchengladbach zabrania jej w czasie nadzorowanych widzeń, rozmawiać z dzieckiem po polsku. "Dzięki temu oskarżeniu zyskała posłuch ze strony ówczesnego prawicowo-narodowego rządu Kaczyńskiego i została nawet przyjęta przez minister spraw zagranicznych" - pisze gazeta.

Według "Rheinische Post" sprawę dobrze pamięta rzecznik miasta Moenchengladbach Dirk Ruetten. - Mówiąc krótko, nie mogliśmy matce zabronić wówczas rozmawiania z dzieckiem po polsku, bo w tym czasie w ogóle nie odwiedzała swojego syna - mówi rzecznik.

To ojciec chłopca doprowadził do tego, by pani Beata mogła widywać się z synem jedynie pod nadzorem. -Tygodniami Daniel wracał z wizyt u niej roztrzęsiony i miał koszmary - opowiada Ruetten. Kiedy ośmiolatek załamał się w szkole, ojciec poszedł do sądu. Chłopiec miał zwierzyć się nauczycielce, jakoby matka wywierała na niego presję i chciała stale słyszeć, że wolałby być u niej.

"Ówczesny wyrok był jednym ze 100 postanowień sądowych przeciwko Beacie Pokrzeptowicz. Przez dwa lata dzieliła ona - w bardziej bądź mniej pokojowy sposób - prawo do opieki z byłym mężem. Aż do 2003 roku, gdy Daniel znikł w Gdańsku. Minęło osiem miesięcy zanim dwa polskie sądy przyznały ojcu prawo do opieki, a trzeci skazał matkę za uprowadzenie. Wtedy wówczas pięciolatek wrócił do Nadrenii" - informuje "Rheinische Post".

Po tym, jak w 2006 roku sąd nakazał, by wizyty Beaty Pokrzeptowicz z synem odbywały się pod nadzorem pracowników Jugendamtu, "nigdy nie przychodziła ona na takie spotkania". - Zamiast tego podawała w wątpliwość postanowienia sądu, twierdziła, że nasi pracownicy są niekompetentni, a Daniel był źle traktowany przez partnerkę jego ojca - mówi Dirk Ruetten, cytowany przez "Rheinische Post".

Ojciec miał nawet zatrudnić nauczycielkę języka polskiego, by chłopiec nie zapomniał języka swojej matki. - To należy do jego życiorysu, nigdy nie chciałem, by stracił kontakt z polskimi krewnymi - mówi mężczyzna.

Nie ma on też wątpliwości, że polskie władze, "zrobią to, co trzeba", gdy znajdą poszukiwaną międzynarodowym listem gończym Polkę. I zaapelował do Beaty Pokrzeptowicz: "Proszę, pozwól Danielowi wrócić do domu". (mg)

Anna Widzyk

Źródło artykułu:PAP
Wybrane dla Ciebie
Komentarze (0)