Niemiecka prasa o Polsce: "Szansa na nowy początek"
"Tym razem Polacy nie musieli zakładać Solidarności, by stanąć w obronie swojej wolności, wystarczyło pójść do lokalu wyborczego" - pisze niemiecki dziennik "Sueddeutsche Zeitung".
Media w Niemczech nie ustają w komentowaniu wyniku wyborów w Polsce. Dziennik "Frankfurter Allgemeine Zeitung" opisuje emocje, jakie towarzyszą sukcesowi opozycji. Jedna z nauczycielek w Lublinie mówi: "My, nauczyciele, zawsze czuliśmy na plecach oddech tej prawicy, to było upokarzające, a ten minister edukacji był dla nas, nauczycieli, po prostu nie do przyjęcia!" - cytuje "FAZ".
"Historyczne wybory"
Stołeczny dziennik "Berliner Zeitung" pisze, że były to "historyczne wybory": "PiS został odsunięty od władzy. Polacy chcą zmiany kursu w polityce".
Analizując powody przegranej PiS, autorzy piszą, że Polacy byli niezadowoleni z sytuacji gospodarczej kraju, nie chcą sporu o praworządność z Brukselą, przynajmniej nie kosztem unijnych funduszy, a PiS nie prowadził mądrej kampanii wyborczej i nie punktował nowymi pomysłami. Premier Mateusz Morawiecki skupiał się w swoich przemówieniach na błędach Tuska. "W obozie rządowym nikt poważnie nie wierzył, że władza jest zagrożona. Wierzono w węgierski scenariusz i dalszą konsolidację" - czytamy.
Dalsza część artykułu pod materiałem wideo
"Dziś już wiemy: kraje mogą się reorganizować i przechodzić ze strony konserwatywnej na liberalną. Tak jak w USA Joe Biden może zastąpić Donalda Trumpa, tak w Polsce Donald Tusk może zastąpić Kaczyńskiego" - pisze "Berliner Zeitung". Zaznacza jednak, że "Polska jest podzielona i to się nie zmieni".
Wystarczyło pójść do urn
"Donald Tusk będzie rządził Polską - pytanie tylko: kiedy?" - pisze "Sueddeutsche Zeitung" ("SZ"). Byłoby "sensacją", gdyby prezydent Andrzej Duda w obliczu "beznadziejnej sytuacji PiS, jeśli chodzi o szukanie większości" zwrócił się od razu do Donalda Tuska. Nowy rząd nie zacznie rządzić przed grudniem - sugeruje warszawska korespondentka dziennika Viktoria Grossmann.
Dodaje, że w Polsce sprawdziło się to, że opozycja nie utworzyła jednej wspólnej listy, tylko wystąpiła osobno, jako pojedyncze rozpoznawalne sojusze, które w swoich programach mogły postawić własne akcenty.
Z kolei PiS "przesadził z nienawiścią, niezgodą, którą siał". "Tego było po prostu za dużo. Za dużo osobistych ataków, za dużo podziałów" - komentuje Grossmann. A odnosząc się do najwyższej po 1989 roku 74-procentowej frekwencji, stwierdza: "Przez wszystkie dziesięciolecia od 1989 roku frekwencja wyborcza ledwo przekraczała 60 procent. Wydaje się, że dopiero teraz, 34 lata po upadku komunizmu, ludzie zdali sobie sprawę, że muszą coś zrobić, jeśli chcą na dłuższą metę żyć w wolnym kraju".
"Tym razem Polacy nie musieli zakładać Solidarności, by stanąć w obronie swojej wolności, wystarczyło pójść do lokalu wyborczego" - pisze "SZ".
Potrzebna cierpliwość
Lewicowy dziennik "Die Tageszeitung" ("TAZ"), wskazuje na euforię, jaka towarzyszy wygranej opozycji, ale wytyka też zachodnim politykom, obserwatorom i mediom "grzechy". Chodzi o to, że postrzegali wyborców PiS jak "tępych wsioków", dla których wyższe świadczenia socjalne są ważniejsze niż podstawowe prawa demokratyczne. A kiedy na ulicę wyszły dziesiątki tysięcy kobiet, żeby demonstrować przeciwko zaostrzeniu prawa aborcyjnego, zaskoczenie było duże, że w Polsce istnieje społeczeństwo obywatelskie i ludzie, którzy chcą czegoś innego niż PiS. "Teraz jest realna szansa na nowy początek" - komentuje dziennik.
I dodaje, że wszyscy w Polsce, jak i europejscy partnerzy muszą mieć cierpliwość. "Mieszanka arogancji i niezrozumienia wobec ‘Wschodu' byłaby przy tym złym doradcą" - radzi komentatorka "TAZ".
Przeczytaj również:
Źródło: Deutsche Welle