Nie mamy żywności na czarną godzinę
Z braku pieniędzy od czterech lat rządowa agencja wyprzedawała rezerwy żywności zgromadzone na wypadek klęsk. I wyprzedała je niemal do zera - twierdzi "Gazeta Wyborcza".
Zapasami żywności i innych strategicznych produktów (leków, paliw) zarządza Agencja Rezerw Materiałowych podlegająca ministrowi gospodarki. ARM skupuje pszenicę i półtusze wieprzowe, rozmieszcza w różnych rejonach kraju (na ogół w prywatnych magazynach i chłodniach), płaci co miesiąc za przechowywanie i co jakiś czas wymienia. Agencja pomaga też rolnikom - po powodziach w latach 1997 i 2001 błyskawicznie rozdała im za każdym razem 200 tys. ton ziarna pszenicy na ponowne obsianie pól.
Ale od czterech lat ARM systematycznie wyprzedaje rezerwy żywości, by zdobyć pieniądze na swoje utrzymanie i przechowywanie pozostałych zapasów - leków i paliw. Do 2004 r. w budżecie na potrzeby Agencji wpisywano ok. 200 mln zł rocznie. Od czterech lat ARM nie dostaje jednak pieniędzy od państwa.
Wielkość rezerw i ich rozmieszczenie są tajne, ale "Wyborcza" dowiedziała się, że Agencja doszła do ściany - mięsa nie ma już w ogóle, a zapasy zboża wystarczą najwyżej na jeden dzień.
Wicepremier i minister gospodarki Waldemar Pawlak, któremu podlega ARM, nie odpowiedział na żadne pytanie dziennika dotyczące zapasów żywności.
USA mają rezerwy zboża i mięsa dla obywateli na pół roku, a Niemcy na trzy-cztery miesiące - podaje "Gazeta Wyborcza". (PAP)