PolskaNic nie zapowiadało tragedii. Kuba jest sparaliżowany

Nic nie zapowiadało tragedii. Kuba jest sparaliżowany

Kierunek życia Kuby "Chmiela" Chmielowca wytyczały słowa Mikołaja Gogola: "Nigdy nie jesteśmy tak biedni, aby nie stać nas było na udzielenie pomocy bliźniemu". 27-latek ze Słupska był znany w mieście. Nie tylko jako przysłowiowy "młody, zdolny, kreatywny" raper z ekipy Def-Box, ale też człowiek z wielkim sercem i nieścieralnym z twarzy uśmiechem. - Poznaliśmy się 10 lat temu i od razu przypadł mi do gustu, bo był człowiekiem bezproblemowym, pomocnym, z ogromnym dystansem do siebie, zawsze zadowolonym - wspomina jego kolega Michał.

Nic nie zapowiadało tragedii. Kuba jest sparaliżowany
Źródło zdjęć: © archiwum prywatne Kuby Chmielowca
Aneta Wawrzyńczak

01.08.2014 | aktual.: 02.08.2014 14:12

Zalogowani mogą więcej

Możesz zapisać ten artykuł na później. Znajdziesz go potem na swoim koncie użytkownika

- Urodzony optymista, łatwo nawiązywał kontakty, wszędzie go było pełno - mówi z kolei jego dziewczyna Alicja (właśnie stuknęło im 10-lecie związku). Jak się okazuje, ten chłopak z ogoloną na łyso głową i w spodniach z krokiem w kolanach był jednocześnie romantykiem jakich mało. - Czuły, wrażliwy, opiekuńczy. No i uwielbiał sprawiać mi niespodzianki - opowiada Alicja. I dodaje, że był często porównywany do… fioletowej krowy z reklamy czekolady Milka. Bo łączył ludzi.

To z inicjatywy "Chmiela" odbył się charytatywny koncert na rzecz pogorzelców z kamienicy przy ul. Krasińskiego w Słupsku. I to on zorganizował wiele imprez hip-hopowych, żeby wyciągnąć dzieciaki z blokowisk, dać im zajęcie, pasję i mikrofon, by mogli rapować o tym, co ich w życiu łechce a co uwiera.

Aż przyszła kolejna impreza, którą organizował już po raz trzeci, Przegląd Pomorskiego Hip-Hopu w nocy z 17 na 18 sierpnia 2013 roku. To miał być zwykły koncert. Nie w warstwie artystycznej, bo byli nowi wykonawcy, nowe teksty, nowe bity. Zwykły, bo nic nie zapowiadało tragedii.

Przy pożegnaniu trudno było ukryć emocje. Kolega złapał Kubę i zakręcił z nim radośnie "samolot", tak jak robią dla zabawy dorośli z małymi dziećmi. Kolega był duży, Kuba - szczupły, więc gdy się potknęli i upadli, to Kuba musiał bardziej ucierpieć. Kto mógł przypuszczać, że aż tak.

- Musiałem o coś głową zahaczyć, nie wiem, co to mogło być. Jak upadłem, kolega mnie podniósł, myślał, że nic się nie stało. Ale ja nogi miałem miękkie, upadłem bezładnie, nie mogłem oddychać, nie mogłem mówić, zanim straciłem przytomność, już wiedziałem. Kręgosłup - wspomina Kuba.

Obudził się dopiero po operacji na OIOM-ie, już z wyrokiem: przerwane kręgi C3, C4, paraliż od szyi w dół.

Trzecie życie

Szok - tak najprościej opisać, co poczuli rodzice Kuby, gdy dowiedzieli się o wypadku. Właściwie wstrząsy były dwa. Pierwszy przez telefon, gdy usłyszeli, że Kuba doznał urazu głowy. Drugi w szpitalu, gdy lekarze orzekli: czterokończynowy paraliż. - Usłyszeliśmy, że Kuba ma uraz, jakby skoczył do wody na główkę. Dostał wyrok, nikt nie był w stanie powiedzieć nam, że z tego wyjdzie - wspomina jego mama Ewa. I dodaje, że do dziś nie sposób przewidzieć, czy Kuba będzie kiedykolwiek chodził albo chociaż miał w pełni sprawne ręce. - To zależy przede wszystkim od Kuby, czy będzie miał siłę dalej walczyć, i od rehabilitacji, czy będzie możliwe jej kontynuowanie.

Sam Kuba mówi teraz, że gdyby nagle cudownie ozdrowiał, chciałby zrobić milion rzeczy naraz. A że tak się nie da, to najpierw zacząłby biegać ze szczęścia, wyściskał najbliższych, spakował walizki i wywiózł swoją dziewczynę Alicję na zasłużone wczasy, żeby, jak mówi, odwdzięczyć się za jej poświęcenie.

Wtedy otrzymałby w prezencie trzecie życie. Bo drugie dostaje właściwie cały czas. W końcu przeżył cztery razy śmierć kliniczną w czasie rehabilitacji w szpitalu w Bydgoszczy. Od tego czasu, czyli przez rok, udało się osiągnąć to, że "Chmielu" pozbył się rurki tracheotomijnej, więc samodzielnie oddycha i normalnie mówi, bo wcześniej, przez kilka miesięcy, ledwo szeptał. Porusza też jednym palcem u lewej ręki i dwoma u prawej, ma coraz silniejsze mięśnie, może się już na przykład podciągnąć na piłce rehabilitacyjnej. - Coś się ruszyło, coś się poprawia, ale to są naprawdę malutkie kroki - uważa.

Trochę się tym denerwuje, bo jeszcze w szpitalu poznał mężczyznę z bardzo podobnym urazem, który chwalił się: trzy miesiące i proszę, wyszedłem ze szpitala na własnych nogach! A u Kuby minął już rok, i co? Niby nic, bo Kuba się generalnie nie łamie, silną psychikę ma i pozytywne nastawienie. Ale wtedy, po wypadku, po rozmowie z tamtym facetem, myślał: trzy miesiące, będzie po wszystkim. Dziś natomiast uważa: prędzej czy trochę później i tak stanę na nogi. Nie dosłownie, bo Kuba już ściągnął swoje marzenia bliżej ziemi, jak latawiec na silnym wietrze. - Będę naprawdę szczęśliwy, jeśli będę miał sprawną chociaż jedną rękę, już nawet nie marzę o obu. Wtedy będę mógł poruszać się sam na wózku, a to znaczy, że będę samodzielny - wyjaśnia. Bo na razie potrzebuje pomocy 24 godziny na dobę.

Ale Kuba jednocześnie się cieszy z tego, co już osiągnął. Bo jak tylko obudził się po operacji, dostał najpierw od pielęgniarki obuchem w głowę ("złamany kręgosłup, trzeba się z tym pogodzić"), a za chwilę lekarz, który go operował, rozjechał go walcem, gdy określił szanse na w miarę normalne życie jako zerowe. - Powiedział, że nigdy nie będę samodzielnie oddychał, nie napiję się nawet przez rurkę, będę po prostu warzywem - wspomina Kuba. I dodaje, że po rezonansie magnetycznym siedmiu specjalistów postawiło siedem różnych diagnoz. Były obawy, że rdzeń kręgowy został przerwany - a wtedy naprawdę o jakiejkolwiek normalności mógłby pomarzyć. Okazało się, że jest "tylko" uciskany przez krwiaka. - Jakieś rokowania więc są. Lekarze mówią, że rehabilitacja potrwa minimum pięć lat - wyjaśnia "Chmielu".

Siła dla Chmiela

Przed wypadkiem jego standardowy dzień wyglądał tak: pobudka, kąpiel, śniadanie, praca w sklepie z akcesoriami samochodowymi, powrót do domu - i do nocy muzyka. Pisał teksty, testował nowe bity, przetrząsał internet w poszukiwaniu nowinek ze świata hip-hopowego. Niby w kółko to samo: praca, muzyka, kobieta. A jednak zawsze trochę inaczej. Bo o Kubie mówią tak: wszędzie było go pełno - i zawsze było go dużo. - Jak miałem w miejscu siedzieć, to szlag mnie trafiał - śmieje się on sam.

Ale i rok temu, gdy jego świat wywrócił się do góry nogami, i teraz wciąż temu szlagowi umyka. Mimo iż jest praktycznie cały dzień przykuty do łóżka (z wyjątkiem dwóch godzin rehabilitacji, od poniedziałku do soboty), nie poddaje się. Nawet gdyby chciał, nie może. - Chyba karma do mnie wróciła. Zawsze starałem się być dobry dla ludzi, teraz ludzie są dobrzy dla mnie - wyjaśnia.

Już tydzień po wypadku jego najbliżsi założyli na Facebooku stronę Siła dla Chmiela. Dwa dni później trafił na nią pierwszy film - z pozdrowieniami od koszykarza Marcina Gortata. W krótkim materiale przypomniał Kubie: "Pamiętaj, że osoby, które bardzo chcą i wierzą, że wszystko będzie okej, zawsze to się spełnia". A później ruszyła cała machina: kilkanaście koncertów charytatywnych, zbiórki pieniędzy, reportaże w lokalnych mediach, dziewczyny kręcące biodrami na dedykowanym Kubie maratonie z zumbą, skłóceni raperzy, którzy zakopali topór wojenny, by nagrać kawałek "Siła dla Chmiela!". - Wielu osób nie znałam wcześniej, pojawiły się nagle. Na przykład znajomy z pracy Kuby, który powiedział mi, że gdy jego córka miała wypadek, Kuba przekazał sporą sumę, by jej pomóc. I że teraz on chce się odwdzięczyć - opowiada Alicja.

Kuba zachował przy tym niezwykłą skromność. Ani słowem nie zająknął, że Fundacja Siła dla Ciebie http://siladlaciebie.pl/, którą założył jego brat Sebastian, to był de facto jego pomysł. - To Kuba zaproponował, żeby założyć fundację. Powiedział, że jak tylko poczuje się lepiej, chciałby w niej działać i pomagać innym - zdradza Alicja. Jego plan powoli się spełnia, bo fundacja oprócz Kuby ma pod opieką jeszcze pięć innych osób (w wieku od kilku do 65 lat).

Teraz o fundacji i samym Kubie ma okazję usłyszeć cała Polska. Wszystko dzięki projektowi "Detektyw. Po drugiej stronie srebra" rapera Michała Kisiela i Me?How?-a.

Lustro marzeń

- Gdy spotkałem się z Kubą po wypadku, bardzo pozytywnie zaskoczył mnie swoim podejściem. Mimo iż ledwo mówił, okazało się, że zachował cały swój charakter: nie przejmował się sobą, wierzył, że mu się uda, był optymistą. To mi dało do myślenia, żeby podejść do jego wypadku normalnie - i żeby jednocześnie jakoś mu pomóc - wyjaśnia Me?How?, autor muzyki i ścieżki dźwiękowej do projektu "Detektyw", beatmaker i pasjonat inżynierii dźwięku od ponad 10 lat.

Pomysł na hip-hopową opowieść w klimacie noir o detektywie ścigającym seryjnego mordercę zrodził się w głowie Kisiela pięć lat temu. Prace nad projektem trwały ponad cztery lata a ich efekt miał trafić tylko do wąskiej grupy odbiorców. I pewnie o zagubionym detektywie, który popada powoli w obłęd usłyszałoby tylko kilkaset osób, gdyby nie wypadek "Chmiela". - Zaczęliśmy z Kisielem zastanawiać się, w jaki sposób możemy realnie pomóc Kubie. Nie przywdziewając szaty Supermana i robiąc coś na siłę, tylko wykorzystując to, co jest w zasięgu naszych możliwości już teraz - mówi Michał.

Tak zrodził się pomysł, żeby użyć platformy Polak Potrafi, zebrać pieniądze na wydanie płyty, a cały z niej dochód przeznaczyć na rehabilitację Kuby. Na stronie http://polakpotrafi.pl/projekt/detektyw każdy może pomóc w powołaniu do życia tajemniczego detektywa i tym samym wesprzeć rehabilitację "Chmiela", która miesięcznie kosztuje 10 tysięcy złotych. I udowodnić, że nie zawsze musi być tak, jak mówi morderca w scenie otwierającej płytę: "Raz za razem ludzie rozbijają lustra marzeń".

Bo lustro marzeń Kuby jest mocno pokiereszowane, ale wystarczy trochę dobrej woli, by pomóc mu je posklejać.

Kubie można pomóc:

wspierając projekt "Detektyw"

lub

za pośrednictwem strony internetowej Fundacji Def-Box Siła dla Ciebie

Aneta Wawrzyńczak dla Wirtualnej Polski

Źródło artykułu:WP Wiadomości
Komentarze (83)