Naucz się angielskiego, bo wylądujesz na dnie
- Imigranci, którzy nie znają angielskiego, automatycznie lądują w "klasie bezrobotnych". To niedopuszczalne, aby dzieci kończące szkołę w Wielkiej Brytanii nie mówiły biegle w naszym języku - oświadczył Eric Pickles, brytyjski minister ds społeczności i samorządów lokalnych.
09.03.2012 | aktual.: 09.03.2012 12:38
Jak do tej pory żadnej z tak doświadczonych polityków w Wielkiej Brytanii, nie pozwolił sobie jasną opinię w tej dość spornej sprawie. - Jak inaczej zachęcić tych ludzi do bycia częścią brytyjskiego społeczeństwa, jeśli nie poprzez lepszą znajomość języka angielskiego. Jeśli nie zadbamy o to, aby imigranci mówili płynnie w naszym języku, to wielu z nich będzie skazanych na długotrwałe bezrobocie i utknięcie w lokalnych gettach - mówi minister.
Jego zdaniem trzeba zadbać przede wszystkim o liczną rzeszę dzieci imigrantów, którzy uczą się języka w szkołach. Z oficjalnych statystyk wynika, że około 17% uczniów w publicznych podstawówkach i 12% dzieci w gimnazjach nie posługuje się angielskim, jako swoim pierwszym językiem. Jeszcze 6 lat temu wskaźniki te wynosiły odpowiedni 12 i 10%.
Język = integracja
Minister Pickles ogłosił też, że rząd przeznaczy 10 mln funtów na aktywną naukę języka angielskiego w środowiskach imigranckich. Jak mówi, jego celem jest "prawdziwa integracja, zwiększenie szans dla imigrantów, którzy powinni poznawać nowych ludzi z innych środowisk i wychodzić poza etniczne kręgi".
- Poprzedni rząd czasem nazywał tę sprawę problemem, czasem wyzwaniem. Musimy w końcu głośno przyznać, że Wielka Brytania jest silniejsza, znacznie silniejsza dzięki brytyjskim Hindusom, muzułmanom czy Żydom - mówi Pickles. Jego zdaniem administracja publiczna nie powinna tak wiele uwagi poświęcać kosztownym tłumaczeniom dokumentów na setki języków świata. Imigranci powinni być mocniej zachęcani do nauki języka angielskiego i rozumienia "British way of life".
Równość i tolerancja
Zdaniem polityka, dzieci imigrantów powinny dorastać w "atmosferze wspólnoty", która jednak ma wspierać brytyjską tożsamość ponad podziałami na kolor skóry, wyznanie czy klasę społeczną. Ideą tej polityka ma być "budowanie na podobieństwach, a nie skupianie się na różnicach". - Pamiętam jak w dzieciństwie pytałem mamę o pewien znak widoczny w jednym ze sklepów. Był na nim napis "No blacks in here". To było w Bradford. Dziś wszyscy powinni się czuć w Wielkiej Brytanii bezpiecznie i pewnie, również w swojej okolicy - podkreśla polityk.
Według ministra, brytyjskie społeczeństwo nie powinno dawać się zastraszyć grupce ekstremistów, których celem jest wywołanie strachu przed imigrantami, zwłaszcza muzułmańskimi. - Uważam nasz naród za tolerancyjny. Potrafimy budować wspólnotę, nie musimy skupiać się na różnicach. Wiem, że u nas nikt nie wpadłby na pomysł Francuzów, którzy zakazali noszenia chust islamskich - mówi Pickles.
Małgorzata Słupska