Najgorszy sondaż poparcia dla Donalda Trumpa. "Ludzie są wściekli"
W najnowszym sondażu aż 63 proc. Amerykanów ocenia negatywnie Donalda Trumpa, co jest najgorszym wynikiem kilku lat jego prezydentury. - Wcale bym się nie zdziwił, gdyby za chwilę chciał zamykać wszystkie sondażownie, w których traci poparcie – mówi WP prof. Daniel Boćkowski, ekspert ds. stosunków międzynarodowych z Uniwersytetu w Białymstoku.
Wyniki sondażu opublikowała w poniedziałek telewizja CNN. Według badań przeprowadzonych przez pracownię SSRS, rządy Donalda Trumpa popiera obecnie 37 proc. wyborców, co jest wynikiem tylko o 1 punkt procentowy wyższym od jego najgorszego wyniku w historii tych badań, czyli biorącym pod uwagę obie kadencje.
Z kolei odsetek wyborców oceniających go negatywnie wyniósł aż 63 proc. To najwyższy jego wynik w historii, więcej niż w styczniu 2021 r., kiedy Trump kończył swoją pierwszą kadencję po szturmie jego zwolenników na Kapitol. W porównaniu z wynikiem z poprzedniego sondażu CNN sprzed miesiąca notowania Trumpa pogorszyły się o 5 pkt proc.
Trump strzelił sobie w kolano. Indie odwracają się od USA
Prof. Daniel Boćkowski przypomina, że z amerykańskim prezydentem jest tak, że w zależności, kto prowadzi badania, albo jest kochany i ma niesamowite poparcie, albo już go nie ma.
- Tylko jak patrzeć na sytuację wewnętrzną, to rzeczywiście chyba jednak Trump, mówiąc kolokwialnie, przelicytował. I to jest niebezpieczne. On bardzo szybko po sondażu rzucił informację, że absolutnie nie wierzy w te wyniki i to wszystko jest kłamstwo. A on jest wspaniały i kochany. Ten sondaż posłuży mu zapewne do konsolidacji jego wyznawców z kręgu MAGA (Make America Great Again – uczyńmy Amerykę znów wielką – przyp. red.). Wcale bym się nie zdziwił, gdyby chciał za chwilę zamykać wszystkie sondażownie, w których traci poparcie – mówi prof. Daniel Boćkowski, polski historyk, profesor Uniwersytetu w Białymstoku i Instytutu Historii im. Tadeusza Manteuffla PAN w Warszawie.
W ocenie rozmówcy WP Trumpa nic więcej poza nim nie interesuje.
- On żyje tu i teraz. Co ciekawe, ten najtwardszy elektorat republikanów – jak wynika z różnego rodzaju badań – uważa swojego lidera za słabeusza. Oni chcieli zobaczyć m.in. Hillary Clinton i Baracka Obamę w więzieniu. Nie zobaczyli. Uważają więc, że nie zrealizował postulatów, które im obiecał. Obrywa z obu stron, bo tak naprawdę nikt nie wie, czego prezydent USA chce – mówi prof. Daniel Boćkowski.
I jak dodaje, "facet wprowadził taki chaos, że przez to sporo ludzi jest kompletnie przerażonych".
- Przestali rozumieć jego decyzje. Wszyscy chcieli się skupić na słynnym haśle "gospodarka, głupcze", ale tej gospodarki pod egidą Trumpa absolutnie nie ma - komentuje rozmówca Wirtualnej Polski.
"Niewiele z niego wynika". Wojskowy o spotkaniu Trump-Xi
Jak wynika z niekorzystnego dla lidera republikanów sondażu, głównym powodem frustracji wyborców są właśnie kwestie ekonomiczne, zwłaszcza wzrost cen. 47 proc. respondentów wskazało ten problem jako najważniejszy w kontekście prezydentury Trumpa. 68 proc. uważa, że sprawy w kraju idą w złym kierunku, a 72 proc. - że gospodarka jest w złym stanie.
- Wojna handlowa na cła odbija mu się czkawką. Pamiętajmy o jednym. Narzucone innym krajom cła płaci odbiorca końcowy, czyli zwykły Amerykanin. W efekcie polityka wojen handlowych, którą ogłaszał i obiecywał, absolutnie nie służy społeczeństwu. Ona uderza przede wszystkim w te stany, które wcześniej go popierały, czyli w stany rolnicze. W miejsca, gdzie były małe przedsiębiorstwa lokalne, które przez Trumpa jeszcze szybciej padają. A on skupia się wyłącznie na wsparciu tych największych, najbogatszych firm z Doliny Krzemowej - argumentuje ekspert.
- A jeszcze jego niedawna decyzja o wsparciu Argentyny. I zwiększeniu pieniędzy na zakup argentyńskiej wołowiny. Przecież to uderzenie właśnie w te rolnicze stany, gdzie hodowane jest bydło. I będzie miało to wpływ na ceny wołowiny na rynku amerykańskim – dodaje Boćkowski.
Jego zdaniem dodatkowo, jak na razie, Trump nic nie zrobił z tych rzeczy, które obiecywał.
- Nie ma dużych inwestycji, nie ma tych wielkich pieniędzy, które miały popłynąć strumieniem do USA. Nie ma też nowych miejsc pracy. Sytuacja jest wręcz odwrotna, tych miejsc ubywa. A to nie koniec. Dalej traci poparcie wśród Latynosów, w których rodziny uderzył deportacjami. Pamiętajmy, że to stany rolnicze korzystały z tych wszystkich nielegalnych migrantów. Oni wykonywali najtrudniejsze prace. Traci poparcie w miastach przez użycie Gwardii Narodowej. Stracił też dużo, kiedy puścił kreskówkę, jak lata w koronie nad Nowym Jorkiem i m.in. obrzuca ludzi fekaliami. Traci także wśród białych mężczyzn. A to jest kluczowe, bo ono już jest poniżej 50 proc. – ocenia rozmówca Wirtualnej Polski.
Trump mocno o zwycięstwie Ukrainy: Nigdy nie powiedziałem, że wygra.
- Amerykanie widzą, że jak Trumpowi coś się nie podoba, to od razu twierdzi, że trzeba kogoś zamknąć albo zdelegalizować. Ludzie są wściekli na zniszczenie skrzydła Białego Domu, bo to jednak symbol. W zasadzie nikt wcześniej sobie nie pozwolił wjechać ot tak sobie koparką i rozwalić symboliczną część prezydenckiej siedziby. Tylko że prezydent USA kompletnie się tym nie przejmuje. Już skomentował, że jest wspaniały, a sytuacja gospodarcza równie dobra. Ironicznie mówiąc: wojny zakończył, masę pieniędzy sprowadził do USA. Tylko nikt nie widział tej kasy na razie – komentuje prof. Daniel Boćkowski.
I jak ocenia, nie wychodzi mu nawet aktywne straszenie wojnami.
- Wojnę z Jemenem, która nie przyniosła sukcesów, Trump rozpoczął i szybko schował za propagandowym przekazem. Kosztowała około miliarda dolarów i przyniosła zero efektów. Straszył też Wenezuelę wojną, teraz zaczął straszyć Sudan. Każdy normalnie myślący Amerykanin zastanawia się teraz, po co nasi żołnierze mają być wysłani do tych obu państw. I gdzie są te obiecane rozejmy i pokoje. Po co nam jakaś wojna? - pyta retorycznie ekspert.
Wielkim sprawdzianem dla Trumpa i republikanów są wtorkowe wybory w USA. 18 ze 100 największych amerykańskich miast wybiera w nich nowych prezydentów, a mieszkańcy dwóch stanów – New Jersey i Wirginii – gubernatorów. Nowego przywódcę, antytrumpistę, będzie mieć najprawdopodobniej też Nowy Jork.
Sylwester Ruszkiewicz, dziennikarz Wirtualnej Polski