Polska"Możemy wypieprzyć Jarosława i Leszka z roboty"

"Możemy wypieprzyć Jarosława i Leszka z roboty"

Uważam siebie za zgwałconego idealistę, między innymi wiarą w to, że demokracja nie będzie miała twarzy takich ludzi jak pani Beger, pan Lepper czy cały klan Giertychów. I chcę Lepperowi o tym powiedzieć. O tej obskuranckiej gębie, którą oni nam dolepiają nie tylko w Polsce, ale w Europie. Ten program ma przyzwyczaić ludzi do tego, że jest takim lotem nad kukułczym gniazdem. Z tym, że to jest moje gniazdo i mój lot. Jedynie wariaci się zmieniają - mówi Kuba Wojewódzki w wywiadzie z Ryszardą Wojciechowską.

Ryszarda Wojciechowska: Poseł Krzysztof Bosak nie jest bohaterem z mojej bajki. Ale z ciekawością patrzyłam, jaką miał pan ciężką z nim przeprawę. To było jak zapasy w kisielu.

Kuba Wojewódzki: - Ja jestem fanem egzotycznych bohaterów. A kogoś takiego, nie tylko nie z mojej bajki, ale z tak strasznej bajki, jeszcze nie gościłem. Dla mnie to nie było jednak ciężkie starcie. Bo ja w swoim programie nie szukam postaw politycznych. Szukam człowieka. Czasami próbuję się doszukać człowieczeństwa w niektórych ludziach. Do Krzysztofa potrzebna była duża lupa.

I jaką namiastkę człowieczeństwa znalazł pan w pośle Bosaku?

- Tak naprawdę miałem ochotę zapytać - kto go tak skrzywdził, murując mu poglądy w sposób niezwykle fundamentalny. On łatwo przypina etykietki, szczególnie środowiskom, których nie zna, a w stosunku do których ma jakieś lęki i uprzedzenia. Mnie się wydawało, że wraz ze starym Giertychem, odejdą te wszystkie dinozaury polskiej sceny politycznej. Ale potem się okazało, że jest jeszcze młody Giertych, a dalej o dziesięć lat młodszy Bosak. Fundamentalny jurasic park przetrwa.

Teoria łańcuszkowa, normalne.

- Ewolucja negatywnych wartości trwa. Kiedyś podczas rozmowy z Piotrkiem Najsztubem doszliśmy do wniosku, że Bosak jest niebezpieczny, bo skuteczny. On nie popada w fanatyzm. Nie używa słowa nazizm czy faszyzm. Jest dobrze ukrytym fanatykiem. Talibem, który zostawił turban w szatni.

Jest niezwykle elegancki, jak na swoje 24 lata.

- Tak, bardzo dystyngowany. Tylko problem polega na tym, że kiedy ja miałem 24 lata, byłem żywą torpedą. Chciałem spytać go już tak prywatnie - gdzie jest w tym chłopcu młodość? Nasiąkanie światem z różnych stron. Tymczasem to dogmatyk. A dla mnie dogmat to zakaz myślenia. I robi się niebezpiecznie, bo tacy jak on znajdują poklask. Ławka Młodzieży Wszechpolskiej nie jest jakąś krótką ławką rezerwowych. Tych łysych z ciężkimi butami siedzi na niej wielu.

Wysoko pan sobie podniósł poprzeczkę, bo teraz ma być u pana Andrzej Lepper.

- Lepper to dla mnie absolutna ikona stylu, kultury i zachowania mediów w Polsce współczesnej, na miarę IV Rzeczpospolitej, żeby powiedzieć złośliwe. To dla mnie produkt z tej samej półki co Doda, Mandaryna czy Ich Troje. On jest takim politycznym, jednoosobowym zespołem Bayer Full. Namiastką ideologicznego disco polo. Trafia pod strzechy niektórych domów. Ale to jednak Lepper.

- Ja staram się zapominać o swoich uprzedzeniach i poglądach. W moim programie byli już tacy ludzie jak Jerzy Urban. I za ten program dostało mi się nie tylko od moich kumpli z NZS. Myślę jednak, że jeżeli w Polsce są tego typu okazy, to należy je prezentować. Śmieszność jest czasami jedyną metodą walki. Często bez tego typu konfrontacji trudno kogoś obnażyć. Uważam siebie za zgwałconego idealistę, między innymi wiarą w to, że demokracja nie będzie miała twarzy takich ludzi jak pani Beger, pan Lepper czy cały klan Giertychów. I chcę mu o tym powiedzieć. O tej obskuranckiej gębie, którą oni nam dolepiają nie tylko w Polsce, ale w Europie.

Pan ma bardzo wyraziste poglądy polityczne, jak na prezentera talk-show. Nie lubi pan rządu, prezydenta...

- Ja się mentalnie nie mieszczę w IV Rzeczpospolitej. Podpisuję się pod definicją IV RP, stworzoną przez człowieka który, mam nadzieję przyjdzie kiedyś do mojego programu i będzie to dla mnie wielki zaszczyt, czyli pana Bartoszewskiego. To on powiedział, że IV RP jest fuzją nieudolności i nieufności. Najbardziej lapidarna definicja naszej nowej, odzyskanej ojczyzny, jaką słyszałem. Ja generalnie mam świadomość, że żyjemy w kraju bardzo smutnych, sfrustrowanych ludzi. I dobrze im uświadomić, że aby scena polityczna wyglądała racjonalnie, trzeba mieć poglądy polityczne oparte na wiedzy, a nie ma emocjach. Ludzie słuchają programów politycznych, tak jak się słucha koncertu życzeń. Szukają spełnienia swoich idealistycznych wyobrażeń. A potem szybko o tym zapominają. No, a demokracja wymaga czujności. Polskie społeczeństwo jest strasznie naiwne. Podąża za wizjami tych pustych lodówek. I następnie wybierają gamoni, po których będziemy musieli sprzątać. Poseł Wierzejski sprząta teraz kupy po swojej córce, ale my
będziemy musieli kiedyś sprzątać kupy po pośle Wierzejskim.

A nie boi się pan, że w swoim programie obrazi pan któregoś z rządzących na tyle, że to pana zaboli?

- O tym rozmawiałem z naszym przemiłym wszechpolakiem Bosakiem. Czy jak ktoś użyje zwrotu - kłamstwo ma krótkie nogi, to znaczy, że się czepia prezydenta? Albo jeśli ktoś powie, że mamy mały problem to znaczy, że czepia się premiera? Czy to ma grozić dwoma latami i sąsiedztwem panów Pęczaka i Rutkowskiego? Pamiętam z dzieciństwa taki wielki napis u dentysty - strach ma wielkie oczy. I jakieś dziecko małymi kulfonami dopisało - a zatwardzenie jeszcze większe. Tak traktuję swoje lęki i lęki tych osób, które komentują rzeczywistość w mediach. Bo to my mamy patrzeć im na ręce. My jesteśmy ich pracodawcami. I to my możemy ich wypieprzyć z roboty. Ja się czuję facetem, który łoży swoje pieniądze na pensje dla Jarosława i Leszka i mam prawo ich sprawdzać - czy dobrze zasuwają. A jak nie, to wyrzucić ich do historycznej pralki. I wyprać jak brudne skarpetki.

Panu przypisuje się błazeńską gębę. A błaznom, jak wiadomo, wolno więcej.

- Czapką błazeńską człowiek się nie kłania. To już go obliguje do pewnej estetyki. A poza tym, unikając słowa błazen, zawsze uważałem, że idiocie się więcej wybacza. W polskich mediach jest bardzo dużo ludzi, którzy cierpią na brak dystansu do siebie, do swojej medialności, popularności. Strasznie się pysznią. Każdy chce być ładniejszy, młodszy, wyższy i mądrzejszy. A ja jestem takim kuglarzem telewizyjnym, który potrafi dokonywać sztuczek na swojej inteligencji. Czyli maskować ją, a nie rozbudowywać w sposób fałszywy. Oczywiście to powoduje doczepianie mi pewnych łatek. I trzeba być na to impregnowanym. Czego panu brakuje w polskiej telewizji?

- Brawury i przesady. Polska telewizja jest nudna jak polskie społeczeństwo. Zachowawcza i dusznokatolicka.

Tym lepiej chyba dla pana, tak barwnego.

- Oczywiście, że tak. Ale nie dlatego lepiej, że jestem wyjątkowy. Tylko dlatego, że jestem wyjątkowy na naszym rynku. We włoskich programach o zdecydowanie bardziej "lajtowej" widowni, prezenter potrafi zdjąć gwieździe piosenki majtki i obwąchiwać je mówiąc - super, że ona przyszła. W Polsce spotkałoby się to ze świętym oburzeniem. I to ze wszystkich stron. Nawet feministki mogłyby zrobić manifestację. Dlatego to, co ja robię, zawsze lepiej się broni, jeśli człowiek ma wariackie papiery. Bo to rodzaj alibi.

Pan też potrafi nieźle mieszać i szokować. Przypominam sobie program z Aleksandrą Kwaśniewską i pana komentarz kiedy nalewała wodę do szklanki: - leje sobie jak jej stary w Charkowie.

- No... pamiętam. Ale ja nie lubię się dosiadać do banału. Jeśli w pewnym momencie media lansują i kreują skądinąd bardzo sympatyczną postać Aleksandry Kwaśniewskiej, to myślę, że powinien być wreszcie ktoś, kto ją nie tylko potraktuje jak damę, ale też, spróbuje pośmiać się z tego, że jest ona obciążona pewnym dziedzictwem. Z tym, że ja to robię, moim zdaniem, pogodnie. Ten program ma przyzwyczaić ludzi do tego, że jest takim lotem nad kukułczym gniazdem. Z tym, że to jest moje gniazdo i mój lot. Jedynie wariaci się zmieniają. Używając innego porównania - jestem człowiekiem demolką. Rozmowę należy zdemolować. Zaproponowałem taki standard i on się od pięciu lat sprawdza. Ludzie lubią, kiedy rozmowa jest spacerem po polu minowym, na którym ciągle wybuchają nowe ładunki. A jeżeli ktoś chce dysputy, to zapraszam do programu Tomka Lisa "Co z tą Polską?" albo do chłopaków z "Teraz my".

Ale pana goście są pewnie jednorazowi. Przyjdą raz. I się obrażą.

- Ławka prawdziwych gwiazd jest u nas bardzo krótka. Tylko poczekalnia zapełniona. Ale tam są niby gwiazdy, statyści, konferansjerzy, udawacze. Ja się zgadzam z teorią Humphreya Bogarta, że prawdziwą gwiazdą jest ta osoba, której nazwisko bezbłędnie wymieni mieszkaniec Karaczi w Pakistanie. Myślę, że takich gwiazd w Polsce jeszcze się nie dorobiliśmy. Mamy za to dużo ludzkich przystawek, elementów scenograficznych. Jakaż to gwiazda, skoro można ją zatrudnić do prowadzenia imprezy, która wprowadza na rynek nowy model granulatora trocin?

I nikt panu nie odmawia?

- Z wyjątkiem osoby, u której w sposób niezwykle szybki nastąpił przyrost zarówno umysłu jak i ciała. Na razie tylko jeden z tych przyrostów jest widoczny. Drugi jeszcze nie. Ta osoba w sposób niezwykle protekcjonalny dała mi do zrozumienia, że mój program i ja nie poczyniliśmy takich milowych kroków intelektualnych. Więc wizyta u mnie jest nieistotna. Rozmawiałem z wieloma osobami i one potwierdziły, że Joanna Brodzik jest w tej chwili na poziomie Jacka Nicholsona i wznosi się coraz wyżej, jeśli chodzi o pozycję. To jest taki moment, że cytując bohatera "Lotu nad kukułczym gniazdem" nie wiadomo czy się "zesrać" czy nakręcić zegarek. Czekamy aż dostanie Oscara, a może nawet dwa. Ale to była jedyna osoba, która wzniosła się tak wysoko, że rozrzedzone powietrze jej zaszkodziło. A tak ludzie wracają. Czyta pan pewnie w internecie różne określenia na swój temat, na przykład "wojewódzka wesz" albo "szkielet szklanego humoru". Wtedy też zachowuje pan poczucie humoru i dystans?

- O szkielecie nie słyszałem. Fajne. Bo świadczy o umiejętności plastycznego nazywania. Mnie jednak ciężko dotknąć. Ja naprawdę mam mięśnie jak żonkil albo inny storczyk, więc się tym nie przejmuję. Drwię z tego, utrudniając tym samym zadanie moim wrogom.

Jakie dwie osoby chciałby pan tak naprawdę posadzić na swojej ławeczce? Może Jarosława i Lecha Kaczyńskich?

- Myślę, że nie. Proszę zwrócić uwagę jak smutni, brzydcy, nijacy, pozbawieni dystansu są ludzie prawicy w naszym kraju. Zwłaszcza tej twardej prawicy. Już naprawdę lepiej zaprosić Dodę, która zrobi skandal obyczajowy i pokaże fragmenty ciała, których jeszcze nie pokazywała. Chociaż jest ich coraz mniej, jeśli chodzi o mój program. Ja nie jestem nietolerancyjny wobec inności. Ale wobec smutku, frustracji i takich zaciśniętych ust, jestem. Są jednak ludzie, którym chciałbym u siebie zobaczyć. Marek Koterski to dla mnie mistrz ironii i autodystansu, taki filmowy Gombrowicz albo polski Woody Allen. Jestem fanem jego filmów i między innymi dlatego też pracuję z jego synem Michałem Koterskim. Ale on nie chodzi po takich programach. Nie mam takiej wymarzonej ławki. Natomiast już przed wyborami odczułem to, że politycy się garną nawet do takich programów, jak mój. Myślę, że jeszcze będzie przepięknie i śmiesznie.

Źródło artykułu:WP Wiadomości
Wybrane dla Ciebie
Komentarze (0)