Mongolia zapobiegła epidemii dżumy. Kwarantanna objęła turystów z Europy
Dżuma, nazywana też pomorem, znowu straszy. Dwie osoby zmarły na tę morderczą chorobę w Mongolii. Na szczęście kwarantanna okazała się skuteczna i epidemii nie będzie. Na razie, bo "czarna śmierć" nie została wyeliminowana i wciąż może zostać użyta przez terrorystów.
Władze Mongolii odetchnęły z ulgą i po 6 dniach zniosły kwarantannę, która objęła ponad 100 osób, w tym turystów z Europy. Małżeństwo zmarło 1 maja po zjedzeniu surowego mięsa, w tym nerek, świstaka. Zwierzęta roznoszą pałeczki dżumy i między innymi dlatego nie wolno na nie polować. Jednak według reguł lokalnej medycyny ludowej, surowe mięso świstaka ma cechy lecznicze.
Dżumę można leczyć antybiotykami, lecz nadal jej śmiertelność waha się od 30 do 60 proc. Co więcej, jej początkowe objawy przypominają grypę i bardzo szybko się roznosi. Nieleczona, najgroźniejsza dżuma płucna, którą rozpoznano u chorych w Mongolii, roznoszona jest drogą kropelkową i nieleczona zabija ok. 90 proc. zarażonych. Dlatego mongolskie władze zareagowały na śmierć małżonków odizolowaniem wszystkich ludzi, którzy mogli mieć z nimi styczność.
Kwarantannę wprowadzono w graniczącym z Chinami i Rosją regionie Bayan Olgii w zachodniej Mongolii. Według Światowej Organizacji Zdrowia (WHO), profilaktyczną kuracją antybiotykową objęto 118 osób, w tym turystów ze Szwajcarii i Szwecji. Według doniesień mediów w strefie zagrożenia znaleźli się też obywatele Niemiec, Rosji i USA.
Choroby jako broń
W czasach zimnej wojny zarówno USA jak i ZSRR eksperymentowały z wykorzystaniem dżumy jako broni biologicznej. Moskwa miała nawet pracować nad rakietami roznoszącymi tę chorobę. Tej groźbie udało się zażegnać, jednak wciąż rosną obawy przed wykorzystaniem broni biologicznej, w tym dżumy czy grypy, przez organizacje terrorystyczne.
Na to ryzyko wskazywała Narodowa Strategia USA opublikowana pod koniec 2017 r. Eksperci Pentagonu uważają, że Ameryka nie jest przygotowana na taki atak, który jest stosunkowo łatwy do przeprowadzenia. W świecie zamachowców samobójców i globalnych połączeń lotniczych nie jest trudno sobie wyobrazić celowo zarażonego terrorystę gotowego roznosić śmiertelną chorobę wśród mieszkańców zaatakowanego kraju.
Przerażająca historia dżumy
Objawy dżumy pojawiają się w ciągu tygodnia od zarażenia. Stąd wiadomo, że dzięki szybkiej reakcji mongolskich władz nikt więcej nie zachorował na "mór", który w przeszłości pustoszył całe kontynenty. Ostatnia gigantyczna epidemia w XIX w. zabiła ponad 12 mln ludzi w Chinach i w Indiach.
W Europie "morowe powietrze" zabiło połowę mieszkańców Londynu w 1665 r. Wcześniej przez całe stulecia dżuma najczęściej roznoszona przez zapchlone gryzonie, zwłaszcza szczury, powodowała miliony ofiar na Starym Kontynencie.
W Mongolii przypadki dżumy pojawiają się co kilka lat. Jednak choroba, która wydawać by się mogła echem dalekiej przeszłości, nie znikła. Latem 2015 r. władze Kalifornii na pewien czas zamknęły słynny Park Narodowy Yosemite po tym, jak na dżumę zachorowało dwóch turystów. Prawdopodobnie na kampingu pogryzły ich pchły przyniesione przez zarażone wiewiórki. W tym roku w całych USA "czarna śmierć" zabiła 4 osoby spośród 16 chorych.
Ponowny pogrzeb ofiar dżumy znalezionych w 2007 r. na placu budowy w Lublinie
WHO informuje, że najwięcej przypadku dżumy w ciągu ostatnich dekad stwierdzono w ubogich wiejskich obszarach Afryki, zwłaszcza na Madagaskarze i w Demokratycznej Republice Konga.
Masz newsa, zdjęcie lub filmik? Prześlij nam przez dziejesie.wp.pl