Molestowanie kobiet w Kolonii. Przez Niemcy przetacza się fala krytyki
• Sprawa molestowania kobiet w sylwestra w Kolonii wzbudziła dyskusję w Niemczech
• Krytykowana policja, media, władze
• Niemcy dyskutują o zmianie prawa
Masowe napastowanie kobiet na dworcu w Kolonii to obecnie najważniejszy temat w Niemczech. Mimo że nadal nie wiadomo, kim byli przestępcy, a niewiadomych jest więcej, niż wiadomych, wydarzenie sprowokowało poważną debatę w kraju naszego sąsiada. Mówi się o prawach kobiet, współżyciu różnych kultur, granicach poprawności politycznej i realiach integracji.
Sprawa rabunków i przemocy seksualnej w Kolonii, ale też w Hamburgu i Stuttgarcie, nadal zajmuje niemiecką opinię publiczną, choć szczegóły jej dotyczące pozostają niejasne. Doniesienia medialne skupiają się na Kolonii. W odróżnieniu od Hamburga, gdzie mowa jest o kilkunastu ofiarach - w Kolonii zszokowała masowość ataków. Do tej chwili na kolońską policję zgłosiło się około 120 kobiet. W większości przypadków były to zgłoszenia kradzieży i rabunków, ale ponad połowa ofiar złożyła doniesienie o molestowaniu, jedna kobieta miała zostać przez bandytów zgwałcona.
Brak oficjalnych informacji spowodował natłok domysłów, które wielokrotnie były dementowane i korygowane. Pierwsze doniesienia o tysiącu mężczyzn, którzy atakowali i molestowali kobiety na placu przy katedrze, zostały już zdementowane. Policja mówi teraz o obecności około tysiąca mężczyzn o wyglądzie mieszkańców Afryki Północnej lub krajów arabskich, którzy brali udział w imprezie sylwestrowej. Część z nich miała rzucać petardy i fajerwerki w zebrany tłum. Kilkudziesięciu mocno pijanych mężczyzn - świadkowie mówią w sumie o 40-50 osobach - w wieku 20-40 lat - odłączyło się potem i zaczęło napastować kobiety udające się do pociągów i kolejki miejskiej. W telewizji ARD i ZDF kobiety opowiadały o okrążaniu przez mężczyzn w bejsbolówkach i kapturach, zastraszaniu, dotykaniu miejsc intymnych. Opowiadały o strachu i bezsilności. Przerażone ofiary nie zauważały najczęściej, kiedy z ich torebek i kieszeni ginęły telefony i portmonetki. Jak opowiadają kobiety, nikt z przechodniów zdawał się nie zauważać, że w pobliżu
dzieje się coś złego.
Do dziś policji nie udało się zidentyfikować sprawców tego przestępstwa. W czwartek do mediów przeciekła informacja, że funkcjonariusze zidentyfikowali na nagraniach 16 sprawców. Według niektórych mediów część z nich znanych jest policji i pochodzi z Afryki Północnej. Ale policja tej wiadomości nie potwierdziła. Aresztowanych po sylwestrze miało zostać pięć osób, w związku z kradzieżami kieszonkowymi, ale bez udowodnionego związku z napastowaniami. Policja zapowiedziała że w związku ze szczątkowymi i niejasnymi zeznaniami świadków, częściowo będącymi tamtej nocy pod wpływem alkoholu, konieczna jest dokładna analiza nagrań z kamer monitoringu.
"Funkcjonariusze zawiedli na całej linii"
To właśnie na policję spada obecnie największa fala krytyki. Funkcjonariusze zawiedli na całej linii - słychać zarzuty. Nie dali rady opanować tłumu na placu przed dworcem i katedrą, ani na dworcu, gdzie doszło do ataków. Policja broni się, że na dworcu było 220 funkcjonariuszy - za mało do ochrony imprezy sylwestrowej, ale więcej policja zapewnić nie mogła: ponad 2000 policjantów zostało czasowo oddelegowanych do ochrony granicy niemieckiej w Bawarii. Policjanci bronią się też mówiąc, że nie byli w stanie usłyszeć krzyków przerażonych kobiet w hałasie tysięcy świętujących osób. Natomiast wielu świadków bało się wykręcać numer ratunkowy, bo przestępcy wykorzystywali to jako okazje do obrabowania ich z telefonów.
Pod pręgierzem stanęła nowa prezydent Kolonii, Henriette Rieker. Rieker została niedawno sama zaatakowana i pchnięta nożem przez Niemca o ksenofobicznych poglądach. Teraz zarzucono jej podporządkowanie się maczystowskim normom imigrantów. Podczas wtorkowej konferencji Rieker potępiła wydarzenia i zapowiedziała, że władze miasta muszą bardziej zdecydowanie działać w przyszłości. Następne wyzwanie dla Kolonii to znany na całym świecie koloński karnawał. W jego kontekście padły słowa, które stały się celem ogólnoniemieckiej krytyki. Prezydent powiedziała, że kobiety powinny natychmiast i zdecydowanie wzywać pomocy w razie molestowania, ale i nie oddalać się od znajomych, a obcych nie dopuszczać na odległość wyciągniętego ramienia. Rieker została wyśmiana w internecie, również z Berlina padły ostre słowa. "Czasy, kiedy kobiety nie mogły się swobodnie poruszać, minęły", skomentowała tę wypowiedź minister ds. rodziny Manuela Schweisig. Ale Rieker przedstawiła też sensowne propozycje. M.in. wypracowanie katalogu
informacyjnego dla obcokrajowców - imigrantów, uchodźców ale i turystów, który wyjaśniałby zachowania Niemców podczas karnawałowych pochodów, i tłumaczył, że wiele dwuznacznych dla cudzoziemców zachowań jest częścią normalnej zabawy.
Media przepraszają
Oberwało się również mediom. Telewizja publiczna dopiero 4 stycznia oficjalnie podała informację o incydentach sylwestrowych. Fakt, że o zdarzeniu media dowiedziały się dopiero od kobiet - raporty policyjne z 1 stycznia informowały o spokojnym przebiegu Sylwestra w mieście. Okazało się, że nie wszystkie patrole policyjne zdążyły następnego dnia złożyć raporty ze służby i informacje napłynęły z opóźnieniem. Ale i wtedy publiczna telewizja ociągała się z upublicznieniem faktu. Co prawda regionalna nadreńska WDR umieściła informacje na swojej stronie internetowej już 2 stycznia, ale ogólnoniemiecka stacja przemilczała temat. Elmar Thevessen, zastępca szefa drugiego programu telewizji publicznej, ZDF, przeprasza i tłumaczy, że dziennikarze obawiali się reakcji na tę wiadomość środowisk neonazistowskich. Rzeczywiście po publikacji informacji przez media, w internecie pojawiły się propozycje, by "pogonić uchodźców w ośrodkach", mimo że policja informowała, iż nic nie wskazuje na to, by sprawcami byli Syryjczycy z
ostatniej fali uciekinierów. "Takie incydenty są wykorzystywane przez rasistów, ale przemilczanie ich ze strachu jest błędnym zachowaniem" - skomentował Michael Hanfeld, komentator Tagesspiegla. "Po 4 stycznia ARD i ZDF dobrze robiły swoją robotę, bez przemilczeń i obiektywnie. Szkoda, że nie wcześniej", skomentował portal fachowy meedia.de.
Właśnie kwestia zachowania telewizji publicznej rozpoczęła debatę na temat równowagi między obowiązkiem pomocy i odrzuceniem ksenofobii, a problemem przestępczości wśród imigrantów i uchodźców. W sprawie incydentów w Kolonii wypowiedziała się jasno kanclerz Merkel. - Takie wydarzenia nie mają prawa mieć miejsca - powiedziała kanclerz w czwartek w Berlinie. - Trzeba dać wyraźny znak tym, którzy nie chcą respektować niemieckiego prawa - podkreśliła i zapowiedziała ewentualną konieczność dialogu na temat współżycia różnych kultur.
Zaostrzenie prawa? SPD: to niepotrzebne
Minister sprawiedliwości, Heiko Maas, zapowiedział natomiast, że w możliwe będzie wydalenie z Niemiec azylanta, który dopuści się popełnienia przestępstwa, zagrożonego kar więzienia od jednego roku wzwyż. Do tej pory niepisana reguła mówiła o karze powyżej trzech lat. Na tej podstawie w zeszłym roku wydalony został uchodźca z Erytrei, który zgwałcił kobietę w północnych Niemczech. Natomiast SPD uznaje za niepotrzebne zapowiedzi o zaostrzeniu prawa. W obecnym istnieje wystarczająco dużo możliwości, by wydalać cudzoziemców łamiących prawo - twierdzi opozycja. Coraz więcej polityków podkreśla jednak konieczność większego nacisku na informowanie o prawie i normach społecznych w Niemczech na kursach dla imigrantów i uchodźców - zwłaszcza w zakresie równouprawnienia i seksualności.
Berlińskie media informują, że i w Berlinie doszło do pięciu przypadków molestowania seksualnego w czasie sylwestra. W jednym przypadku chodziło o dwóch uchodźców, obywateli Pakistanu i Iraku, w jednym sprawcy nie udało się odnaleźć, w pozostałych sprawcami byli Niemcy. Minister spraw wewnętrznych Berlina, Frank Henkel, wykluczył jakiekolwiek powiązania tych przypadków z incydentami w Kolonii. Przy okazji afery organizacje kobiece wskazują, że problem molestowania kobiet w Niemczech jest rozpowszechniony. Przypominają o podobnej skali molestowania podczas corocznego Oktoberfest w Monachium, które nie odbiły się takim echem w kraju. Sprawcami tych przestępstw byli obywatele Niemiec.