Miliony na ulicach, a Mubarak poleciał nad morze
Prezydent Egiptu Hosni Mubarak wraz z rodziną doleciał z Kairu do Szarm el-Szejk nad Morzem Czerwonym, gdzie posiada rezydencję - poinformowała agencja AP, powołując się na przedstawiciela lokalnych władz. Tymczasem w wielu miastach zgromadziły się miliony jego przeciwników. Policja blokuje dojście do pałacu prezydenckiego w Kairze. Przewiduje się, że w protestach w całym kraju weźmie udział ok. 20 milionów ludzi - jedna czwarta narodu.
11.02.2011 | aktual.: 11.02.2011 17:07
W piątek po południu państwowa telewizja zapowiedziała, że urząd prezydencki ogłosi wkrótce "ważny komunikat". Dokładnego terminu nie podano.
Już wcześniej telewizja Al-Arabija podawała, że prezydent opuścił Kair. Nie było jednak jasne, gdzie się udał.
Wbrew doniesieniom z obozu władzy, prezydent Mubarak nie podał się do dymisji. W czwartkowym wieczornym orędziu do narodu oświadczył, że przekazuje władzę swemu zastępcy, Omarowi Suleimanowi, ale nadal formalnie pozostanie na urzędzie.
Naród vs. prezydent
Na główny plac Kairu z każdą minutą docierają kolejne grupy przeciwników reżimu. Egipcjanie domagają się natychmiastowego ustąpienia prezydenta i zapowiadają, że nie odejdą dopóki Mubarak nie zrezygnuje z urzędu. Część demonstrujących spędziła noc na placu, śpiąc na ziemi i oczekując rozpoczęcia piątkowych protestów.
Przeciwnicy prezydenta gromadzą się także przed budynkiem parlamentu i pałacem prezydenckim, gdzie - jak informuje Al-Dżazira - rośnie napięcie między demonstrantami a armią. Pałacu strzegą czołgi i żołnierze elitarnej Gwardii Republikańskiej, odpowiedzialnej za bezpieczeństwo prezydenta. Reuters ocenia liczbę demonstrantów na około dwa tysiące.
Inna grupa protestujących udała się w rejon wieży państwowej telewizji, uważanej za jeden z symboli 30 lat autorytarnych rządów Mubaraka. Ludzie głośno domagają się prawdy o egipskiej rewolucji. Siedziba telewizji została otoczona. Jej pracownicy nie mogą wejść do środka. Miejsce jest chronione przez wojsko, które pilnuje, aby tłum nie zaczął szturmować budynku.
Demonstranci zbierają się również w innych miastach, m.in. Aleksandrii, Al-Mansurze i Suezie, gdzie otoczyli budynki rządowe - podała Al-Dżazira.
Butem w prezydenta
Korespondenci Al-Dżaziry relacjonują, że ludzie zgromadzeni na Tahrirze są rozgoryczeni nocnym orędziem prezydenta Mubaraka, który przekazał swe kompetencje wiceprezydentowi Omarowi Suleimanowi, ale nie ustąpił ze stanowiska. "Mubarak musi odejść" - to hasło, które nie schodzi z ust setek tysięcy demonstrantów. Po krótkim orędziu wściekli Egipcjanie zgromadzeni w centrum Kairu obrzucili butami telebimy, na których zostało wyświetlone, a następnie ruszyli w kierunku pałacu prezydenckiego i siedziby państwowej telewizji.
Według agencji AFP wielu ludzi przyjęło bardziej stanowczą postawę po rozczarowującym wystąpieniu prezydenta.
Czytaj więcej: Mubarak nie odszedł - tłum jest wściekły; 5 osób nie żyje
Opozycjoniści mówią, że forma i treść przemówienia świadczą o tym, iż Mubarak stracił kontakt z narodem. Były doradca egipskiego ministra spraw zagranicznych Abdullah Al-Ashal powiedział BBC, że prezydent stara się teraz zyskać na czasie i kurczowo trzyma się starego systemu.
Profesor Abdullah Al-Ashal, wykładowca prawa międzynarodowego na Uniwersytecie Amerykańskim w Kairze, zwraca uwagę, że wystąpienie Hosni Mubaraka pokazało, iż nie zrozumiał on przekazu setek tysięcy demonstrujących Egipcjan. Zdaniem Abdullaha Al-Ashala, prezydent nie chce odpowiedzieć na potrzeby i dążenia obywateli.
Po której stronie stoi wojsko?
Armia obiecała, że zniesie stan wyjątkowy i zagwarantuje wolne wybory i reformy zapowiedziane przez prezydenta Hosniego Mubaraka. Zasugerowano też by demonstranci, od 18 dni domagający się ustąpienia Mubaraka, rozeszli się do domów. Wojsko zapowiedziało, że nie przejmie władzy w kraju.
W nadanym w publicznej telewizji "Komunikacie nr 2" najważniejsi dowódcy egipskiego wojska oświadczyli, iż "potwierdzają zniesienie stanu wyjątkowego jak tylko unormuje się obecna sytuacja". Obietnica ta może doprowadzić do kasacji przepisów wprowadzonych przed 30 laty, które - zdaniem demonstrantów żądających dymisji Mubaraka - były wykorzystywane do tłumienia działań opozycji.
Wojskowi obiecali również, że zapewnią wprowadzenie "zmian prawnych wymaganych do przeprowadzenia wolnych i uczciwych wyborów prezydenckich" w tym roku, które doprowadzą do stworzenia demokratycznego społeczeństwa.
Armia, której rola w uspokajaniu zrewoltowanych obywateli Egiptu jest postrzegana jako kluczowa, zapowiedziała też, że będzie chroniła naród, jednak ponownie zaapelowała do protestujących, by rozeszli się do domów. Jak podkreśla agencja Reutera, protesty mocno uderzyły w egipską gospodarkę.
W komunikacie wojskowi zapewnili też, że popierają przekazanie przez prezydenta Mubaraka uprawnień wiceprezydentowi Omarowi Suleimanowi oraz obiecali "zapewnić stabilność i bezpieczeństwo narodu".
Natomiast agencja Reutera pisze, powołując się na oficera armii, który przyłączył się do protestów na placu Tahrir, że do demonstrantów przystało również 15 innych średniej rangi oficerów. - Zaczął się ruch solidarności sił zbrojnych z narodem - oświadczył major Ahmed Ali Szuman w rozmowie telefonicznej z Reutersem.
"Przewrót wojskowy byłby koszmarem"
Minister finansów Samir Radwan w wywiadzie dla BBC oświadczył, że przewrót wojskowy w Egipcie byłby zły dla mieszkańców kraju i jego gospodarki.
- Koszmar przewrotu byłby bardzo zły dla wszystkich, dla młodych i dla gospodarki. To scenariusz, którego chcielibyśmy uniknąć - powiedział minister. - Sądzę, że wojsko jest zdyscyplinowane i podjęło decyzję by nie strzelać do młodych. Ten pat nie może jednak trwać wiecznie - dodał Radwan.