ŚwiatMeksyk i USA ruszyły na wojnę

Meksyk i USA ruszyły na wojnę

Kartele narkotykowe w Meksyku przynoszą dochody wynoszące miliardy dolarów. To nieporównywalnie więcej niż pieniądze, jakie meksykański rząd wydaje na zwalczanie problemu narkotykowego. Meksykanie rozpoczęli wojnę, ale nie mogą w pełni polegać na instytucjach mających chronić obywateli – policja, celnicy, sądy, więzienia, wojsko są zamieszane w zbrodnie związane z handlem narkotykami. Członkowie gangów wydają krocie na to, by wzmacniać sieć powiązań z politykami, sędziami, strażnikami więziennymi czy policjantami.

Meksyk i USA ruszyły na wojnę
Źródło zdjęć: © AFP | Ronaldo Schemidt

09.04.2009 | aktual.: 09.04.2009 14:12

W walce z handlarzami narkotyków Meksyk korzysta z pomocy amerykańskiego wywiadu. Setki milionów dolarów zostały przekazane w celu zwalczania problemu narkotykowego przez prezydenta George’a W. Busha, zaś w ostatnim czasie suma ta została zwiększona przez prezydenta Obamę. W tym samym czasie amerykańscy narkomani napędzają zapotrzebowanie na narkotyki, dostarczając jednocześnie broń meksykańskim kartelom, co przyznała sama sekretarz stanu Hillary Clinton w czasie swojej ostatniej wizyty w Meksyku.

Clinton obiecała dodatkowe 80 milionów na zakup trzech ultranowoczesnych śmigłowców, które miałyby patrolować "porowatą" granice między Meksykiem i USA. Przemyt ma ukrócić również dodatkowych 450 stróżów prawa rozmieszczonych na granicy liczącej bagatela 3000 km.

Meksyk walczy

Wojna przeciwko kartelom rozgorzała za czasów prezydentury Felipe Calderona w czasie kampanii w roku 2006. Wówczas to prezydent Calderon optował za wysłaniem wojska na ulice, by zwalczać kartele. Według Drug Enforcement Administration (DEA) meksykańska wojna narkotykowa nałożyła restrykcje na dostawy narkotyków, co podwoiło cenę kokainy w Stanach Zjednoczonych w ciągu ostatnich dwóch lat.

Pomimo dużego wsparcia ze strony Meksykanów dla planu prezydenta Calderona, statystyki pokazują coraz większą liczbę popełnianych przestępstw. W roku 2008 ponad 6 200 osób zginęło w przestępstwach powiązanych z handlem narkotykami, czyli o ponad 100% więcej niż w roku 2007, zaś w roku 2009 zginęło już ponad 1100 osób.

Według DEA skala przemocy będzie narastać. Choć czy można sobie wyobrazić bardziej prowokacyjne przestępstwa od sprawy policjanta federalnego zastrzelonego przez wynajętego mordercę? Albo mord popełniony na dziewięciu żołnierzach, których głowy znaleziono w plastikowych torbach? Czy też bardziej odważne od transparentów wieszanych przez kartele na mostach z listą żądań, skierowanych do organów władzy.

Jednym z pomysłów na przezwyciężanie najbardziej krwawego rozlewu krwi powiązanego z przemysłem narkotykowym w historii Meksyku jest zalegalizowanie część narkotyków do własnego użytku. Wzrastająca liczba polityków i ekspertów żąda, by w wojnie narkotykowej podjąć radykalne środki – zdaniem niektórych będzie to zalegalizowanie marihuany dla własnego użytku, podczas gdy inni są za legalizacją nawet heroiny czy kokainy. Propozycje te pojawiły się jako jeden z głosów w dyskusji nad zakazem spożywania narkotyków w krajach Ameryki Południowej.

Legalizacja - droga do zwycięstwa?

Elsa Conde, kongresmenka z ugrupowania socjaldemokratów, przedstawiła projekt ustawy legalizującej marihuanę, uważając że tym samym może zapoczątkować nową epokę w walce z przemysłem narkotykowym w krajach Ameryki Łacińskiej. – Powinniśmy szukać nowych sposobów na to, by miliardy dolarów przestały zapełniać portfele gangsterów – powiedziała. Meksykańskie gangi narkotykowe zarabiają ok. 30 miliardów dolarów na handlu narkotykami ze Stanami Zjednoczonymi. Również handel w lokalnym wymiarze wzrasta z każdym rokiem, szczególnie w odniesieniu do marihuany, cracku i kokainy.

Zdaniem Elsy Conde powinno być wprowadzone w życie pozwolenie na posiadanie 3,5 grama marihuany lub hodowlę do trzech krzaków marihuany. Obecne prawo meksykańskie nie przewiduje specjalnych kar za posiadanie narkotyków, jednak można skazać kogoś pod pretekstem handlu narkotykami. Kongresmenka nie liczy na szybką poprawę przepisów prawnych, regulujących posiadanie narkotyków, jednak ma nadzieję, że w ten sposób otworzy dyskusję na temat zwalczania problemu narkotykowego po obu stronach granicy amerykańsko-meksykańskiej.

– To pierwszy krok na drodze zmian, które mam nadzieję kiedyś nastąpią – zapowiada Elsa Conde. W lutym byli prezydenci Brazylii, Kolumbii i Meksyku podpisali oświadczenie wzywające do zalegalizowania halucynogenów, by zarówno osoby uzależnione, jak i ciężko chorzy pacjenci mogli kupować narkotyki w sposób legalny, a nie na czarnym rynku.

Jak można przeczytać w nim „najważniejszym zadaniem jest poprawić strategię walki z handlem narkotykami w regionie, który został mocno zaburzony w ciągu ostatnich 30 lat”. Trzech polityków uznało, że siedem tysięcy osób, które zginęły w porachunkach narkotykowych od stycznia 2008 roku, jest najlepszym dowodem na to, że należy jak najszybciej podjąć właściwe kroki.

Stara wojna Amerykanów

Określenie “wojna narkotykowa” (ang. war on drugs) zostało ukute przez amerykańskiego prezydenta Richarda Nixona w 1969 roku. Termin ten zdefiniował politykę, w ramach której Stany Zjednoczone przekazywały pieniądze krajom Ameryki Łacińskiej na zwalczanie problemu narkotykowego.

Pomoc Amerykanów jednocześnie rozgniewała wiele krajów Ameryki Łacińskiej, gdyż państwom nieobjętym programem pomocy w 1986 roku narzucono sankcje. Za czasów prezydentury George’a Busha krytykowano rządy prezydenta Boliwii Evo Morales za jego politykę zachęcającą do hodowli liści koki.

W 2006 roku kongres meksykański ustanowił wcześniejszą ustawę odnośnie do legalizacji posiadania małych ilości marihuany, kokainy i innych narkotyków. Pod wpływem Białego Domu poprzedni prezydent Meksyku Vicente Fox nie podpisał ustawy.

– Potrzeba nam większej niezależności od Stanów Zjednoczonych w polityce, bo w końcu żyjemy w krajach Ameryki Łacińskiej, które cierpią z powodu ciągłych zabójstw i zastraszeń – komentuje sytuację Conde. Kongresmenka uważa, że zmiana powinna nastąpić również po stronie odbiorcy, czyli np. USA, jeśli chcą zmniejszyć główne źródło dochodu karteli narkotykowych.

W styczniu 2009 roku w mieście El Paso w stanie Teksas (USA) powstał projekt ustawy zachęcającej do zakończenia z polityką prohibicji, jednak został on zawetowany przez burmistrza. Zarówno meksykańscy, jak i amerykańscy politycy silnie opierają się wprowadzeniu w życie zmian w zakresie legalizacji narkotyków. Kongresman Alejandro Munoz z konserwatywnej partii Działania Narodowego (National Action Party) oświadczył, że w momencie kryzysu finansowego i krwawego przelewu krwi rozmawianie o legalizacji jest nierozsądne.

Prezydent Meksyku Felipe Calderon, który ustala obostrzenia względem karteli, w świetle stanowionego przez siebie prawa chciałby, by osoby uzależnione za pierwsze popełnione przestępstwo były oddawane na przymusowy odwyk, zaś za drugie wykroczenie skazywane na wyrok w więzieniu.

Racje po obu stronach

Opinie wśród Meksykanów co do tego w jaki sposób rozwiązać problem są podzielone. Część ludzi uważa, że legalizacja zmniejszyłaby najbardziej dochodowy interes mafii. Inni sądzą, że w ten sposób zwiększyłaby się liczba osób biorących środki psychoaktywne, co mogłoby mieć negatywny wpływ na liczbę zabójstw i przestępstw.

29-letni Meksykanin Ubaldo Militante uważa, że legalizacja jest jednym z najgorszych rozwiązań w kraju, który ma problemy z biedą, wysoką stopą bezrobocia i kryzysem ekonomicznym. Legalizacja narkotyków byłaby dla młodzieży najlepszym sposobem, by o tych wszystkich kłopotach zapomnieć. – W ostatnim rankingu najbogatszych ludzi w Meksyku, opublikowanym przez magazyn „Forbes”, drugie miejsce zajął handlarz narkotykami Chapo Guzmán. Publikacja wyników ankiety oburzyła rząd meksykański, co najlepiej świadczy o jego hipokryzji. Wiele osób u władzy, łącznie z senatorami i posłami, jest zamieszanych w powiązane z handlem narkotykami przestępstwa – opowiada Ubaldo.

Sylwia Mróz, Wirtualna Polska

Źródło artykułu:WP Wiadomości
meksyknarkotykiusa
Wybrane dla Ciebie
Komentarze (0)