Mazury kontra pogoda. Giżycko "spisuje na straty" początek wakacji

O cenach mówią "umiarkowane". Pokój w hotelu 350 zł, obiad z sandaczem 79 zł. Na Mazurach zastanawiają się, gdzie się podziali turyści, którzy przyjeżdżali. Kiedy podczas przejścia niżu genueńskiego zepsuła się pogoda, nie udało się zapełnić nawet połowy miejsc noclegowych.

Giżycko, plaża miejska nad jeziorem Niegocin Giżycko, plaża miejska nad jeziorem Niegocin przed nadchodzącą burza
Źródło zdjęć: © East News | Eryk Stawinski/REPORTER
Tomasz Molga

- Jakiś ruch turystyczny oczywiście był, ale w pierwszych dwóch tygodniach lipca próżno było szukać tzw. dzikich tłumów, które zalewają ulice, chodniki albo plaże. W tym sezonie letnim palce obu rąk wystarczą, żeby policzyć tak zwane dni plażowe. Nie było okazji, aby spędzać dużo czasu na kocyku i w słoneczku - komentuje w rozmowie z WP Robert Kempa, dyrektor Centrum Promocji i Informacji Turystycznej w Giżycku. Dodaje, że właśnie z powodu pogody początek wakacji trzeba "spisać na straty".

W Giżycku i okolicach ruch turystyczny jest od wielu lat monitorowany na podstawie zgłoszeń z recepcji hoteli i pensjonatów, a także firm czarterowych. Wyniki spływają w środy i soboty każdego tygodnia. Lokalna branża uznaje analizę trendów za cenne informacje o koniunkturze w turystyce.

Jak podaje dyrektor Kempa, w pierwszym tygodniu lipca obłożenie w obiektach noclegowych podczas pomiaru w środku tygodnia wyniosło 48 proc. (rok wcześniej było to 61 proc.). Sytuację ratował napływ weekendowych turystów (obłożenie wzrosło do 75 proc.). W drugim tygodniu lipca (7-13.07) sytuacja się pogorszyła: obłożenie środowe spadło o 18 proc. w stosunku do ubiegłego roku, co Kempa uznał za efekt "beznadziejnie złej pogody".

Dalsza część artykułu pod materiałem wideo

Test najdroższych jagodzianek w Warszawie. "Trzeba dużo zapłacić"

Mazury czekają na turystów. Nie ma szaleństw, jak w Zakopanem

- W czarterze jachtów niektóre firmy zgłosiły, że w pierwszych tygodniach lipca wynajęły połowę floty, podczas gdy część informuje, że niemal wszystkie jednostki wypłynęły z portów. Dostępne pozostają przede wszystkim najdroższe houseboaty (1500-1700 zł za dobę) oraz jednostki, które nie cieszą się zainteresowaniem - mówi dalej Robert Kempa.

Dopiero trzeci tydzień lipca przynosi poprawę w ruchu turystycznym. Liczba zajętych miejsc noclegowych sięga 69 proc., czyli o pół procenta więcej niż rok wcześniej - wynika z lokalnych analiz. W miniony weekend giżyckie hotele odnotowały obłożenie na poziomie 92 proc. (rok temu 97 proc. ). Wynik jest jednak uznawany za satysfakcjonujący. W kategorii noclegowej: domki, kwatery, apartamenty - wyniki też są dobre, są zajęte w 95 proc.

- Jeżeli ten trend się utrzyma, będzie to satysfakcjonujące - ocenia Kempa.

Na Mazurach szalejące ceny nie biją po oczach, nie ma restauracyjnych absurdów rodem z Zakopanego, gdzie w restauracji za jajecznicę z dwóch jaj trzeba zapłacić 67 zł. Wręcz przeciwnie, w Giżycku pokój w trzygwiazdkowym hotelu poza weekendem kosztuje średnio 350 zł. - Danie obiadowe z lokalnym sandaczem w sosie grzybowym kosztuje 79 zł, o 5 zł więcej niż przed rokiem - wynika z corocznego "badania mazurskich cen" przez redakcję dziennika "Fakt".

- Myślę, że turystów może cieszyć to, że jeśli chodzi o ceny noclegów, skoki są raczej symboliczne - ocenia przedstawiciel giżyckiego Centrum Promocji i Informacji Turystycznej. - W miejscach, gdzie rezerwacje nie idą najlepiej, stawki często są zbliżone do ubiegłorocznych. Pokój w trzygwiazdkowym hotelu poza weekendem można znaleźć już za 300-350 zł, czyli praktycznie tyle samo, ile rok temu - dodaje.

Wyraźniejszy wzrost na poziomie około 10 procent widać w obiektach wyższej klasy, czyli w tutejszych hotelach czterogwiazdkowych, bo pięciogwiazdkowych w powiecie giżyckim po prostu nie ma. - Tam, gdzie jeszcze rok temu cena zaczynała się od 500-600 zł, dziś bywa, że ma już ósemkę z przodu - przyznaje Robert Kempa. Dodaje jednak, że ceny są "pływające" i w dużej mierze zależą od popytu, wyraźnie rosną w weekendy oraz w dniach, kiedy organizowane są wydarzenia.

- Trzymamy cenowy umiar i nie płoszymy turystów. Pięć 5 lat temu ten sandacz kosztował chyba 45 zł, ale ile kosztów po stronie przedsiębiorcy wzrosło w tym czasie? - zastanawia się przedsiębiorca z Giżycka.

- Słyszałem, że w Ostródzie (Mazury Zachodnie - przyp. red.) ktoś zainwestował w otwarcie punktu z lodami na promenadzie i do dziś ma prawie 10 tys. straty. Niektóre punkty przy trasach rowerowych z kawą i napojami nie otworzyły się wcale, bo jest zbyt mały ruch - dodaje.

Tomasz Molga, dziennikarz Wirtualnej Polski

Wybrane dla Ciebie

2,5 mln Polaków zapłaci wyższe składki. Co czeka przedsiębiorców?
2,5 mln Polaków zapłaci wyższe składki. Co czeka przedsiębiorców?
Rusza proces Sebastiana M. Grozi mu do 8 lat więzienia
Rusza proces Sebastiana M. Grozi mu do 8 lat więzienia
Strajk lekarzy w Nigerii. Plaga węży w szpitalach
Strajk lekarzy w Nigerii. Plaga węży w szpitalach
Koszmarne sceny w Meksyku. Dziesiątki zabitych i rannych w wypadku
Koszmarne sceny w Meksyku. Dziesiątki zabitych i rannych w wypadku
Awantura w administracji Trumpa. "Zdzielę cię w twarz"
Awantura w administracji Trumpa. "Zdzielę cię w twarz"
Norwegia wybrała. Centrolewica triumfuje w wyborach parlamentarnych
Norwegia wybrała. Centrolewica triumfuje w wyborach parlamentarnych
Historyczne spotkanie. Prezydent Palestyny w Londynie
Historyczne spotkanie. Prezydent Palestyny w Londynie
Zapomniana choroba w Hiszpanii. Rekord zachorowań
Zapomniana choroba w Hiszpanii. Rekord zachorowań
Nocny atak Izraela. Syryjskie miasta pod ostrzałem
Nocny atak Izraela. Syryjskie miasta pod ostrzałem
Przejechał na rowerze 25 km. Przerażonego chłopca znaleźli policjanci
Przejechał na rowerze 25 km. Przerażonego chłopca znaleźli policjanci
"Mają krew na rękach". Trump o zabójstwie Ukrainki
"Mają krew na rękach". Trump o zabójstwie Ukrainki
Miedwiediew straszy "wojną biologiczną". Wskazał na Zachód
Miedwiediew straszy "wojną biologiczną". Wskazał na Zachód