PolitykaMateusz Damięcki pozywa prawicową gazetę. Dziennikarz Piotr Lisiewicz odpowiada

Mateusz Damięcki pozywa prawicową gazetę. Dziennikarz Piotr Lisiewicz odpowiada

Mateusz Damięcki w żaden sposób nie wspiera rosyjskiego rządu ani Władimira Putina - podkreślił w pozwie skierowanym przeciwko miesięcznikowi "Nowe Państwo" pełnomocnik aktora. To odpowiedź na jeden z artykułów prawicowej gazety. Na nią nie pozostał z kolei obojętny autor tekstu.

Mateusz Damięcki pozywa prawicową gazetę. Dziennikarz Piotr Lisiewicz odpowiada
Źródło zdjęć: © Agencja Gazeta | Tomasz Stańczak
Anna Kozińska

02.01.2018 | aktual.: 28.03.2022 11:00

10 tys. zł na cel społeczny - tyle od redakcji prawicowej gazety ma domagać się aktor Mateusz Damięcki. O pozwie poinformował szef działu "Kraj" w tygodniku "Gazeta Polska" Piotr Lisiewicz i jednocześnie na zarzuty odpowiedział.

Sprawa dotyczy artykułu pt. "Zarabiają u Putina, bronią Polski przed Kaczyńskim", który ukazał się w miesięczniku "Nowe Państwo", tworzonym przez dziennikarzy skupionych wokół "Gazety Polskiej". Autor tekstu Piotr Lisiewicz napisał, że polscy aktorzy, w tym Mateusz Damięcki "zarabiają olbrzymie pieniądze w Rosji - kraju rządzonym przez ludobójcę, sprawcę śmierci setek tysięcy ludzi na Kaukazie, organizatora obozów koncentracyjnych, w których palono ludzi żywcem, w którego kraju mordowani są dziesiątkami niezależni od władzy dziennikarze".

I to się Damięckiemu nie spodobało. Jak donosi Lisiewicz, aktor chce nie tylko rekompensaty finansowej na cel społeczny, ale też wycofania nakładu gazety ze sprzedaży. Co więcej, nie chodzi o sam tekst, ale też dołaczoną do niego grafikę.

- Wymaga wskazania, że posłużenie się przez gazetę »Nowe Państwo« zdjęciem mojego mocodawcy i opublikowaniem go na okładce w numerze 10 (140)/2017 nastąpiło bez jego zgody i nie zostało wykorzystane w związku z pełnieniem przez niego żadnych funkcji publicznych, co stanowi bezprawne naruszenie przez gazetę »Nowe Państwo« prawa mojego mocodawcy do wizerunku - napisał pełnomocnik Damięckiego.

Jak dodał, jego klient został przedstawiony "w obraźliwy sposób, sugerując, że jest ambasadorem Władimira Putina, co stanowi fałszywą interpretację faktów, mającą jedynie na celu przedstawianie mojego mocodawcy w negatywnym świetle jako zwolennika i osobę popierającą system sprawowania rządów w Rosji oraz poczynań rosyjskiego rządu". - Tymczasem mój mocodawca stanowczo zaprzecza, jakoby wspierał w jakikolwiek sposób działanie rosyjskiego rządu oraz Władimira Putina, a z żadnych jego wypowiedzi oraz działań takich wniosków wywieść nie można - tłumaczył.

Reakcja na zarzuty

Co na to wszystko dziennikarz? - Wymowa mojego tekstu była taka, że aktorzy tacy jak pan dopuszczają się hipokryzji. W Rosji, gdzie dorabiają się fortun, siedzą cicho i nie słyszymy ich protestów przeciwko zbrodniom czy łamaniu praw człowieka - podkreślił.

- Czy nie odnosi pan wrażenia, że na tyle długo pracuje pan w Rosji Putina, że przesiąkł pan tamtejszymi obyczajami? - zapytał. Jak zapewnił, nigdy nie zaakceptuje postaw ludzi, takich jak Damięcki.

Zwrócił też uwagę, że nawet "Daniel Olbrychski, zdeklarowany rusofil, odznaczony wcześniej przez Putina, po napaści na Krym na jakiś czas zaniechał występów w Rosji".

Lisiewicz powołał się też na wywiad Damięckiego z Wirtualną Polską. Zacytował aktora: - Wraca strach, z którym ja nie chciałbym już mieć w tym wolnym świecie, w 2017 r., nic wspólnego. Strach dotyczący braku tolerancji, braku akceptacji (…). Bardzo, bardzo się boję, że ludzie zaczną dla jakiegoś wyższego dobra, które roi im się w głowie, dokonywać rzeczy, których nie cofniemy.

Dziennikarz zarzuca aktorom, że po przyjeździe do Polski "stają się czołowymi obrońcami wolności" oraz że "dziwnym trafem zarabiają gigantyczne pieniądze w Rosji i kpią ze 'spiskowych teorii' na temat Smoleńska".

Lisiewicz wyśmiał m.in. zarzut bezprawnego wykorzystania zdjęcia. Jak podkreślił, każy wie, ze to fotomontaż.

- Dla porządku zaznaczę jeszcze, że nie oskarżaliśmy pana o pełnienie funkcji "ambasadora" takiego, co to ma paszport dyplomatyczny, lecz była to metafora albo przenośnia, co niby wie się samo przez się, ale w kontekście pana pozwu tłumaczyć trzeba i takie rzeczy - powiedział dziennikarz.

Przede wszystkim zwraca jednak uwagę, że zarzuca się mu "fałszywą interpretację faktów". - Na podobnej zasadzie każdy znany polityk mógłby składać pozwy codziennie. Bo ledwo padnie taka publiczna wypowiedź, to media biorą się za "interpretację faktów". Jako że mamy media od lewa do prawa, to interpretacje te bywają bardzo różne, a więc logiczne, że są wśród nich "fałszywe" - ocenił.

Na koniec Lisiewicz zwrócił się do Damięckiego, by w mediach zamieścił polemikę z jego tezami. - Jeśli chciałby pan zamieścić polemikę w "Nowym Państwie" czy "Gazecie Polskiej", też nie ma sprawy. Niech pan przedstawi argumenty, podobnie jak ja, a czytelnicy zważą owe racje i wyrobią sobie zdanie. Bo pomysł wycofywania gazety z kiosków naprawdę pachnie rosyjskimi standardami. A jedyny "Ruski Standard", jaki przyswoić jest w stanie wolny Polak, taki jak ja, to ten w płynie - podsumował.

Źródło: niezalezna.pl

Wybrane dla Ciebie
Komentarze (798)