Marcin Makowski: Zaskoczeni decyzją prezydenta? Prawica i lewica ofiarą ”Ucha prezesa”
”A więc wojna!” – komentowało sporo polityków oraz publicystów po tym, gdy prezydent Andrzej Duda zapowiedział zawetowanie dwóch z trzech ustaw dotyczących wymiaru sprawiedliwości. Ci, którzy postrzegają polską politykę w kategoriach wiecznego konfliktu, dzisiaj pierwsi padli jego ofiarą. Uwierzyli bowiem, że rzeczywistość jest tak prosta, jak w ”Uchu prezesa”, gdzie postaci są wyraziste, Andrzej jest Adrianem, a za wszystkie sznurki pociąga wszechmocny Prezes. Co ciekawe, tej iluzji uległa również część prawicy. Orędzia premier i prezydenta ostatecznie ją rozwiały.
24.07.2017 | aktual.: 24.07.2017 21:34
Kiedy niemal równo tydzień temu pisałem, że weto prezydenta w sprawie Regionalnych Izb Obrachunkowych nie będzie jego ostatnim w tej kadencji, wiele osób zarzuciło mi na Twitterze ”naiwność”. Przecież to się w głowie nie mieści, żeby sygnatariusz ”Dobrej Zmiany” stanął po stronie kasty sędziowskiej albo żeby odrzucił – jak podawano na paskach w TVP Info – ustawy, które ”walczą z korupcją i układem”. Argumentowano, że zapisy dotyczące zmian personalnych w KRS i SN są faktycznie ostre, ale skoro dokonujemy rewolucji oraz następuje (tu również pasek TVP Info) ”symboliczny koniec postkomunizmu”, nie można oglądać się wstecz. Sejm i Senat muszą jechać jak walec, a wszyscy, którzy wyszli protestować na ulice, to albo spadkobiercy ubeków, albo statyści w zbiorowej hipnozie astroturfingu. Jak ”nasz” prezydent mógłby tego nie widzieć?
Zdrajca
Tym samym część prawicy i żelaznego elektoratu Prawa i Sprawiedliwości zapędziła się w kozi róg, a w jeden dzień z ”naszego”, Andrzej Duda zamienił się w zdrajcę sprawy narodowej. Powodem odmienianego przez wszystkie przypadki rozczarowania. Jak głoszą plotki, w niektórych gabinetach posłów PiS-u pozdejmowano portrety prezydenta i zastąpiono je wizerunkami Jana Pawła II oraz Józefa Piłsudskiego. Nawet jeśli to żart, faktem jest, że marszałek Ryszard Terlecki stwierdził otwarcie, że wraz z decyzją prezydenta ”układ zyskał chwilową przewagę”.
Tę narrację w telewizyjnym przemówieniu powtórzyła premier Beata Szydło. Tym samym w jakimś wymiarze przyznano, że dla wielu polityków partii rządzącej Andrzej Duda faktycznie niewiele różnił się od Adriana, jakim widziała go opozycja. Ona prezydentem pogardzała ze względu na służalczość, obóz rządzący zaś uwierzył, że ”maszynka do podpisywania ustaw” będzie działać sprawnie, tym samym gwarantując utrzymanie tempa reform. W końcu nad głową wisiał miecz przyszłych wyborów oraz finansowania kampanii. Adrian był dla wielu po prostu wygodny. Pozwalał tłumaczyć skomplikowaną rzeczywistość w karykaturalny sposób, upraszczał obraz relacji w obozie władzy oraz pozwalał błysnąć pozorami wiedzy o zakulisowych układach.
Geniusz zła i święta wojna
Fakt, że ta narracja została kupiona w całości przez Grzegorza Schetynę, Tomasza Lisa czy Ryszarda Petru, jakoś mnie nie dziwi. Nie jest dla mnie również zaskoczeniem, że spora część społeczeństwa uznała, że choć w lekko wykrzywionej formie, właśnie tak przedstawia się piramida wpływów, której czubek stanowi nieco staroświecki, ale bezwzględny Jarosław Kaczyński. Demiurg oraz geniusz zła współczesnej Polski, bez decyzji którego żaden minister nie odważy się na samowolkę. Oczywiście najniższe piętro w tej konstrukcji – właściwie podnóżek – stanowił Andrzej Duda. Uwierzenie w tę dynamikę podejmowania decyzji to dopiero wyraz prawdziwej naiwności. Decyzją prezydenta wydają się być bowiem zaskoczeni wszyscy. Byli zaskoczeni, bo zamiast rozumieć politykę w kategoriach ciągle zmiennej gry wpływów i ludzkich ambicji, wybrali uproszczoną wersję kabaretu i świętej wojny.
Tymczasem dla uważnych obserwatorów stawało się jasne, że prezydent prędzej czy później zrezygnuje z roli zakładnika swojej dawnej partii, bo w przeciwieństwie do niej, potrzebuje ponad 50 proc. głosów poparcia w wyborach do zwycięstwa. Opieranie się jedynie na żelaznym elektoracie Prawa i Sprawiedliwości takiej gwarancji nie daje. Nie jest również istotą pełnienia urzędu prezydenta, który choćby z definicji powinien być ponadpartyjny. Dlatego też Andrzej Duda - zachęcony kolejnymi sukcesami w postaci szczytu NATO, wylansowaniem idei Trójmorza, która wzięła swój początek w KPRP czy wizytą Donalda Trumpa - spojrzał na szerszy horyzont roli, którą pełni. Również w wymiarze czysto pragmatycznym, tzn. możliwości sprawowania oraz utrzymania posiadanej władzy. A w ten obszar najmocniej uderzyło ostrze proponowanych przez rząd ustaw.
Czyste intencje
Patrząc tylko w tym zakresie gambit w postaci weta leżał w interesie prezydenta, który z resztą specjalnie się z tym nie krył. ”Chcę powiedzieć jasno i wyraźnie: nie ma u nas tradycji, żeby prokurator generalny w jakikolwiek sposób mógł ingerować w pracę, w funkcjonowanie Sądu Najwyższego jako instytucji. Nie wspomnę już o sędziach. I zgadzam się ze wszystkimi tymi, którzy twierdzą, że tak być nie powinno i że nie wolno do tego dopuścić” – stwierdził w przemówieniu Andrzej Duda.
Z poprawnym odczytaniem jego intencji nie kryło się również Ministerstwo sprawiedliwości. ”W Polsce od kiedy pamiętam było tak, że jak dekomunizacja w różnych obszarach państwa była blisko, to zawsze ktoś wymiękał (...) Nie wierzcie w te bzdury, że reforma potrzebna, ale 'inna'. Dokładnie tak samo było w Polsce z dekomunizacją, lustracją, ustawą reprywatyzacyjną etc. Zawsze mówili, że reforma potrzebna 'ale nie taka', 'ale za szybko' etc. W warunkach medialnych, w jakich funkcjonujemy, nigdy nie będzie fundamentalnej reformy naruszającej interesy oligarchii III RP" – napisał na Facebooku wiceminister Patryk Jaki, nawet nie próbując niuansować, o co toczyła się gra i kto stanął na przeszkodzie jej wygrania.
Dwa orędzia
Ten spór i jego temperatura zostały utrzymane w wieczornych poniedziałkowych wieczornych orędziach. ”Dzisiejsza decyzja prezydenta może być niezrozumiała dla tych, którzy czekają na dobrą zmianę. Nie możemy ulegać ulicy i zagranicy. Mamy stabilną większość, nie możemy ulegać naciskom” – mówiła premier, a prezydent powtórzył swoją motywację stojącą za wetem. Nie jest również przypadkiem, że TVP Info jako pierwsze wyemitowała przemówienie Beaty Szydło, TVN i Polsat natomiast pokazała Andrzeja Dudę. W polityce nigdy nic nie jest tak proste, jak może się wydawać. Niech to będzie nauczka dla wszystkich, który swoją ocenę rzeczywistości zaczynają i kończą na ”Uchu Prezesa”. Skoro wszyscy deklarują chęć reformy sądów, dlaczego nikt nie może się dogadać? Kto zna odpowiedź na to pytanie, zrozumie o co idzie gra, która z dnia na dzień staje się coraz bardziej brutalna.
Marcin Makowski dla WP Opinie