Marcin Makowski: ”Oglądają Netflixa, zamiast bić się o demokrację”. Ach ci okropni młodzi. Dobrze, że jest Dorota Wellman
Młodzi są bezideowi, młodzi są leniwi, chcą przyjemnego życia, Netflixa, sojowej latte, chcą mieć bogatego tatę, zero problemów i wywalone na Polskę. Tylko Dorota Wellman świeci w tym grajdołku jak latarnia, która wskazuje drogę do demokracji. I nie daj Bóg zwrócić jej uwagę, że wcześniej specjalnie nie świeciła.
Nie jestem w stanie zliczyć, który to już tekst pisany z pozycji autorytetu przez ”starego, znanego i lubianego”, gdzie (oczywiście z troską), wylewa się wiadro pomyj na głowy ”młodych, biernych i pogrążonych w konsumpcjonizmie”, za nic mających walkę o demokrację. Mój debiut publicystyczny w kwietniu 2010 w ”Tygodniku Powszechnym”, był jednym z odcinków tego ciągnącego się od bodaj dekady sporu. Już wtedy socjolog Jan Sowa stawiał odbijające się dzisiaj coraz głośniejszym echem tezy. Młodzi rozmyli się ideowo w zbytku III RP, rozpierzchli po klubokawiarniach, pozamykali w domach, pościągali na laptopy jakieś amerykańskie seriale i tak sobie siedzą w marazmie, bimbając na życie społeczne.
A co nam po ”waszych czasach”? My mamy swoje
Osiem lat później, bez żadnej oryginalnej myśli, ale w innym kontekście partyjno-politycznym, te same tezy z tej samej komfortowej pozycji mędrca powtarza dziennikarka Dorota Wellman. ”Co się musi zdarzyć, żebyście się obudzili z letargu? Zabraknie caffe latte z sojowym mlekiem? Wyłączą internet? Nie będzie darmowego wi-fi? Nie pozwolą siedzieć nad Wisłą? Zabiorą paszporty? Przestanie działać Netflix?” - pyta w swoim ”ostrym” felietonie na łamach ”Wysokich Obcasów”. I choć zaznacza, że nie znosi starczego pieprzenia w stylu: ”za naszych czasów”, ”jak ja byłem młody”, to jednak musi od tego zacząć. Bo ”za jej czasów” młodym nie było wszystko jedno. Gdy współczesna hipsterka wybiera wieczór na bulwarach w piwem kraftowym w ręku, ówczesny młokos ”walczył, konspirował, chodził na manifestacje, czytał książki, dyskutował, miał poglądy, dostawał pałą po plecach, a czasem trafił do więzienia”.
Dlaczego dzisiaj tak mało młodych chce dostać pałą po plecach i pójść do więzienia? - zdaje się pytać z nieukrywanym żalem Wellman. ”Najważniejsze to mieć fajne życie, pieniądze i czas. Jesteście skupieni tylko na sobie. Przecież młodość to miłość do wolności! (…) Teraz mamy młodych ludzi bez właściwości, bezideowych” - po chwili sama sobie odpowiada. Czy to nie jest urocze? Całe spektrum problemu, zamknięte w konstatacji, że winę za braki tłumów pod Sądem Najwyższym ponosi rozmycie się w dobrobycie, polane sosem żalu do własnego pokolenia, że za mało ”edukowało obywatelsko” młodych, mających dzisiaj Polskę w dup....
Chcemy być sobą, a nie wami
Pani Doroto, a może to nie Polskę oni mają w dup..., ale właśnie takie smęcenie Pani pokolenia, które tysiąc razy dało już młodym do zrozumienia, że powinni być nimi za komuny, zamiast żyć własnym życiem? 20-latkowie nie zaczną drukować prasy podziemnej i rozsypywać z dachów budynków bibuły. Nie będą podpalać gmachów instytucji publicznych. Ci, którzy rzucają się na policję z okrzyniem ”ZOMO”, nie porwą mas, bo ZOMO już nie istnieje. Tak samo, jak nie istnieje PRL, który pod względem modus operandi opozycyjności, Pani pokolenie chciałoby rekonstruować, przypominając sobie najlepsze karty z własnych biografii.
Dzisiaj mamy inne problemy, inne zagrożenia dla demokracji, innymi metodami odbywa się walka o praworządność. Powinna to Pani wiedzieć, prowadząc od lat programy śniadaniowe w prywatnej telewizji, z którego moda na ”fajne życie, pieniądze, czas i skupienie na sobie” wylewa się hektolitrami. Za Jaruzelskiego takich programów nie było.
Odporni na krytykę
- Gdzie Pani była Pani Doroto przez ostatnie lata, gdy dwudziestolatkowie walczyli z mafią reprywatyzacyjną? Gdzie Pani była, gdy młodych ludzi z ruchów miejskich pozywali warszawscy oligarchowie? (…) Gdzie Pani była, gdy młodzi ludzie bronili jeden z ostatnich śladów historii warszawskiego getta przed zamienieniem w dyskont spożywczy? Przypomnę Pani. Nie było Pani z nami. Zapraszała Pani dzień w dzień próżnych i pustych do telewizji, dla których wypchana pieniędzmi kieszeń oznaczyła wolność i demokrację. Proszę nas zostawić w spokoju - stwierdził ostatnio na Facebooku Jan Śpiewak, przedstawiciel owego bezideowego pokolenia, obecnie kandydat na prezydenta Warszawy.
I tutaj jest pies pogrzebany. 20 i 30-latkowie nie są bezideowi, ale - co chyba naturalne od początków cywilizacji - nie chcą wchodzić w role swoich rodziców i gdzieś mają pouczenia mentorów, którzy odzywają się i uderzają w wysokie tony akurat wtedy, gdy im zaczyna się robić gorzej. Gdy rozkwitały ich kariery, dorabiali się na na reklamach, korzystali garściami z kapitalizmu, którego patologii nie dostrzegali, a na grzechy władzy, z którą sympatyzowali kurtuazyjnie przymykali oczy - nie było potrzeby bicia na alarm. Bo i po co?
Młodzi nie uciekają w emigrację wewnętrzną, w seriale i nie topią smutków w drogich kawach. Oni po prostu widzą, jak Polską urządzili ich rodzice, jakim językiem toczą ten beznadziejny spór plemienny, co mówi Kaczyński i Schetyna, i nie chcą być częścią tego syfu. Wystarczyło jednak wypomnieć to Pani na Twitterze, aby usłyszeć chór obrońców, którzy zwyzywali mnie od ”pisowskich gnid”, ”piz...” i ”idiotów”, polecając schowanie się do lasu, bo przecież świecka święta Dorota Wellman oddała kiedyś pieniądze z reklam hipermarketów na cele charytatywne. Tym samym zapewniając sobie immunitet na wszystkich innych płaszczyznach, łącznie z brakiem możliwości polemiki z jej felietonami. Niech Pani robi, co uważa za stosowne, walczy o demokrację i ubolewa, że młodzi nie chcą dostać pałą po plecach… Przepraszam, uciekła mi puenta. Zagapiłem się na śmieszny filmik z sową, który polecała Pani obejrzeć na najszybszym mobilnym internecie na rynku, spacerując gdzieś po jednej z bałtyckich plaż wśród roześmianych ludzi.