PolskaŁukasz Warzecha: po Marszu Szmat - zboczenia na scenie

Łukasz Warzecha: po Marszu Szmat - zboczenia na scenie

Jeśli ktoś stroi się jak lafirynda i wychodzi na ulicę, samemu nazywając się szmatą, to jak go nazwać? Szlachetnym bojownikiem o prawa kobiet? Osobą walczącą o prawa ofiar gwałtów? Nie – ja nazywam go (lub ją) tak, jak sam się nazwał: szmatą - pisze Łukasza Warzecha w felietonie dla WP.PL.

Łukasz Warzecha: po Marszu Szmat - zboczenia na scenie
Źródło zdjęć: © WP.PL | Andrzej Hulimka
Łukasz Warzecha

Czytaj także wcześniejsze felietony Łukasza Warzechy

Gromy posypały się na głowę posłanki Krystyny Pawłowicz za jej wypowiedź na antenie TVN24 w rozmowie z Jarosławem Kuźniarem. Pani poseł była uprzejma powiedzieć o uczestnikach "Marszu Szmat", że to szmaty. Oburzyło to konferansjera TVN24, co jest o tyle zabawne, że on sam znany jest z mało wysublimowanego stylu prowadzenia dyskusji. (Autora tego felietonu Kuźniar był niegdyś uprzejmy określić na Twitterze mianem „gnidy”.)

Z kolei poseł Pawłowicz jest znana ze swojego specyficznego stylu, który w pewnych okazjach może być atutem, ale na ogół przynosi ugrupowaniu szkodę. Lepiej byłoby ją trzymać na zapleczu. Inna sprawa, że świętym oburzeniem zapałali ci sami, którzy do swoich programów zapraszają regularnie Stefana Niesiołowskiego lub milczą, gdy nakręcony poseł PO po raz 1435. obraża ludzi nie dość kochających Platformę.

Ja jednak nie jestem posłem. Jestem publicystą o sprecyzowanych poglądach i dlatego mogę powiedzieć, że z diagnozą pani poseł całkowicie się zgadzam, lecz uważam, że jest zbyt powierzchowna i niepełna. "Marsz Szmat" miał pewien częściowo ukryty cel, o którym niżej. Impreza ta była firmowana – nieprzypadkowo – przez skrajną lewicę. Jednym z najczęściej fotografowanych uczestników marszu był Jan Kapela (sam przedstawiający się jako „Jaś”), jeden z dyżurnych felietonistów „Krytyki Politycznej”. Wyglądał wyjątkowo nieciekawie, przebrany w czerwoną sukienkę. Jak to zwykle ze skrajną lewicą bywa – potrafi ona zniszczyć każdą sensowną ideę i skompromitować każdą słuszną sprawę. Tak właśnie stało się z rzekomym wsparciem dla ofiar gwałtów.

Przy pierwszym spojrzeniu rzucała się w oczy chamowata i skrajnie wulgarna forma „protestu”, przypominająca nieprzypadkowo Paradę Równości, czyli doroczny przemarsz przedstawicieli homolobby. Gwałt jest dla każdej kobiety straszliwą traumą, przeżyciem często wstydliwym, osobistym, traumatycznym, a nierzadko rujnującym życie na długi czas albo na zawsze. Szczerze wątpię, żeby ofiary gwałtu oczekiwały wsparcia „Jasia” Kapeli, przebranego w sukieneczkę lub paradujących z gołymi biustami bywalczyń modnych warszawskich kawiarni, dla których największym życiowym problemem jest zadrapanie na pleckach nowego ajfona, względnie organizacja kolejnych Dni Cipki lub innego lewackiego kretynizmu. Dla ofiar gwałtu musi być wyjątkowo przykre, gdy ktoś wykorzystuje ich bolesne przeżycia do urządzenia bezmyślnej hucpy.

O tym, że nie chodziło o okazanie empatii lub zmianę prawa, ale o zwykłą drakę i prostacką zabawę, świadczy zaproszenie, jakie można znaleźć na stronie fabrykarownosci.com. Czytamy tam m.in.: „Po Marszu Szmat – Sodoma, zdziry i libertyni. …dziwki i dżentelmeni, damy i żigolaki, kurtyzany i alfonsi, napalone queery i wyzwoleni feminiści, cudzołożnice i jawnogrzesznicy, fetyszystki i transwestyci, córy Koryntu i sukinsyni, nierządnice i sutenerzy, dominy i niewolnicy, ladacznice i stręczyciele, dewiantki i puszczalscy, święte prostytutki i sprośni utrzymankowie, sodomitki i zbereźnicy, poliamorystki i swingerzy, wszetecznice i rozpustnicy, nimfetki i satyrzy, bezwstydnice i erotomani, cyklistki i pedały… to jest nasza noc. Duszą, ciałem i seksem świętujemy 1. warszawski Marsz Szmat (Slutwalk)”. W zapowiedziach „zboczenia na scenie” i „rozpusta na parkiecie”. A temu wszystkiemu patronuje Program IV Polskiego Radia (gratuluję płacącym abonament). Czy potrzeba kolejnych dowodów na to, o co naprawdę chodziło
maszerującym szmatom?

Prawdziwym wyzwaniem jest wpłynięcie na posłów, aby odpowiednio zaostrzyli kodeks karny oraz na prokuraturę i policję, aby inaczej podchodziła do spraw związanych z gwałtem. To jednak wymagałoby zorganizowania bardziej przemyślanej, a zarazem mniej spektakularnej akcji nacisku – choćby takiej, jaką w sprawie sześciolatków prowadzą systematycznie od kilku lat państwo Elbanowscy. Tyle że wtedy nie byłoby okazji do pokazania się i do urządzenia hucznej zabawy ze „zdzirami i zboczeńcami”. Sprawa zaostrzenia kar za gwałt jest absolutnie słuszna, ale mało kto wyrządził jej takie szkody, jak cyrkowa hałastra, idąca w "Marszu Szmat".

Paradoks "Marszu Szmat" polega na tym, że lewactwo postanowiło zaprotestować przeciwko temu, czemu samo w ogromnej mierze jest winne. Zastanówmy się: podstawowym przesłaniem marszu – oczywiście bardzo skutecznie przykrytym samą jego formą – było to, że nawet najbardziej wyuzdany strój i zachowanie nie są zaproszeniem do gwałtu. Dla osoby, wyznającej tradycyjny (czyli normalny w naszej kulturze) system wartości jest oczywiste, że winę za gwałt ponosi gwałciciel. Jest jednak równie oczywiste, że istnieją pewne kulturowe kody i sygnały, których znaczenie, a nawet samo istnienie lewica od dawna kontestuje. One jednak trwają. Prostytutki, stojące przy drogach, ubierają się w określony sposób, odsłaniając jak najwięcej ciała. Zarazem dla każdej szanującej się kobiety jest jasne, że nie chodzi się po ulicy z gołym biustem, jak to uczyniła część uczestniczek "Marszu Szmat" oraz – ogólnie rzecz biorąc – że szanująca się kobieta nie ubiera się jak dziw...„Czyli jak?” – spyta ktoś, oczekując szczegółowego kodeksu.
Odpowiadam: nie chodzi o określenie w centymetrach długości spódniczki czy wysokości obcasów. Każde miejsce i okazja mają swoje wymogi. Lecz kto odebrał normalne wychowanie i rozumie albo po prostu czuje społeczne normy, ten bez detalicznych kodeksów będzie wiedział, o czym mowa. A jeżeli nadal ma problem, to proponuję przejrzenie dokumentacji fotograficznej z marszu. Znaczna część uczestniczek założyła na siebie stroje, spełniające w detalach normy ubioru służbowego lafiryndy.

Lewica pracuje wytrwale nad rozmontowaniem norm takich jak wspomniane kody, związane ze strojem i sposobem zachowania. Kontestuje rodzinę, bezwzględnie walczy z Kościołem – ostoją tradycyjnych norm, promuje promiskuityzm, wpisany trwale w homoseksualizm, pod pretekstem walki z rzekomo krępującym kobiety patriarchatem walczy z postrzeganiem ich jako osób potrzebujących opieki, zasługujących na wsparcie, szacunek i obronę. Więcej nawet – wmawia nam, że to model „męskiego szowinizmu” i że to on odpowiada za wszystkie nieszczęścia. Nieprzypadkowo wśród przykładów, jakimi posługiwali się organizatorzy marszu, pojawiał się także „gwałt w małżeństwie”. To stara lewacka śpiewka, mająca pokazać rodzinę jako siedlisko opresji i przemocy.

Jednym słowem – lewica robi wszystko, aby promować wulgarną rozwiązłość w miejsce tradycyjnych postaw i norm, a następnie podnosi larum w sprawie ofiar gwałtów. Jak to nazwać? Słowa „hipokryzja” lub „kabotynizm” nie wydają się oddawać w pełni istoty sprawy.

"Marsz Szmat" był skonstruowany w oparciu o taką strategię. Jego uczestniczki (lub uczestnicy, w przypadku Kapeli) chcieli pokazać: normy społeczne nie mają znaczenia, nie ma strojów i sposobów zachowania stosownych i niestosownych. Możemy wyglądać jak dziwki i nie można z tego wyciągać żadnych wniosków. Otóż, niestety, można. Warto też przypomnieć, że nikt nie może być zwolniony ze stosowania zdrowego rozsądku. Winny gwałtu jest zawsze sprawca, co jednak nie znaczy, że kobieta nie powinna stosować właściwego rozeznania – po prostu dla własnego dobra. Istnieje coś takiego, jak prowokacyjne zachowanie lub prowokacyjny strój (kategoria prowokowania do popełnienia przestępstwa jest zresztą zawarta w kodeksie karnym). Twierdzenie, iż te pojęcia nie mają racji bytu, jest gwałtem (nomen omen) na zdrowym rozsądku.

Krytycy marszu zetknęli się z propagandową zagrywką identyczną jak w przypadku krytyków Owsiaka albo – ostatnio – krytyków działań Angeliny Jolie: „Jeśli krytykujesz "Marsz Szmat", to nie współczujesz ofiarom gwałtów i uważasz, że ofiary ponoszą winę”. To oczywista bzdura. Jeżeli kogoś można tu oskarżyć o skrajny brak empatii i wykorzystywanie ludzkich dramatów do chamskiego i wulgarnego politycznego happeningu, to tylko pomysłodawców i uczestników zeszmaconego marszu.

* Łukasz Warszecha specjalnie dla WP.PL*

Źródło artykułu:WP Wiadomości
krystyna pawłowiczłukasz warzechawarszawa
Wybrane dla Ciebie
Komentarze (481)