Łukasz Warzecha: Krystyna Szumilas powinna być skierowania na badania psychiatryczne
Krystyna Szumilas czym prędzej powinna zostać przez troskliwych kolegów skierowana na badania psychiatryczne. Wszystko wskazuje na to, że minister edukacji ma bardzo poważne problemy z percypowaniem rzeczywistości. Więcej nawet: wygląda na to, że żyje w Matriksie - pisze Łukasz Warzecha w felietonie dla Wirtualnej Polski.
Przeczytaj wcześniejsze felietony Łukasza Warzechy
Teza, owszem radykalna, ale przecież o zdrowie psychiczne partyjnych kolegów trzeba dbać. Do czego prowadzi brak troski, pokazuje smutny przypadek posła Niesiołowskiego. Jest jednak pomiędzy Niesiołowskim a Szumilas dość zasadnicza różnica. Niesiołowski jest w zasadzie nieszkodliwy. Owszem, sprawuje funkcję szefa sejmowej komisji obrony, ale wszyscy przecież wiedzą, że nie potrafiłby odróżnić granatu od piłki do tenisa, a jako szef tejże komisji nie decyduje o niczym znaczącym. Ot, taki odruch łaski Donalda Dobrotliwego, coby Stefan miał się czym zająć i nie narzekał za bardzo. Narzekania Stefana nikt by chyba nie wytrzymał.
Co innego minister Szumilas. Ona, niestety, decyduje, a jej decyzje mają wpływ na kolejne pokolenia Polaków. I tu już nie ma się z czego śmiać. Minister Szumilas nie tylko utkwiła w stworzonym przez siebie (i swoją poprzedniczkę Katarzynę Hall) świecie iluzji, w którym szkoły są bezpieczne i świetnie przygotowane na przyjęcie sześciolatków, wszyscy pedagodzy entuzjastycznie nastawieni do wysyłania tam maluchów, a rodzice – poza nielicznymi mącicielami – wręcz palą się, aby swoje sześcioletnie dzieci słać do pierwszej klasy. Ona chyba w ten świat święcie wierzy.
W tym świecie nie istnieje w ogóle akcja „Ratuj maluchy”, rozkręcona przez niezwykle dynamiczne małżeństwo państwa Elbanowskich. No bo jakże to? Przecież wysłanie sześciolatków do szkół to jeden ze sztandarowych projektów rządu PO, a teraz jacyś mąciciele starają się go obalić? Mało tego, że kwestionują poziom przygotowania szkół dla najmłodszych dzieci, mało, że żądają, aby tę decyzję pozostawić rodzicom, to jeszcze chcą zorganizować referendum w tej sprawie. A jakby tego wszystkiego było mało, chcą w tym referendum zadać pytanie nie tylko o obowiązkową edukację dzieci sześcioletnich, ale także między innymi o powrót do tradycyjnego kursu historii. No i nijak nie idzie ich podpiąć pod PiS, żeby można tradycyjnie zwalić wszystko na wstrętnego Kaczora, bo Elbanowscy uparcie podkreślają swoją niezależność.
Słowem – skandal. Przecież każdy świadomy i nowoczesny człowiek wie, że to nie rodzice wiedzą, co jest dla ich dziecka najlepsze, ale państwo, a już w szczególności państwo rządzone przez Platformę. Oraz pani Krystyna Szumilas jako szefowa resortu edukacji. Kto tego nie pojmuje, powinien pójść na spacer. Tak właśnie w lutym poradzili rodzicom spece od komunikacji społecznej z MEN. Działo się to na facebookowym profilu ministerstwa, gdzie pani minister lubi dzielić się z narodem swoimi światłymi spostrzeżeniami. Jedno z nich brzmiało, że „szkoła nie zabiera dzieciństwa i że może ono być dzięki niej inspirujące”. To oczywiście prawda. Drobny i onieśmielony sześciolatek (albo nawet pięciolatek, jeśli jest z końca roku), dostawszy w głowę od wyrośniętego ośmiolatka, który następnie urządzi mu w toalecie „kocią” musztrę, potem zabierze drugie śniadanie, a na koniec rąbnie pięścią w brzuch, będzie na pewno bardzo zainspirowany. Zainspiruje go to do nocnego moczenia się, nerwicy i permanentnego strachu przed
szkołą. Ewentualnie do zamknięcia się w sobie i przemykania w szkole pod ścianami. Taka prawdziwa szkoła życia, trochę jak w więzieniu.
Wspomniane mądre stwierdzenie pani minister wsparli następnie na Facebooku rządowi tzw. eksperci, którzy gotowi są znaleźć dowody i statystki na poparcie wszystkiego, i udowodniliby nawet, że Jan Vincent-Rostowski obniżył właśnie podatki, gdyby takie dostali zlecenie. Niestety, rodzice, śledzący profil MEN, okazali się zatwardziałymi reakcjonistami i nijak nie chcieli pojąć, że to wszystko dla dobra ich i ich dzieci. Wciąż zadawali złośliwe pytania, na przykład o to, jak duża liczba dzieci musiała korzystać z poradni psychologicznych, bo nie radziły sobie w pierwszej klasie. Administratorzy strony usuwali oczywiście te skandaliczne wpisy, godzące w wizerunek najlepszego rządu na półkuli północnej. Na koniec oznajmili: "wszystkich, którzy kilka ostatnich godzin spędzili na naszym profilu pytając, odpowiadając, dziękując, kopiując... ZAPRASZAMY NA SPACER (najlepiej z dziećmi):) Pogoda nie jest najgorsza, na bazarze można już kupić tulipany... czyli właściwie WIOSNA powoli się zbliża!:D.
Jak więc widać, nasza władza ma wyraźnie zdefiniowany stosunek do obywateli, którzy nie są wystarczająco entuzjastycznie nastawieni do jej pomysłów: niech przestaną nudzić i idą na spacer z dziećmi. Póki jeszcze mogą, bo jak się władza zdenerwuje, to im dzieci pozabiera, jak państwu Bajkowskim z Krakowa, a ich samych pozamyka.
Oczywiście władza może szczęśliwie liczyć na zagorzałych entuzjastów. Gdy pojawiły się informacje, że NIK w swoim raporcie skrytykowała przygotowanie szkół na przyjęcie najmłodszych, na Twitterze objawiła się pani Elżbieta Igras, ursynowska radna PO, która napisała: "nie wiem, co i ile NIK badał, ale kompletnie nie wierzę w ten wynik. Szkoły są gotowe od 2011 r.”. I to jest właściwa postawa, oparta nie na lekturze jakichś tam raportów, ale na czystej, nie skażonej empirią wierze w Pierwszego Trampkarza Rzeczypospolitej. Być może korzenie tej wiary akurat w przypadku pani Igras tłumaczy to, że była ona piosenkarką i w 1977 r. na Festiwalu Piosenki Żołnierskiej w Kołobrzegu wykonała taki oto uroczy „Marszowy szlagier”. Znaczy – już wtedy wierzyła, tyle że w I sekretarza towarzysza Gierka. Teraz jej wiara po prostu przeniosła się na innego I sekretarza.
Tymczasem akcja referendalna państwa Elbanowskich trwa i nabiera tempa. Jest już ponad 200 tys. podpisów, choć potrzeba pół miliona do 1 czerwca. Czy tyle będzie? Zapewne tak, bo większość rodziców jakoś nie chce się zarazić entuzjazmem pani minister Szumilas. I to mimo iż nauczyciele i pedagodzy podlegający MEN dostają z góry polecenia, aby byli odpowiednio entuzjastyczni, i broń Boże nie przedstawiali w rozmowach z rodzicami słabych stron wysyłania sześciolatków do szkoły.
Cóż zrobi władza, gdy do sejmu trafi te pół miliona podpisów? Najpewniej to, co zrobili spece od strony MEN na Facebooku: poradzi pięciuset tysiącom ludzi, żeby sobie poszli na spacer, najlepiej z dziećmi. Na mój gust to nawet nie najgorszy pomysł. Niech choćby część – jedna dziesiąta, powiedzmy – spośród tej liczby pójdzie na spacer pod ministerstwo i wywiezie stamtąd Krystynę Szumilas na taczce. Najlepiej od razu do przychodni psychiatrycznej, na odpowiednie badania.
Łukasz Warzecha specjalnie dla Wirtualnej Polski