Lekarz: obrażenia głowy przyczyną śmierci we Włodowie
Biegły lekarz, przesłuchiwany
przez sąd, jako przyczynę śmierci ofiary linczu we Włodowie podał
rozległe obrażenia czaszkowo-mózgowe i uszkodzenie tkanki mózgu.
Czwartek był trzecim dniem procesu przed Sądem Okręgowym w
Olsztynie w sprawie zabójstwa 60-letniego recydywisty.
Biegły - lekarz Zbigniew Antoniuk - podając taką przyczynę zgonu zgodził się ze swoim poprzednikiem dr. Zygmuntem Gidzgierem. Podtrzymał także ocenę, że ciosy zadawane były łopatami, szpadlami i maczetą.
Antoniuk powiedział, że ofiara w wyniku pobicia miała tylko na głowie dziewięć ran; każda z nich mogła doprowadzić do śmierci. Jego zdaniem, zostały one zadane w krótkim czasie i szybko doprowadziły do zgonu.
Przesłuchiwany także dr Gidzgier powiedział, że jego zdaniem całe zajście mogło mieć dwie fazy. W pierwszej mężczyźni pobili Józefa C. zadając mu obrażenia nie powodujące zagrożenia życia. Potem pokrzywdzony o własnych siłach zdołał przejść w inne miejsce. Tam nastąpił drugi atak napastników i to oni zadali mu szereg ran w rezultacie śmiertelnych. Zgon nastąpił prawie natychmiast po zadaniu ciosów. Zdaniem biegłych wszystkie rany zostały zadane Józefowi C., gdy jeszcze żył.
W rezultacie sąd poinformował, że możliwa jest zmiana kwalifikacji czynu wobec wszystkich oskarżonych. Mężczyźni, którzy odpowiadają za znieważenie zwłok, mogą odpowiadać przed sądem za zabójstwo a ci, którym prokuratura postawiła zarzut zabójstwa mogą odpowiedzieć przed sądem za spowodowanie ciężkiego uszczerbku na zdrowiu.
Na ławie oskarżonych zasiada sześciu mężczyzn: trzej odpowiadają za zabójstwo, kolejna osoba jest oskarżona o pobicie, a dwie następne o znieważenie zwłok.
Do linczu doszło 1 lipca 2005 roku, gdy 60-letni recydywista Józef C. terroryzował wieś, biegając z maczetą, wygrażając sąsiadom, a także grożąc zabiciem swojej konkubiny. Mieszkańcy Włodowa zadzwonili na policję, jednak funkcjonariusze komisariatu w Dobrym Mieście nie wysłali tam radiowozu. Mieszkańcy postanowili sami się bronić. Pobili Józefa C., który w wyniku odniesionych ran zmarł. Policja przyjechała dopiero po kolejnym telefonie, gdy mężczyzna już nie żył.
Do całego zdarzenia mogłoby nie dojść, gdyby - jak utrzymują oskarżeni - na miejsce przyjechali w porę policjanci, którzy zostali poinformowani o agresywnym zachowaniu Józefa C. Mężczyzna ten był doskonale znany policji. Był wcześniej 23 razy skazywany za różnego rodzaju przestępstwa, w tym pobicia, groźby karalne, uszkodzenia mienia. W więzieniach spędził ponad 24 lata, a po raz ostatni na wolność wyszedł dziesięć miesięcy przed tragicznymi wydarzeniami we Włodowie.