Leczenie oparzeniem
Zamiast 7 minut, pani Agnieszka leżała pod
lampą solux ponad pół godziny. Ma poparzenia drugiego stopnia.
Druga pacjentka jest w lepszym stanie. Obie były w szpitalu
przynajmniej do poniedziałku - pisze "Kurier Szczeciński".
18.11.2005 | aktual.: 18.11.2005 07:53
Do poparzeń obu kobiet doszło na oddziale dermatologii szpitala przy al. Powstańców Wielkopolskich w Szczecinie. Ich tkanki uległy uszkodzeniu, bo zepsuł się wyłącznik czasowy w aparacie służącym do światłolecznictwa. Co gorsza, przy aparacie nie było nikogo z personelu. Dyrekcja tłumaczy, że to wina firmy, która niedawno naprawiała sprzęt.
Pani Agnieszka choruje na łuszczycę, przyszła na naświetlanie chorych miejsc soluxem. - Czułam, że leżę pod lampą dłużej niż zwykle - żali się poparzona. - Zaniepokoiłam się tym. Zaczęłam krzyczeć. Wołałam panią, która obsługiwała aparat. Nikogo jednak przy mnie nie było.
Kobieta sama wyszła spod lampy. Ubrała się i poszła do pracy. Po kilku godzinach dostała drgawek i bardzo wysokiej temperatury. Ponownie trafiła do szpitala. Leży pod kroplówką. Ma oparzone ręce (szczególnie łokcie), nogi, plecy i pośladki - poparzenie II stopnia. Sprawa trafiła do prokuratury. (PAP)
Więcej: Leczenie oparzeniem