Lech Wałęsa zbulwersowany: dosolić im po 50 tys.!
Lech Wałęsa nie kryje oburzenia skalą zamieszek, do których doszło 11 listopada w Warszawie. Choć, jego zdaniem, rząd zrobił tyle, ile mógł, w przyszłości należałoby wyciągnąć wnioski z tej sytuacji. - Państwo nie może do takich sytuacji doprowadzać. Trzeba zmienić prawo, umocnić struktury, które czuwają nad bezpieczeństwem i podwyższyć mandaty. Nie może być tak, że zadymiarze dostają po 300 zł, bo więcej to się nawet kościelnemu płaci. Jeśli kary byłyby wysokie, chuligani nauczyliby się, że z takimi głupimi pomysłami muszą omijać Polskę szerokim łukiem - mówi w rozmowie z Wirtualną Polską były prezydent.
14.11.2011 | aktual.: 23.11.2011 12:23
WP: Agnieszka Niesłuchowska: Gdańsk obchodził 11 listopada pokojowo. Podczas Parady Niepodległości można było podziwiać stare auta, ludzi w strojach dawnej epoki. W Warszawie – burdy, podpalenia samochodów, walki z policjantami, wyrywanie płyt chodnikowych. Stolica nie potrafi godnie świętować?
Lech Wałęsa: W Warszawie krzyżuje się więcej interesów niż w Gdańsku. To powoduje, że narastają pewne zjawiska społeczne, częściej dochodzi do buntu i awantur. Po drugie, polska demokracja jeszcze nie okrzepła i jest trochę ludzi, którzy zakłócają nasz spokój. Za jakiś czas powinno się to uspokoić, takie postawy i zachowania będą przez społeczeństwo odrzucane.
WP: PiS obwinia Donalda Tuska i jego rząd za to, że nie potrafił zagwarantować bezpieczeństwa na ulicach Warszawy. Pan też sądzi, że gabinet premiera mógł zrobić coś więcej?
- Reakcja rządu i premiera była taka, jaka mogła być w tych szczególnych warunkach, natomiast opozycja musi coś mówić. Jak nie mają nic mądrzejszego do powiedzenia, opowiadają bzdury, jak zawsze.
WP: Szef PiS stwierdził, że „w środku Warszawy Niemcy bili Polaków”, dodał, że „podobny typ ludzi tworzył niegdyś aparat, pozwalający Hitlerowi dokonać ogromnych zbrodni”. Słowa Jarosława Kaczyńskiego komentują niemieckie gazety. „Der Spiegel” ocenia, że prezes PiS podżega przeciw niemieckim lewicowcom. Co pan na to?
- Fizycznie było tak, jak mówi Kaczyński, byli Niemcy, którzy zachowywali się agresywnie, ale to dzięki takim ludziom jak on dochodzi do podgrzewania atmosfery. Kaczyński wykorzystuje każdą możliwość do zrobienia awantury. Zamiast ślizgać się po wypadkach powinien sam poprawić prawo, wzmacniać patriotyzm. To człowiek, który nigdy fizycznie nie pracował, ale politykował. I politykuje nadal. Dopóki w kraju panuje klimat niezadowolenia z różnych rzeczy, jego działania wywołują odzew. Gdy wszystko uda nam się uporządkować, ludzie Kaczyńskiego będą mieli coraz mniej do powiedzenia. To wymierające plemię.
WP: Janusz Palikot mówi, że Jarosław Kaczyński marzy o zamieszkach i o tym, że one pomogą mu wrócić do władzy.
- Tu się z Palikotem zgadzam. Ale tak już z Kaczyńskim jest. Nie potrafi nic zdziałać pozytywnym przekazem, więc żeruje na ludzkich emocjach.
WP: Co zrobić, aby do tak agresywnych sytuacji na ulicach nie dochodziło w przyszłości?
- Państwo nie może do takich sytuacji doprowadzać. Trzeba zmienić prawo, umocnić struktury, które czuwają nad bezpieczeństwem i podwyższyć mandaty. Nie może być tak, że zadymiarze dostają po 300 zł, bo więcej to się nawet kościelnemu płaci. Jeśli kary byłyby wysokie, chuligani nauczyliby się, że z takimi głupimi pomysłami muszą omijać Polskę szerokim łukiem.
WP: Jaka kwota byłaby dla nich odstraszająca?
- Powinno się im dosolić po 50 tysięcy na łebka. To byłaby dla nich najlepsza nauczka, a miastu starczyłoby nie tylko na remont bieżący, ale i następny.
WP: Prezydent zlecił swoim prawnikom prace nad znalezieniem rozwiązań, które ulepszyłyby Prawo o zgromadzeniach. Nie jest za późno na taki ruch?
- Pewnie, że jest, ale zawsze można tak „gdybać”. Nie ma co płakać nad rozlanym mlekiem, tylko wprowadzić w końcu zabezpieczenia, które zastopowałyby podobne akcje w przyszłości.
WP: SLD jest zbulwersowany faktem, że prezydent musiał przejąć rolę premiera, który w czasie zamieszek był na koncercie. Sojusz chce, by rząd wytłumaczył się ws. zamieszek i zapowiedział złożenie w tej sprawie wniosku do marszałka sejmu. Słusznie?
- Bzdura. Premier jest człowiekiem, jak każdy inny. Wybrał się na koncert, bo chciał zrobić coś pożytecznego, a zarazem miłego. Cóż w tym dziwnego? Nie mógł przewidzieć, że coś takiego się wydarzy.
WP: A jak pan spędzał 11 listopada?
- Bardzo prywatnie. To był dzień refleksji osobistej. Analizowałem swoje błędy z przeszłości, elementy mojej walki w opozycji i prezydentury. Zastanawiałem się, co mogłem zrobić lepiej, skuteczniej. Myślałem o tym, czy to słusznie, że demokracja była dla mnie ważniejsza niż rządzenie, czy nie należało dłużej podtrzymać stylu wodzowskiego. Te pytania kłębiły się w mojej głowie do wieczora.
Rozmawiała Agnieszka Niesłuchowska, Wirtualna Polska