Kupa skarbów
Historia to nie tylko wielcy królowie, wiekopomne wydarzenia, przełomowe bitwy, a także zabytkowe kościoły, pałace czy dzieła sztuki. Dla archeologów ważnym źródłem wiedzy na temat odległych czasów są też latryny. Wyjątkowe właściwości fizykochemiczne ludzkich odchodów sprawiają, że przedmioty w nich zanurzone zachowują się niemal w nienaruszonym stanie.
Dokopanie się do latryny sygnalizuje charakterystyczny fetor. Jej miękka, zielonkawa zawartość po odsłonięciu twardnieje i zmienia kolor na smoliście czarny, a zapach ulatuje. – Zapach zależy od materiału, z jakiego wykonano konstrukcję latryny – mówi Grażyna Nawrolska, kierownik Pracowni Archeologii Miast Muzeum w Elblągu. – Najbardziej cuchną te z XVIII–XIX w. wykonane z sosnowych desek. Starsze – dębowe, kamienne lub ceglane – wydzielają mniej intensywny zapach. Zdaniem archeologa Andrzeja Gołembnika z Krajowego Ośrodka Badań i Dokumentacji Zabytków na intensywność zapachu ma wpływ przede wszystkim wiek latryny: – Im młodsza, tym więcej trujących gazów wydziela, mówiąc inaczej – starsze ekskrementy cuchną mniej agresywnie. Specjaliści od archeologii miejskiej potrafią więc określać wiek latryny na nos.
W ściśle zabudowanych średniowiecznych miastach kwartały mieszkalne dzieliły się na prostokątne, w miarę równe działki. Około dwóch trzecich ich powierzchni zajmowała od strony ulicy kamienica, służąca właścicielom jako mieszkanie i spichlerz. W hanzeatyckich miastach Pomorza (Gdańsk, Kołobrzeg, Elbląg) początkowo murowane były tylko fundamenty budynku i mury ogniowe (sąsiedzkie), ścianę frontową i tylną wznoszono w lekkiej konstrukcji szkieletowej zwanej murem pruskim. Za kamienicą było podwórze, na którym trzymano drób, świnie, kozy lub konia, tam stały też drewutnie i warsztaty. W samym kącie podwórka znajdował się wychodek – niewielka szopka zbita z desek.
W miastach obowiązywały przepisy sanitarne regulujące zasady gromadzenia i usuwania odpadów. Jednak nie wszędzie latryny pojawiały się wraz z aktem lokacji. – Początkowo za potrzebą chodzono do zabudowań gospodarczych lub zawartość nocników wylewano za okna. Zupełnie inaczej było w XIV-wiecznym Gdańsku, gdzie latryny stanowiły część pierwotnego planu zagospodarowania podwórza – mówi Gołembnik. Pomimo starań średniowieczne miasta i tak cuchnęły. Warstwa błota wymieszanego z ludzkimi i zwierzęcymi odchodami narastała tak szybko, że co kilkanaście lat na ulicach trzeba było kłaść nowe deski.
W Gdańsku i Kołobrzegu latryny były prostokątne, zbudowane z drewna, natomiast w Elblągu także okrągłe, kamienne lub ceglane. Elbląg to prawdziwe „zagłębie latryn”, od 1980 r. archeolodzy odkopali ich tam ponad 170. – Największą, o ponadtrzymetrowej średnicy, znaleźliśmy na podwórzu elbląskiego ratusza. Na niektórych podwórkach były aż cztery, zdarzały się nawet wkopane jedna w drugą – mówi Nawrolska.
Najczęściej ściany dołu kloacznego obudowywano deskami, w narożnikach stały zaś słupy rozparte poprzeczkami. Na powierzchni te same słupy służyły do budowy wygódek przypominających XX-wieczne sławojki. Podobne były nawet deski klozetowe, których fragmenty zachowały się w latrynach Kołobrzegu, Elbląga i Gdańska. Naturalnie nie korzystano z papieru toaletowego – zastępowano go sianem lub mchem. Wewnętrzna konstrukcja samej latryny zmieniała się, dlatego stanowi ona dziś jeden ze sposobów określania jej wieku. Zdecydowanie najpewniejszym jest jednak analiza znalezionych w latrynie przedmiotów. Najwięcej zabytków znajduje się w dolnej części latryny i po bokach. Półpłynna konsystencja fekaliów sprawiała, że wpadając do latryny nie ulegały one uszkodzeniu i powoli zsuwały się na dno. Poza tym nikt przy czyszczeniu latryny nie był na tyle dokładny, by wszystko wybierać do końca.
Bogactwo mieszczańskich stołów
Większość znalezisk w latrynach to różnego rodzaju naczynia. Najczęściej to zwykłe gary kuchenne, wykorzystywane niekiedy jako naczynia nocne (prawdziwe nocniki pojawiają się dopiero w latrynach nowożytnych). Równie często znajdowane są jednak naczynia, które z pewnością stanowiły ozdobę stołu mieszczanina – wspaniałe cynowe dzbany, nadreńskie kamionki, szkliwione dzbany do wina, fajanse z Holandii, Włoch, Francji, a nawet chińska porcelana. – W jednej z latryn elbląskich znaleźliśmy XV-wieczny talerz z mauretańskiej Hiszpanii, który jest jednym z sześciu podobnych zachowanych w Europie. Mamy też szklany kielich w kształcie fallusa z przełomu XV i XVI w., jedyny tego typu zabytek znany z wykopalisk – chwali się Nawrolska. Znalezione naczynia dowodzą nie tylko zamożności hanzeatyckiego miasta, ale i bogatych kontaktów handlowych.
Podczas gdy archeolodzy kompletują zastawę stołową mieszczanina, botanicy i archeozoolodzy dostarczają informacji na temat jego diety i pasożytów, jakie mu dokuczały. W latrynach znajdowane są resztki pożywienia – kości zwierząt, ptaków i ryb, pyłki roślin, pestki i nasiona, a także jaja wszy, owsików i glisty ludzkiej. Badania botaniczne zawartości latryn z Kołobrzegu, Gdańska i Elbląga wykazały, że podstawą wyżywienia biedniejszych mieszkańców były zbożowe podpłomyki, chleby i kasze oraz warzywa i dziko rosnące rośliny – orzechy, jagody, maliny. Bogatsi mieszczanie jadali tłuściej – na ich stołach pojawiała się wołowina, wieprzowina, drób, ryby i dziczyzna. Mięsne potrawy przyprawiano zamorskimi przyprawami. W latrynach znaleziono pieprz i najstarszą w Europie gałkę muszkatołową. O bogactwie świadczą pestki sprowadzanych z daleka fig oraz łupiny orzechów kokosowych.
Nawet płatki złota
Określenie, czy latryna należała do zamożnego, czy biedniejszego mieszczanina, nie jest dziś problemem. – W latrynach bogaczy znaleźć można eleganckie skórzane buty z cholewami, jedwabie, drogie importowane tkaniny, niektóre z nich pokryte nawet płatkami złota – mówi Nawrolska. – Kto mógł sobie pozwolić w XV w. na włoskie lub niemieckie okulary słoneczne lub wspaniałą złoconą fajkę z Turcji, jak nie najzamożniejsi elbląscy kupcy? Tymczasem w latrynach biedaków znajdowane są tylko patynki (rodzaj chroniących przed błotem klapek na drewnianej podeszwie, które w lecie wkładano na gołe stopy, a zimą na grube skarpety lub buty), zwykłe wełniane rękawice oraz czapki i cała masa zużytych prostych przedmiotów. Podobnie w Gdańsku jakość znajdowanych przedmiotów świadczy o pozycji ich właścicieli. – Zabytki w kwartale przy kościele św. Mikołaja w Gdańsku, gdzie od 6 lat prowadzę badania, znacznie różnią się od wyciąganych z latryn w centrum miasta – mówi Andrzej Gołembnik. – Podczas gdy przy Długim Targu znajduje się
naczynia kruszcowe i importowane, przy św. Mikołaju naczyń metalowych prawie nie ma, pojawiają się natomiast imitacje przedmiotów luksusowych.
Czasami udaje się nawet określić profesję użytkownika latryny. I tak przy ul. Świętojańskiej 10 w Gdańsku w czterech latrynach znaleziono malowane i grawerowane łyżeczki oraz pokrywki lipowe. Twórcą rysunków mógł być ten sam artysta, który namalował freski w kościele św. Mikołaja. Choć nie znamy jego imienia, Gołembnik nie wyklucza, że był to jakiś zagraniczny mistrz z uczniami, na co wskazywałyby różne inne przedmioty znalezione w tych latrynach.
Życzenie sprzed 500 lat
To, że w latrynach lądowały potłuczone garnki i stare buty, dziwić nie powinno, ale są tam też przedmioty o charakterze religijnym. W Kołobrzegu znaleziono fragment cynowego dzbana z pieczęcią o treści religijnej, w Elblągu – mocowane przez pątników do ubrań znaki pielgrzymie lub ampułki na wodę święconą. Przedmioty te nabywano w miejscach świętych (np. w Maastricht, gdzie wyprawiano się do grobu św. Serwacego, albo w Santiago de Compostella) i przywożono ze sobą. Wedle zwyczaju należało wziąć je ze sobą do grobu lub złożyć w wilgotnym miejscu. Być może jest to przyczyna, dla której dewocjonalia lądowały w latrynach?
Można też się zastanawiać, co skłoniło ucznia szkoły parafialnej przy kościele św. Mikołaja w Elblągu do wyrzucenia czterech tabliczek woskowych z łacińskimi ćwiczeniami z retoryki. Czyżby niesforny sztubak zrobił to rozmyślnie ze strachu przed rodzicami lub nauczycielem? A może pospiesznie odrabiał lekcje w toalecie? Nie ma jednak wątpliwości co do tego, że wiele osób z przyjemnością czytało w ubikacji. Świadczą o tym nie tylko tabliczki woskowe, ale i metalowe okucia książek, skórzane i drewniane okładki. Trudno jednak powiedzieć, jakiego rodzaju były to lektury, gdyż pergaminowe strony książek zachowują się niezmiernie rzadko.
Ten i ów wpadał też do latryny na dymka, na co wskazuje pokaźna kolekcja fajek – w samym Elblągu znaleziono ich aż kilka tysięcy. Natomiast fakt, że rozrywka i hazard stanowiły popularny sposób spędzania wolnego czasu, potwierdzają wyciągane z latryn pionki do gier planszowych i kości do gry.
Obecność większości przedmiotów jakoś można wytłumaczyć. Jednak dlaczego archeolodzy znajdują w latrynach całe instrumenty muzyczne (średniowieczny fidel, lutnię, dwa flety znalezione w Elblągu) lub takie skarby jak złote pierścienie i pieczęcie papieskie (znalezione w tym roku w Greifswaldzie)? Odpowiedź na to pytanie będzie czystą spekulacją – mogły tam wpaść przypadkiem, a nikt nie miał ochoty włazić do cuchnącego dołu po zgubę. Niewykluczone też, że doły kloaczne służyły jako schowki. Wiele przedmiotów mówi nam o charakterze albo uczuciach ludzi. Maleńkie zabawki – łódeczki, lalki i koniki wystrugane dla swoich pociech przez rodziców – świadczą o miłości rodzicielskiej. Często znajdowane są też warkocze obcięte w trakcie postrzyżyn. W gdańskiej latrynie znaleziono przewiązane wstążeczką pudełko z łyka z kamykiem w środku. Odłożono je na półkę w magazynie i dopiero studentka z Kaszub powiedziała, że jest to tzw. życzenie. – Do dziś na Kaszubach istnieje zwyczaj, że panna młoda przed zamążpójściem zaklina
w kamyku swoje życzenie i przechowuje go, aby się spełniło. Znaleźć czyjeś marzenie sprzed 500 lat to rzecz wyjątkowa, trudno sobie wyobrazić coś bardziej intymnego – podkreśla Gołembnik.
W wyjaśnieniu wielu wątpliwości archeologom pomagają architekci, dendrochronolodzy, botanicy, archeozoolodzy. Latryna to kopalnia informacji ze stosunkowo krótkiego okresu, co dla archeologów, przyzwyczajonych raczej do zbierania informacji rozwleczonych w czasie i przestrzeni, jest czymś zupełnie wyjątkowym. Nic dziwnego, że nurkują w starych dołach kloacznych, a fetor nie tylko ich nie odstrasza, a wręcz przyciąga obietnicą odkrycia.
Agnieszka Krzemińska
Obszerniejsze omówienie tematu w styczniowym numerze „Świata Nauki”.