Polska"Ksiądz powiedział, że chore dzieci trzyma się w klatce". Gwizdy, wytykanie palcami, powybijane szyby - tak wygląda życie zgwałconej, upośledzonej dziewczyny

"Ksiądz powiedział, że chore dzieci trzyma się w klatce". Gwizdy, wytykanie palcami, powybijane szyby - tak wygląda życie zgwałconej, upośledzonej dziewczyny

- Ksiądz podczas kazania powiedział, że jesteśmy patologią i szargamy imię naszej parafii. Głośno rzucił naszym nazwiskiem. Rozpłakałam się i wyszłam - mówi w rozmowie z Wirtualną Polską pani Zofia. Jej niepełnosprawna intelektualnie córka w listopadzie ubiegłego roku została zgwałcona. Jest w ciąży. Mimo że gwałciciel przyznał się do winy, a jego czyn prokuratura mogłaby potwierdzić testem na ojcostwo, wciąż jest na wolności.

"Ksiądz powiedział, że chore dzieci trzyma się w klatce". Gwizdy, wytykanie palcami, powybijane szyby - tak wygląda życie zgwałconej, upośledzonej dziewczyny
Źródło zdjęć: © Fotolia

O sprawie Gosi pisaliśmy w połowie lutego tego roku. Rodzina musi mierzyć się nie tylko z traumą tamtej listopadowej nocy, ale także z wykluczeniem społecznym. Wytykanie palcami i pokrzykiwanie zaczęły się tuż po tym, jak pani Zofia opowiedziała o sprawie mediom. - Byłyśmy bezradne, bo policja nie chciała aresztować Heńka, a on straszył, że zgwałci moje pozostałe córki i podpali nasz dom - mówi mama dziewczyny.

Heniek to znajomy rodziny z miasteczka obok. Hydraulik. Kilka tygodni przed zdarzeniem w domu pani Zofii instalował centralne ogrzewanie. To na niego wskazała Gosia. - Miałam do niego namiar, więc od razu zadzwoniłam i mówię: "Heniek, coś ty zrobił? Gosia może być w ciąży". Przyznał, że "odbył z moją córką stosunek płciowy". Ale przecież wiedział, że Gosia jest niepełnosprawna intelektualnie. Znał jej sytuację bardzo dobrze. Po prostu ją wykorzystał - mówi mama 26-latki.

"Chodź, dam ci stówkę"

Sprawę prowadzi Prokuratura Okręgowa w Zamościu. Zebrała już 80 zeznań, ale mężczyznę podejrzewanego o gwałt przesłucha dopiero na końcu. - Taki jest proces postępowania - tłumaczy Wirtualnej Polsce rzecznik prasowy prokuratury Bartosz Wójcik.

Mimo gróźb, które mężczyzna kieruje do rodziny Gosi, nie ma także mowy o odseparowaniu go of zastraszanej rodziny. Prokuratura poinformowała Wirtualną Polskę, że ewentualne środki zapobiegawcze, takie jak nakaz opuszczenia lokalu czy zakaz zbliżania stosuje się wyłącznie w stosunku do osoby podejrzanej, której przedstawiono już zarzuty. Heniek takich zarzutów jeszcze nie usłyszał. Ale wciąż podjeżdża pod bramę domu pani Zofii, trąbi i wyzywa. Nie tylko on.

- Całkiem niedawno jechałyśmy z Gosią autobusem. Jakiś mężczyzna podszedł do nas i powiedział: "Chodź Gośka, dam ci stówkę i cię wy*". To jest nie do opowiedzenia. I nie do przeżycia. Nie wiem, co mamy robić - opowiada pani Zofia. - Heniek chodzi po ludziach i opowiada, że Gosia do niego sama chodziła, sama się rozbierała i go prowokowała. Rzeczywiście, była raz u niego. Ale to już po tym, jak lekarz potwierdził ciążę. Dłuższy czas nie odbierał telefonu, a chciałam by wiedział, na jakim etapie jest leczenie Gosi. Wtedy, ten jeden jedyny raz, poszła do niego z młodszą siostrą - dodaje.

Sytuację Gosi i jej rodziny na niedzielnej mszy miał skomentować także ksiądz. - Podczas kazania w niedzielę powiedział, że jesteśmy patologią, szargamy imię naszej parafii, a jak się ma dzieci chore, to trzyma się je w klatce. Głośno rzucił naszym nazwiskiem. Rozpłakałam się i wyszłam - mówi w rozmowie z Wirtualną Polską pani Zofia.

"Mamo, on gdzieś tu jest"

Pani Zofia opowiada, że gwałciciel jej córki czuje się bezkarny. - Nie wiem, czy ma jakąś rodzinę w policji czy prokuraturze, ale cały czas opowiada, że nic mu nie zrobimy, bo ma znajomości. Ciągle wykrzykuje jedno i to samo: że i tak nas zniszczy - mówi. Opowiada także, że jest na skraju wytrzymałości. Nie ma w nikim wsparcia. Partner, z którym związała się kilka lat po śmierci męża, odszedł. - Nie mógł znieść tego piętna. Gdziekolwiek się nie pojawił, słyszał: siedzisz jeszcze z tą patologią? Powiedział, że go to przerasta. Wyjechał - mówi pani Zofia. Podobnie zrobił jej syn. Zabrał żonę, dzieci i wyprowadził się do innego miasta.

Sama też myślała o wyprowadzce. Ale stwierdziła, że jeśli to zrobi, sąsiedzi będą górą. Wypędzą całą rodzinę.

Pani Zofia stara się ignorować zaczepki i docinki. Gdy jadą z Gosią do miasta, próbuje ją pocieszyć, wytłumaczyć, że Heniek wcale za nimi nie idzie, nie śledzi ich. Że wszystko będzie dobrze. Dziewczyna zamyka się w sobie i płacze. Nikt nie może zarzucić jej, że bez powodu.

Pani Zofia stare, drewniane drzwi wymieniła na te antywłamaniowe. Boi się, że ktoś może ich zaatakować. Tym bardziej, że właśnie jest w trakcie wymiany okien. Ktoś powybijał im szyby. - Gosia płacze po nocach. Boi się. Mówi: mamo, on gdzieś tu jest. Mogę ją tylko uspokajać - opowiada mama dziewczyny.

W sprawę zaangażował się także poseł Kukiz'15 Józef Brynkus. 14 lutego tego roku wystosował do Prokuratury Generalnej zapytanie o objęcie nadzorem śledztwa prowadzonego przez Prokuraturę Rejonową w Zamościu. - Nadal nie otrzymałem odpowiedzi - mówi Wirtualnej Polsce. - Sprawa jest oburzająca i wymaga natychmiastowego wyjaśnienia - dodaje. Nasza redakcja także zwróciła się do Prokuratury Generalnej z pytaniem, na jakim etapie jest rozpatrywanie wniosku posła Brynkusa. Do chwili publikacji tekstu nie otrzymaliśmy odpowiedzi.

Wybrane dla Ciebie
Komentarze (18)