Krytycy filmowi o Gdyni: to był przełomowy festiwal
Przełomowy dla polskiego kina - tak krytycy ocenili 34. Festiwal Polskich Filmów Fabularnych w Gdyni. Wśród obrazów, które chwalili najczęściej są "Rewers" Borysa Lankosza, "Dom zły" Wojciecha Smarzowskiego" i "Wszystko, co kocham" Jacka Borcucha.
19.09.2009 | aktual.: 19.09.2009 19:11
"Wszystko, co kocham" zdobyło już w Gdyni nagrodę Złotego Klakiera dla filmu najdłużej oklaskiwanego, "Rewers" natomiast Nagrodę Publiczności gdyńskiego Multikina.
- To był bardzo udany festiwal. 24 filmy, w tym aż 11 wyreżyserowanych przez debiutantów - to wysyp wręcz niesamowity. Ponadto filmy debiutanckie były bardzo dobre - powiedział krytyk Andrzej Bukowiecki, współpracujący m.in. z "Życiem Warszawy". - Moim faworytem jest "Rewers" Borysa Lankosza, któremu przyznaliśmy już Nagrodę Dziennikarzy. Temat, który w nim podjęto, jest może nie nowy, bo czasy stalinowskie były pokazywane w polskim kinie wielokrotnie, ale tutaj jest to spojrzenie zupełnie inne: skoncentrowane na tym, jak żyli wtedy zwykli ludzie, jak sobie radzili w tamtej sytuacji. Lankosz pokazał te czasy w konwencji czarnej komedii, filmu noir, kryminału - ocenił Bukowiecki.
Jego zdaniem, "Rewers" to ponadto "film bardzo przemyślany od strony plastycznej". - Zdjęcia Marcina Koszałki są znakomite, scenografia zaprojektowana przez Magdalenę Dipont i Roberta Czesaka - wspaniała, Warszawę lat pięćdziesiątych widzimy "jak na dłoni". Do tego genialne kreacje aktorskie Anny Polony, Krystyny Jandy, Agaty Buzek i Marcina Dorocińskiego - powiedział Bukowiecki.
Kolejny film, który zrobił na Bukowieckim duże wrażenie to "Wszystko, co kocham" Jacka Borcucha, z Andrzejem Chyrą w obsadzie. - Borcuch potrafi kręcić filmy mądre i ciepłe, o dobrych ludziach. Po raz kolejny to udowodnił. "Wszystko" to obraz zrealizowany w lekkim tonie, niegubiący jednocześnie prawdy o kolejnym ważnym okresie w naszej historii - gorącym roku 1981, zakończonym stanem wojennym. W to wszystko wpisana jest historia utrzymana w stylu Romea i Julii - dwoje młodych ludzi, zakochanych, on jest synem działacza partyjnego, ona córką działacza "Solidarności" - mówił krytyk. - To nie jest jednak film o polityce, choć polityka ma wielki wpływ na życie bohaterów - zaznaczył Bukowiecki. - To film po prostu o ludziach, młodych, którzy musieli w tamtych trudnych czasach podejmować ważne decyzje. Uważam go za świetne kino dla publiczności, które - podobnie jak "Rewers" - może liczyć na dużą widownię - dodał.
Jak dodał Bukowiecki, trzeci znakomity film to w jego opinii "utrzymany w całkiem innym nastroju, niełatwy w odbiorze, ale niewątpliwie wybitny i ważny 'Dom zły' Wojciecha Smarzowskiego". "Dom zły" to opowieść o prowadzonym w 1982 r. milicyjnym śledztwie w sprawie brutalnego morderstwa popełnionego w chałupie ubogich gospodarzy gdzieś w odległym zakątku Bieszczad. W obsadzie filmu są m.in. Marian Dziędziel, Arkadiusz Jakubik, Bartłomiej Topa i Kinga Preis.
- Smarzowski również pokazał rzeczywistość stanu wojennego - z szokującym naturalizmem. Zobaczyliśmy zapomniany świat PGR-ów, bezrobocia, biedy, pijaństwa, w który wpisana została historia kryminalna. Bohaterowie to zwykli ludzie, szeregowi milicjanci, gospodarz wiejski i jego żona, zootechnik z PGR. Zwykli ludzie wplątani w ten cały system nie są w stanie uciec przed historią - relacjonował Bukowiecki.
Jacek Rakowiecki - redaktor naczelny magazynu "Film" - uważa, że tegoroczny festiwal w Gdyni jest "absolutnie przełomowy". - Spośród 24 filmów walczących o Złote Lwy co najmniej 20 to filmy dobre. Tak dobrze nie było od lat - przyznał. - Nie będę specjalnie oryginalny, zdecydowanie najlepsze są według mnie "Rewers" Borysa Lankosza i "Dom zły" Wojciecha Smarzowskiego. "Dom zły" - krwawy, ponury, mroczny - to bardzo odważna analiza zachowań Polaków w strasznym roku 1982, tuż po wprowadzeniu stanu wojennego. Ten film to także mistrzostwo operowania obrazem i znakomity montaż - uważa Rakowiecki. - "Rewers" to z kolei perełka. Połączono w nim przeróżne estetyki. Lankosz bawi się konwencjami kina, ten film to i komedia, i thriller, a momentami niemal horror. Do tego kapitalna gra aktorska. "Arszenik i stare koronki" w czasach socrealizmu - tak powiedziałbym o "Rewersie" - ocenił Rakowiecki.