Koronawirus w Polsce już od roku. Sześć miesięcy bez knajp, siedem bez siłowni. Kościoły zamknięcie ominęło
Dokładnie 365 dni temu Polska wykryła pierwszy przypadek koronawirusa. Powiedzieć, że to wydarzenie sporo zmieniło, to nic nie powiedzieć. Niech więc przemówią liczby. Aż przez 214 z tych 365 dni zamknięte były siłownie. Restauracje? 184 dni. Lasy i parki? 19 dni. Oto koronakryzys w liczbach.
Gdy 4 marca 2020 roku Ministerstwo Zdrowia informowało o pierwszym mężczyźnie z pozytywnym testem na koronawirusa w Zielonej Górze, nikt z nas nie wiedział, jak nasze życie zmieni epidemia.
Dziś takich obywateli jest już ponad 15 tysięcy dziennie. Zachorowały już prawie 2 mln z nas, a dwa razy tyle ma za sobą szczepienia. Z wirusem cały czas uczymy się żyć i pracować.
Najgorzej jednak mają ci, którzy pracować nie mogą. Postanowiliśmy sprawdzić, jak poszczególne branże ucierpiały na epidemii koronawirusa w polskim wydaniu. I jak decyzje rządu mogły wpłynąć na ich biznesy.
Koronawirus w Polsce. Wiemy, gdzie jest najgorzej. Adam Niedzielski o trzech województwach
Co istotne, w naszej analizie nie braliśmy pod uwagę regionalizacji obostrzeń. Może się bowiem okazać, że biznesy w niektórych powiatach w strefie czerwonej (latem mieliśmy takie rozróżnienie) ucierpiały znacznie mocniej.
Choć od pierwszego przypadku koronawirusa minął już rok, to pierwsze obostrzenia pojawiły się dopiero 10 dni później. Wówczas premier Morawiecki poinformował o wprowadzeniu stanu zagrożenia epidemicznego. I zaczęło się wielkie zamykanie.
Knajpy, galerie, siłownie na start
Pierwsze decyzje dotyczyły wszelkich imprez masowych, w tym również wydarzeń sportowych. Rząd praktycznie odwołał mecze, koncerty, targi, konferencje i inne tego typu zgromadzenia.
Później poszło już szybko. Od soboty 14 marca zamknięte zostały m.in. restauracje. Pierwotnie na dwa tygodnie. Właściciele lokali mogli co najwyżej wydawać jedzenie na wynos lub dowozić je pod drzwi klientów.
Dwa tygodnie szybko jednak zamieniły się w miesiące, a miesiące w kwartały. Jak wyliczyliśmy, z 365 ostatnich dni gastronomia nie mogła przyjmować gości przez 195. I ta liczba z każdym dniem będzie rosła, bo rząd do otwierania tej branży się nie pali.
Niektórzy działają mimo zakazu. Takie przypadki opisywaliśmy już w naszych serwisach wielokrotnie.
Jeszcze mocniej po głowie dostała branża fitness. Tu lockdown trwa już 215 dni i - podobnie jak w przypadku gastronomii - nie ma widoków na luzowanie obostrzeń. 215 dni to lekko licząc 7 miesięcy. I o ile knajpy mogą ratować się serwowaniem posiłków na wynos, o tyle siłownie zarabiać nie mogą praktycznie wcale.
Jedynym elementem szeroko rozumianej branży fitness, który nieco wymknął się obostrzeniom, są baseny. Te były co prawda przez długi czas zamknięte, ale od 12 lutego znowu można z nich korzystać.
W pierwszej fali rząd zamknął również galerie handlowe. Co istotne, chodzi o wszystkie sklepy w takich centrach z wyłączeniem spożywczych, aptek i drogerii. Te cały czas pozostawały otwarte.
Galerie jednak wróciły stosunkowo szybko, bo pierwszy lockdown skończył się tuż po majówce, więc po 50 dniach. Zimą jednak mieliśmy powtórkę z rozrywki i na przełomie roku lockdown potrwał przez 35 dni. Od lutego znowu klienci mogą kupić ubrania, biżuterię czy buty w ulubionej galerii.
Podkreślamy - bierzemy pod uwagę tylko ogólnopolskie ograniczenia. Doskonale bowiem wiemy, że dziś w województwie warmińsko-mazurskim nadal obowiązuje lockdown.
Lasy zamknięte w amoku
O stopniu niepewności wśród członków rządu niech świadczy fakt, że niemal dokładnie rok temu podjęto decyzję o... zamknięciu lasów, parków i bulwarów.
Władza później wielokrotnie przyznawała, że ta decyzja nie była do końca przemyślana. Na szczęście dość szybko się zreflektowano i tereny zielone pozostawały zamknięte zaledwie przez 19 dni.
Od kwietnia rząd zamknął kolejne branże. Przez 1,5 miesiąca nie mogli działać fryzjerzy, kosmetyczki oraz salony tatuażu. 18 maja jednak rząd branżę otworzył i później już jej nie zamknął.
Nieco inaczej było z hotelami. Najpierw lockdown trwał tylko przez miesiąc. Jesienią jednak został przywrócony i przez ponad 3 miesiące obiekty noclegowe nie mogły przyjmować gości. Początkowo jeszcze wyjątkiem były wyjazdy służbowe, ale na przełomie roku nawet i ta furtka została przez rząd zamknięta.
Pół roku z maseczkami na dworze
Choć początkowo minister zdrowia do zakrywania ust i nosa podchodził sceptycznie, to jednak 16 kwietnia rząd wprowadził taki obowiązek w miejscach publicznych.
Na otwartej przestrzeni nakaz zniesiono z końcem maja. Przez wakacje więc Polacy uwolnili się od maseczek. Ale w październiku obowiązek wrócił, gdy cały kraj stał się żółtą strefą.
Bez maseczki na dwór wyjść już nie można. Szczególnie w świetle zaostrzonych przepisów, które weszły w życie pod koniec lutego. Nie wystarczy już przyłbica, szalik czy apaszka. Maseczka to maseczka.
Od roku praktycznie nie działają też szkoły. Do wakacji wszyscy uczniowie pozostawali w domu. Od września dzieci wróciły do klas, ale tylko do 24 października. Wtedy znowu zaczęła się nauka zdalna i trwa do dziś. Wyjątek? Dzieci z klas I-III. One wróciły do szkół 18 stycznia.
Gdy odliczymy wakacje, to okaże się, że przez ostatni rok w zasadzie edukacja w szkołach dla dzieci urodzonych przed 2011 zamarła. Starsi uczniowie przez około 300 dni pozostawali w domach.
Na koniec jeszcze o tych sektorach, które ani przez chwilę nie musiały zostać zamknięte. Służba zdrowia wolnego nie ma. Sklepy spożywcze też działają na pełnych obrotach, choć przez wiele miesięcy obowiązują w nich limity dotyczące liczby klientów. Podobnie sprawa ma się z drogeriami czy aptekami.
Zamknięcia zdołały też uniknąć... kościoły. Nawet w szczycie pandemii można było pójść na mszę, choć w świątyniach obowiązywał w pewnym momencie nawet limit 5 osób. W tej "branży" rząd zdecydował się tylko na zamknięcie cmentarzy na przełomie października i listopada.