Koronawirus w Polsce. Mama zakażonej 2‑latki: "Rząd twierdzi, że sobie radzi. To kłamstwo"

Śląsk to największe w Polsce ognisko koronawirusa. Anna Piechaczek z Rybnika oskarża rząd, że kłamie, twierdząc, iż radzi sobie z koronawirusem na Śląsku. - Gorączka u mojej 2-letniej córki pojawiła się trzy dni po tym, jak zamknęliśmy się w domu na kwarantannie. Myśleliśmy, że to trzydniowy wirus, że zaraz przejdzie. Okazało się, że w kopalni mąż miał kontakt z trzema osobami zakażonymi koronawirusem – tak zaczyna się historia o bezsilności matki i przeciążonych służbach na Śląsku.

Koronawirus w Polsce. Mama zakażonej 2-latki: "Rząd twierdzi, że sobie radzi. To kłamstwo"
Źródło zdjęć: © FORUM

21.05.2020 | aktual.: 22.05.2020 12:07

Mąż Anny Piechaczek, mieszkanki Rybnika, jest górnikiem. Pracuje w kopalni KWK Jankowice. O tym, że w kopalni miał kontakt z osobą zakażoną koronawirusem, dowiedział się dwa tygodnie temu. To wtedy cała rodzina z trójką dzieci musiała zamknąć się w domu na kwarantannie.

"Była gorąca i miała szkliste oczy. A my byliśmy bezradni"

Gorączka pojawiła się trzy dni później u 2-letniej córki pani Ani. – Miała też problemy z żołądkiem. Myśleliśmy, że to trzydniowy wirus, że zaraz przejdzie. Sanepid w Rybniku nie skontaktował się z nami – mówi Anna Piechaczek.

Rodzice przez kolejne kilka dni 2-letniej dziewczynce podawali paracetamol i ibuprofen. W międzyczasie gorączkować zaczęły kolejne dzieci: 4-letni syn i 11-miesięczna córka. - Gorączka u naszej dwulatki rosła, w pewnym momencie termometr pokazywał 40,2 stopnie – opowiada Piechaczek. To wtedy rodzice zadzwonili na pogotowie i poinformowali, że znajdują się na kwarantannie. – Połączono nas z ratownikiem medycznym. Okazało się, że nie jesteśmy nawet wpisani na listę osób, które przebywają na kwarantannie. Zalecił wsadzić córkę do wanny i schładzać dolewając letniej wody – mówi Piechaczek.

Rodzice dwulatki skontaktowali się też z lekarzem pediatrą, który zalecił, aby córkę zawieść do szpitala w Raciborzu, jeżeli jej stan będzie się pogarszał. Ale gorączka spadła.

Mąż pani Ani dodzwonił się też do rybnickiego sanepidu. – Poinformował pracowniczkę placówki, w jakiej znaleźliśmy się sytuacji. A ta bardzo się przejęła, zebrała nasze dane, przekazała nam numery do szpitali jednoimiennych w Tychach i Raciborzu. I zaleciła, aby czekać na wymazobus – opowiada Anna Piechaczek. Wymazobus przyjechał do rodziny pod koniec pierwszego tygodnia kwarantanny. - Córce obniżyła się temperatura i pomyśleliśmy, że już po wszystkim – opowiada Piechaczek.

Ale 2-letnia dziewczynka kilka dni później zaczęła znowu gorzej się czuć, a temperatura zaczęła rosnąć. – Była gorąca, miała szkliste oczy. Pokazywała na brzuch, że ją boli. Mąż dzwonił do sanepidu setki razy, próbowaliśmy dostać wyniki. Bez skutku – mówi Piechaczek.

"Szpital przyjmuje osoby pozytywne. A my nadal czekaliśmy na wyniki"

Rodzice zauważyli u dziewczynki żyłki na łydkach, a temperatura znowu zaczęła się podnosić. Postanowili zadzwonić do szpitala w Rybniku - na oddział pediatrii. – Po informacji, że jesteśmy na kwarantannie padło pytanie o wynik wymazu, którego nadal nie mieliśmy. Cały czas próbowaliśmy skontaktować się z sanepidem. Ale albo nikt nie odbierał, albo było zajęte – opowiada Piechaczek.

Rodzice 2-letniej dziewczynki zadzwonili do Wojewódzkiej Stacji Epidemiologicznej w Katowicach, aby poprosić o pomoc i złożyć skargę na sanepid w Rybniku. Potem skontaktowali się ze szpitalem w Raciborzu. - Okazało się, że nie możemy zostać tam przyjęci, bo szpitale jednoimienne przyjmują tylko osoby z pozytywnym wynikiem na koronawirusa. A my wyników nadal nie mieliśmy – mówi Piechaczek.

Rodzinie pomogła lekarka ze szpitala jednoimiennego w Raciborzu. - Do końca życia będziemy jej wdzięczni. Bo nie wiem, co zrobiła, ale tego samego dnia zadzwonił do nas sanepid. Pani poinformowała, że dostali telefon w sprawie naszej córki. Zaczęło się gorączkowe szukanie wyników córki. Usłyszeliśmy, że będą ich szukać. Sanepid skierował nas do szpitala do Żor i kazał nam poinformować policję w Rybniku, że jedziemy do szpitala, mimo kwarantanny – mówi Piechaczek.

Ludzie na kwarantannie jak kukułcze jajo

W szpitalu w Żorach pracownicy pobrali wymaz od 2-letniej dziewczynki i jej mamy. - Dowiedzieliśmy się też, że sanepid zgubił poprzednie wyniki, kwarantanna jest przedłużona.

– Miałam wynik ujemny, ale nasza 2 letnia córeczka dodatni. Okazało się, że jest zakażona koronawirusem. Podjęliśmy decyzję, że pojedziemy do szpitala w Raciborzu. Po kilku telefonach udało się załatwić z sanepidem transport dla córki. Karetka przyjechała wieczorem. Teraz jest pod opieką lekarzy, dostaje antybiotyki. W szpitalu jest też mój mąż – opowiada Piechaczek.

I dodaje. - Ludzie na kwarantannie są jak kukułcze jaja, nikt ich nie chce, bo mogą zakażać. System jest nieudolny i ludzie muszą sobie radzić sami. To okropne, kiedy patrzysz na swoje dziecko i wiesz, że państwo nie przejmuje się człowiekiem na kwarantannie. Na szczęście trafiliśmy na lekarza z sercem.

Brakuje rąk do pracy. Rybnicki sanepid w ekstremalnym położeniu

Wirtualna Polska od rana próbowała skontaktować się z sanepidem w Rybniku. Do tej pory czekamy na odpowiedź na nasze pytania.

- Sanepid w Rybniku to instytucja, która znalazła się w szczególnej sytuacji. Nie jest instytucją miejską, co też rodzi problem ponieważ mieszkańcy miasta nie rozumieją, że samorząd rybnicki nie ma wpływu na działanie tej placówki. Podczas pandemii pracuje właściwie z takimi samymi zasobami pracowników jak przed jej wybuchem - tłumaczy WP rzeczniczka prasowa urzędu miasta Rybnik, Agnieszka Skupień.

Jak tłumaczy, w rybnickim sanepidzie brakuje ludzi do pracy, odpowiednich regulacji prawnych i zawodzi system.

- W czasie eskalacji zakażeń otrzymali wsparcie w pracownikach Polskiej Grupy Górniczej, zdaje się, że od jednostki sanepidu z innego miasta również, ale to było wciąż za mało. Zanim Śląsk stał się ogniskiem koronawirusa, pojawiały się sygnały o tym, że w kopalniach może wystąpić problem z rozprzestrzenianiem się choroby. Dziś wiemy, że nikt się nie przygotował na taki przebieg zdarzeń. Nie udało się zapobiec tej sytuacji. A teraz sanepid znalazł się w wielkim kryzysie - mówi Skupień.

"Dyrektor sanepidu prosił o pomoc"

Skupień wyjaśnia, że z rybnickim sanepidem trudno się skontaktować, bo brakuje tam ludzi do pracy. - Z tego co wiem, ludzie robią tam nadgodziny, pracują przez siedem dni w tygodniu. Naprawdę robią, co mogą, tego nie widać, bo skala zakażeń jest tak duża - mówi Skupień.

I dodaje: - Dyrektor sanepidu w Rybniku wielokrotnie prosił o pomoc, o wsparcie. Rybnicki samorząd zaoferował oddelegowanie 5 pracowników Ośrodka Pomocy Społecznej, którzy zgłosili chęć wsparcia tej instytucji. Nie możemy tego zrobić bez delegacji formalnej ze strony wojewody śląskiego, ponieważ sanepid nie jest jednostką miasta. Dyrektor sanepidu otrzymał informację od wojewody, że nie może tego zrobić, bo to nie jego pracownicy.

W środę w Rybniku było 175 nowych przypadków zakażenia koronawirusem. Teraz zakażone są 522 osoby, w całym powiecie 913, w kwarantannie na terenie powiatu, który jest obsługiwany przez jeden sanepid, przebywa 1631 osób.

- Sytuacja w Rybniku jest trudna. Wiem, że ludzie czują się pozostawieni sami sobie, jednocześnie do tej pory nie słyszałam o sytuacji, w której w zagrożeniu zdrowia i życia, ktoś nie otrzymałby pomocy. Ludzie w Rybniku w większości chorują bezobjawowo, albo choroba ma przebieg łagodny, hospitalizowanych jest 18 osób - mówi Skupień.

"Państwo zostawiło Śląsk. Przestańcie nas hejtować, kiedy walczymy o życie"

- Takich historii jak nasza na Śląsku jest więcej. Chcę ją opowiedzieć, aby coś się zmieniło. Rząd twierdzi, że radzi sobie z epidemią koronawirusa. To kłamstwo. Rząd w ogóle sobie nie radzi. Całą odpowiedzialność zrzucił na samorządy. Nam się udało, bo dzięki lekarzowi z Raciborza córka jest leczona. Ale mogło być gorzej. Opowiadam naszą historię, bo chcę, aby coś się zmieniło. Aby państwo zrozumiało, że nie chcemy dłużej patrzeć na nasze dzieci i być bezsilni. I po to, aby inni przestali nas hejtować wtedy, kiedy wszyscy walczymy o życie - mówi Anna Piechaczek.

Masz news, zdjęcie lub filmik? Prześlij nam przez dziejesie.wp.pl

koronawirusepidemiarybnik
Zobacz także
Komentarze (126)