Kontrowersje wokół żywności modyfikowanej genetycznie
Jeżeli Komisja Europejska zezwoli na sprzedaż żywności modyfikowanej genetycznie w krajach Unii, to amerykańskie koncerny biotechnologiczne będą mogły bez przeszkód wprowadzać swoje produkty na rynki europejskie - uważa Ewa Sieniarska ze Społecznego Instytutu Ekologicznego. Komisja Europejska najprawdopodobniej w przyszłym tygodniu zaproponuje dopuszczenie na rynki unijne żywności zmodyfikowanej genetycznie - w angielskim skrócie - GMO.
Przepisy regulujące zasady rozpowszechniania GMO są w USA bardziej liberalne niż w Europie, pomimo tego, że żywność modyfikowana genetycznie może wywoływać u ludzi alergie, a uprawa zmodyfikowanych roślin szkodzić środowisku. Takie uprawy są bardziej niebezpieczne niż sama zmodyfikowana żywność. Na przykład rzepak transgeniczny może się krzyżować z pokrewnymi chwastami dając tzw. superchwasty, które trudno zwalczyć. Poza tym istnieje ryzyko ograniczenia bioróżnorodności. Eliminowane są różne odmiany danej rośliny - uważa Sieniarska.
Tymczasem biotechnolog Urszula Filipecka z koncernu zajmującego się modyfikowaniem genów twierdzi, że nie ma badań, które potwierdzałyby szkodliwy wpływ GMO na organizm ludzki. Żywność zmodyfikowana genetycznie będzie tańsza, gdyż rośliny z których jest produkowna są bardziej odporne na choroby, chwasty i szkodniki, a tym samym są tańsze w uprawie - powiedziła Filipecka.
Obecnie w Unii Europejskiej obowiązuje moratorium na zatwierdzanie nowych genetycznie zmodyfikowanych organizmów. 10 października tego roku zacznie obowiązywać ustawa, która nakłada na producentów obowiązek znakowania żywności, która zawiera więcej niż 1% organizmów modyfikowanych genetycznie.
Na świecie biotechnolodzy eksperymentują przede wszystkim z soją i kukurydzą, w Polsce - z ogórkami, pomidorami, truskawkami, ziemniakami. (kar)