Konie zerwały się z pastwiska i biegały po bulwarze wiślanym
W okolicy dawnego hotelu Forum starszy hipis często wypasa swoje... konie. Zwierzęta nie stanowią zagrożenia, dopóki są uwiązane i podgryzają trawę. W poniedziałek pod nieobecność właściciela udało im się jednak uwolnić.
26.08.2014 | aktual.: 27.08.2014 11:01
W centrum Krakowa często można spotkać starszego mężczyznę, który wyprowadza na spacer dwa... konie. Lech Krzewicki, bo o nim mowa, to najstarszy hipis w Europie. Starszy pan z dredami i brodą spacerujący boso po mieście już sam budzi ciekawość przechodniów, a co dopiero gdy towarzyszą mu jego zwierzęta.
- Często spotykam tu tego pana, praktycznie codziennie - mówi pracownica okolicznej kawiarni. - Konie zawsze są solidnie uwiązane i to w takiej odległości, że nie wchodzą w drogę ludziom. Czasem właściciel zniknie, żeby coś załatwić, ale zawsze wraca do zwierząt. Nie uważam ich za niebezpieczne, nie są agresywne - zapewnia.
W poniedziałek, 25 sierpnia, mężczyzna przywiązał konie w pobliżu przedszkola przy ul. Ludwinowskiej. Tak jak zawsze to robi. Sam odszedł od nich, a gdy wrócił, koni nie było. Okazało się, że zwierzęta się uwolniły i poszły szukać kolejnego pastwiska. Wybiegły na drogę i interweniować musiała straż miejska.
- Konie są w dobrym stanie fizycznym, właścicielowi nie możemy zarzucić zaniedbywania ich czy specjalnego sprowadzania na nie zagrożenia - mówi w rozmowie z WP.PL Paulina Boba z krakowskiego Towarzystwa Opieki nad Zwierzętami. - Jednak nie możemy przymykać ciągle oka na sytuacje, kiedy zostają same, bez nadzoru. Nie jest zakazane wypasanie zwierząt, ale nie mogą pozostawać bez opieki. Już kilkukrotnie zwróciliśmy na to uwagę właścicielowi, jednak mam wrażenie, że nic sobie z tego nie robi - dodaje.
Strażnicy miejscy wraz z inspektorami TOnZ czekali na starszego pana na wiślanych bulwarach w okolicy dawnego hotelu Forum. Starszy hipis nie dowierza, aby konie same się uwolniły i podejrzewa, że ktoś je odwiązał. Gdy zabrakło im trawy podążyły za instynktem i poszukiwały nowego miejsca. Niezależnie jednak od tego czy ktoś je uwolnił, czy zrobiły to same, nie powinny pozostawać bez opieki właściciela.
- Odbieranie zwierząt to ostateczność w naszych działaniach. Właścicielowi koni dużo razy już powtarzaliśmy, że nie może tak postępować. Obawiam się, że po poniedziałkowej sytuacji to ostatnie ostrzeżenie - mówi Boba. - Konie to duże zwierzęta. Nie muszą być agresywne, ale wystarczy, że wbiegną na ruchliwą drogę i mogą doprowadzić do wypadku. Zresztą niewiele trzeba, żeby spłoszyć nawet spokojne zwierzę - przestrzega.
Na miejscu interweniowała także straż miejska, która chce podjąć bardziej radykalne kroki i zaciągnąć Krzewickiego przed oblicze sądu za spowodowanie zagrożenia w ruchu drogowym oraz za niezachowanie środków ostrożności przy trzymaniu zwierząt.