Komornik wyrzucił z domu 70‑latkę i zostawił samą sobie
Płacz, krzyki, przepychanki - w kamienicy przy ul. Legionów Piłsudskiego działy się dantejskie sceny. Do mieszkania 70-letniej Marii Michto wkroczył komornik w asyście policji i ślusarza. Łomem wyważyli drzwi mieszkania staruszki. Po 48 latach kobieta musi opuścić swój dom. Ma nakaz eksmisji.
03.09.2009 | aktual.: 04.09.2009 14:06
Osób, które czeka tak okrutna eksmisja, w Krakowie jest już kilkaset, a będzie jeszcze więcej. Trzyletnie wypowiedzenia dostają kolejni lokatorzy prywatnych kamienic. Miasto przespało moment, by przygotować się na przyjęcie fali wyrzucanych z domów ludzi. Nie może zaproponować im lokali zastępczych. A w kolejce na mieszkanie komunalne czeka dziś aż 3 tysiące osób! Marii Michto na wynajęcie mieszkania nie stać. Ma tysiąc złotych emerytury, a miasto odmówiło jej lokalu socjalnego.
- Właściciel dał mi brudny i zagrzybiony lokal tymczasowy w starym magazynie - płacze. - Czuję się jak śmieć. W dniu eksmisji od godz. 9 rano przed budynkiem zbierają się przedstawiciele organizacji lokatorskich i anarchiści. - Ta eksmisja jest nielegalna, komornik nie zabezpieczył lokalu tymczasowego, tylko jakąś komórkę - grzmią lokatorzy. Maria Michto ma przenieść się na ulicę Ziemianek 1. - To rudera - mówi rozgoryczona.
Godz. 10. Do budynku wchodzi komornik. Ruszają za nim kordon policji i wzburzony tłum obrońców pani Marii. Po drodze policjanci niemal tratują staruszkę o kulach. - Co pan robi? Czy pan ma sumienie? - krzyczy w stronę komornika. - Czy pan ma rodzinę, dzieci? Na schodach komornika czeka kolejna przeszkoda. Grupa anarchistów siedzi tak, że nie może przejść. - Nie chcemy dopuścić do bezprawnej eksmisji - krzyczy Rafał Górski z Federacj Anarchistycznej.
Protestujący pokazują pismo przedstawicieli właściciela nieruchomości, do której ma być przewieziona kobieta. Okazuje się, że zerwał on umowę z firmą Krak-Consulting, zajmującą się eksmisją kobiety. - Bo wynajmowaliśmy lokal na magazyny, a nie na mieszkania dla eksmitowanych ludzi - tłumaczy Andrzej Dorzonek, przedstawiciel właściciela. Na klatce rozpętuje się piekło. Policja zaczyna wynosić ludzi. - Gestapo! - krzyczą protestujący. Wszystkiemu ze stoickim spokojem przygląda się komornik. - Wykonuję swoje obowiązki - mówi Andrzej Drzymała. Pani Maria traci przytomność, przyjeżdża karetka. Nie jedzie do szpitala. - Chcę zostać w swoim mieszkaniu - prosi ze łzami w oczach.
Na schodach trwa szarpanina. Policjanci chwytają za ręce jednego z anarchistów, podnoszą go. Chłopak wyrywa się, upada na ziemię. Przepychanki kończą się po 40 minutach. Dwadzieścioro anarchistów zostaje zatrzymanych. Komornik i ślusarz wkraczają do akcji. Jest godz. 10.45, zamki w drzwiach mieszkania pani Marii nie wytrzymują naporu wiertarki i łomu. - Zaczynamy - komunikuje komornik. Kilka godzin trwa spisywanie i wynoszenie rzeczy z mieszkania pani Marii.
Godz. 14. Eksmitowana kobieta wsiada do samochodu znajomych. Jedzie do prokuratury, złożyć skargę na komornika i policję. Potem do magazynu, w którym ma zamieszkać. Lokal jest zamknięty. Kobieta nie ma kluczy. Nie docierają też jej też rzeczy. Upływają godziny. Maria Michto siedzi pod gołym niebem do 21.30. Komornik odmawia przekazania jej kluczy i mebli. Znajomi na jedną noc zabierają ją do swojego domu.
Piotr Malinowski, współpr. K.Janiszewska
Polecamy w wydaniu internetowym www.polskatimes/Kraków: Dramat 70-letniej lokatorki z Podgórza