Komisja ds. Kapitolu pogrąża Trumpa. Skompromitowany prezydent chce wrócić na szczyt

- Donald Trump chciał dokonać zamachu stanu. Komisja Izby Reprezentantów ds. wydarzeń na Kapitolu to potwierdza - mówią Wirtualnej Polsce eksperci ds. amerykańskiej polityki. Ale zwolenników Trumpa to nie zniechęca. Były prezydent USA nie pogodził się z porażką z Joe Bidenem i za wszelką cenę chce wrócić na szczyt. Do Białego Domu.

Donald Trump nie pogodził się z porażką
Donald Trump nie pogodził się z porażką
Źródło zdjęć: © East News | AP
Michał Wróblewski

Na jaw wychodzą kolejne fakty nt. Donalda Trumpa i jego roli podczas szturmu na Kapitol 6 stycznia ubiegłego roku. Atak na siedzibę parlamentu przeprowadziły tysiące zwolenników ustępującego prezydenta w momencie, gdy obie izby Kongresu zebrały się w celu zatwierdzenia zwycięstwa w wyborach Joe Bidena. Atakujący chcieli to uniemożliwić, gdyż ich zdaniem wybory zostały sfałszowane. Było to pokłosie twierdzeń wielokrotnie wygłaszanych przez samego Trumpa.

Amerykańska Izba Reprezentantów kilka tygodni temu powołała komisję śledczą ds. ataku na Kapitol. Komisja przesłuchuje kolejnych świadków, którzy twierdzą, że wydarzenia z 6 stycznia były kulminacją próby zamachu stanu, do którego chciał doprowadzić były prezydent popierany przez Republikanów.

Trump świadomie narażał życie innych? Pogrążające zeznania

Jak zeznała 28 czerwca ówczesna asystentka prezydenta oraz główna doradczyni szefa personelu Białego Domu Cassidy Hutchinson, Trump miał świadomość, że tłum jego zwolenników był uzbrojony. A mimo to zachęcał go do marszu na Kapitol. "Nie obchodzi mnie to, k***, że mają broń, oni nie są tutaj, by mnie skrzywdzić. Jestem pie***onym prezydentem. Zabierzcie te bramki. Wpuśćcie ich, mogą pomaszerować stąd na Kapitol" - relacjonowała słowa Trumpa.

Wydarzenia skończyły się tragedią. Po wtargnięciu do gmachu - podczas którego doszło do licznych aktów wandalizmu i rabunku - konieczne było przerwanie obrad i ewakuacja kongresmenów. Siłom policyjnym udało się usunąć intruzów dopiero po kilku godzinach. Bilans zajść: zginęło pięć osób, a ponad 100 zostało rannych.

Eksperci nie mają wątpliwości: komisja pogrąża Donalda Trumpa.

- Z prac komisji wyłania się jak najgorszy obraz Trumpa. Mamy dziś dowody na to, że były prezydent USA chciał dokonać zamachu stanu - mówi Wirtualnej Polsce ekspert ds. polityki zagranicznej Adam Traczyk z Global.Lab. Jak dodaje nasz rozmówca, "Trump sprzeniewierzył się konstytucji, której obiecał bronić". - Bez względu na to, czy Trump traktuje politykę jak program telewizyjny czy jak reality show, w którym wcześniej występował, czy traktuje to zupełnie serio, skutek jest taki sam: prezydent USA po przegraniu wyborów próbował nie dopuścić do zatwierdzenia wyników demokratycznych wyborów - mówi nam Adam Traczyk.

Czy komisja Izby Reprezentantów może doprowadzić Trumpa na ławę oskarżonych? - Wiele zależy od tego, jakie zeznania jeszcze usłyszymy. Członkowie komisji przyznali, że już w czasie obecnych przesłuchań zgłaszali się do niech kolejni ludzie z wolą wyjaśniania sprawy i dostarczania nowych dowodów - mówi Wirtualnej Polsce dr socjologii i publicysta Łukasz Pawłowski, współautor Podkastu Amerykańskiego.

Jak podkreśla nasz rozmówca, przesłuchanie Cassidy Hutchinson, byłej najbliższej współpracowniczki Marka Meadowsa, szefa personelu Białego Domu w trakcie szturmu na Kapitol, nie było wcześniej zaplanowane. A wszak to Hutchinson ujawniła w ostatnich dniach - i w poprzednich zeznaniach, których fragmenty pokazała komisja - informacje obciążające Trumpa.

- Według tych zeznań, najbliżsi współpracownicy byłego prezydenta wiedzieli, że może dojść do ataku na Kapitol i próby podważenia wyniku wyborów. Nie tylko się na to zgodzili, ale prosili prezydenta o… zaoczne ułaskawienie. Zatem zdawali sobie sprawę, że robią coś, co jest niezgodne z prawem i za co mogą odpowiedzieć przed sądem - mówi Pawłowski.

- Według zeznań Hutchinson sam Trump miał też wiedzieć, że ludzie, którzy wtargnęli na Kapitol, są uzbrojeni. Podczas swojego przemówienia, które odbyło się wcześniej tego samego dnia, miał nakazać usunięcie detektorów metali, żeby jego zwolennicy zostali wpuszczeni pod scenę. A wiedział, że potem ruszą pod Kapitol i będzie bardzo niebezpiecznie - dodaje nasz rozmówca.

Trump jak mafioso

Dr Łukasz Pawłowski przypomina, że podczas ostatniego posiedzenia komisji ds. wydarzeń na Kapitolu Liz Cheney, kongresmanka z Wyoming i jedna z dwójki Republikanów w komisji, ujawniła z kolei SMS-y pokazujące, że potencjalni świadkowie wydarzeń są zastraszani przed współpracowników byłego prezydenta USA. - To były SMS-y w stylu: "prezydent myśli o tobie i ma nadzieję, że zachowasz się lojalnie". To teksty jak z filmów o mafiosach. Szokujące - mówi współautor Podkastu Amerykańskiego.

Zaznacza jednak, że zeznania przed komisją nie doprowadzą od razu byłego prezydenta na ławę oskarżonych. Komisja Izby Reprezentantów nie ma takiej mocy i uprawnień.

- Sprawa jest jednak wciąż otwarta i dynamiczna. Nie mówimy bowiem o gotowym "akcie oskarżenia" dla Trumpa. Ta komisja nie może Trumpa oskarżyć. To leży gestii Departamentu Sprawiedliwości. Zobaczymy, czy prokurator generalny zdecyduje się podjąć kroki w tej sprawie, dopatrując się przesłanek do oskarżenia byłego prezydenta - podkreśla dr Łukasz Pawłowski.

Czy zatem komisja może politycznie pogrążyć Trumpa? - Mam nadzieję, że się mylę, ale na razie nie widzę, żeby zmieniło to układ sił w ramach Partii Republikańskiej. Strach polityków tego ugrupowania przed Trumpem jest dużo większy niż oburzenie z powodu wydarzeń na Kapitolu - przyznaje ekspert w rozmowie z Wirtualną Polską.

Sam Trump ignoruje prace komisji ds. wydarzeń na Kapitolu, twierdząc, że nie ma ona żadnej legitymizacji.

Czy straci na tym jego wizerunek? - Na pewno nie zmienią o nim zdania jego twardzi zwolennicy. Trump robił to, czego domagali się jego wyborcy. Oni uważali, że wybory zostały sfałszowane. Podobnie jak Trump twierdzili, iż nie można dopuścić, by władzę w Białym Domu przejęli Demokraci - mówi Adam Traczyk.

Trump chce wrócić. I ma szanse

Według obserwatorów amerykańskiej polityki Donald Trump - mimo problemów wynikających z zeznań przed komisją ds. Kapitolu - szykuje się do powrotu do władzy. Czy ma na to szanse?

Na pewno były prezydent za sukces uznaje to, co wydarzyło się w związku z niedawną, historyczną decyzją Sądu Najwyższego.

Przypomnijmy: po blisko 50 latach decyzja Sądu Najwyższego USA z 1973 roku, dająca Amerykankom prawo do aborcji, została właśnie cofnięta przez tenże Sąd. To skutek tego, że m.in. dzięki Trumpowi Republikanie wprowadzili wystarczająco dużo "swoich", ultrakonserwatywnych sędziów do Sądu Najwyższego. A ci nie tyle zakazali, ile zlikwidowali konstytucyjną gwarancję prawa do aborcji. Czyli oddali sprawę w ręce poszczególnych stanów (więcej na ten temat TUTAJ).

- Trump będzie mógł powtarzać, że stało się to dzięki niemu, co może mobilizować jeszcze bardziej jego ultrakonserwatywnych wyborców. Jeśli ktoś sobie zadawał pytanie, dlaczego ludzie, którzy są fundamentalistami religijnymi czy bardzo wierzącymi chrześcijanami, głosują na rozwodnika i cudzołożnika, to ma odpowiedź. Trump obiecał, że nominuje do Sądu Najwyższego takich, a nie innych sędziów i obietnicy dotrzymał. A oni wykonali swoją robotę - zauważa w rozmowie z Wirtualną Polską dr Pawłowski.

Trump chce także wykorzystać zbliżające się wybory uzupełniające do Kongresu. Odbędą się już w listopadzie. - Republikanie są zdecydowanymi faworytami i liczą, że odzyskają kontrolę nad Izbą Reprezentantów. Demokraci liczą z kolei, że zachowają przynajmniej kontrolę nad Senatem, ale tu piłka wciąż jest w grze. A to Senat zatwierdza między innymi prezydenckie nominacje do Sądu Najwyższego - mówi dr Pawłowski.

Jak dodaje, Trump niewątpliwie próbuje odgrywać w tych wyborach rolę. - Mianuje i wspiera "swoich" kandydatów. Chce mieć realny wpływ na politykę, bo przygotowuje się do powrotu do walki o prezydenturę. I nadal będzie przekonywał, że prezydentura została mu skradziona, choć jak pokazują dowody zebrane przez komisję, nawet najbliżsi współpracownicy Trumpa wiedzą, że to nieprawda i że wybory były uczciwe - dodaje współautor Podkastu Amerykańskiego.

Trump będzie walczył o kandydowanie w kolejnych wyborach prezydenckich. Ale przed nim długa i wyboista droga.

- Można mieć tylko nadzieję, że poparcie radykałów i zwolenników teorii spiskowych nie wystarczą do uzyskania nominacji prezydenckiej Republikanów w 2024 roku, a wiadomo, że Trump ma takie ambicje - mówi Adam Traczyk z Global.Lab.

Biograf Trumpa Michael D’Antonio zwracał uwagę, że to typowy dla niego styl działania. Podobnie było w latach 90., gdy Trump zbankrutował jako biznesmen. "Dla większości osób byłoby to zdarzenie dewastujące. Ale dla Trumpa to był po prostu kolejny etap w jego pogoni za władzą. On nigdy nie zaakceptował tego, że przegrał" - pisał D’Antonio.

Michał Wróblewski, dziennikarz Wirtualnej Polski

Wybrane dla Ciebie
Komentarze (768)