Komisarz zza kulis
"W pierwszym roku członkostwa w Unii (2004 rok) będziemy mieli prawo do mianowania tylko jednego komisarza. Minister ds. europejskich Danuta Hübner przyznała, że dopiero pod koniec roku rząd zacznie rozważać, kto będzie pierwszym polskim komisarzem. Nie wiadomo jeszcze, czy zostanie mianowany tylko na roczną, przejściową kadencję, czy też będzie sprawował swoją funkcję do 2010 roku". To nie jest relacja z uroczystego podpisania Traktatu Akcesyjnego. Ta informacja zamieszczona została równo rok temu (16 kwietnia 2002 r.) w "Rzeczpospolitej". Za dwa miesiące pójdziemy do urn. Czy będziemy wiedzieli kto został desygnowany do pełnienia tej niezwykle odpowiedzialnej funkcji? Zapewne nie.
A przecież, od naszego reprezentanta w znacznej mierze zależeć będzie proces adaptacji do europejskiej wspólnoty i nasza w niej pozycja. Czy przypadkiem nie najwyższy czas, aby Polacy poznali tę kandydaturę, zwłaszcza, że od końca ub. roku dzieli nas już więcej miesięcy niż od daty referendum.
Jeśli poszperać w obecnych politycznych elitach trudno doprawdy znaleźć człowieka, którego zasługi w dziele dołączenia Polski do Unii i znajomość unijnych reguł gry szłyby w parze z polityczną charyzmą i społecznym uznaniem, że o zaufaniu nie wspomnę. Ostatnie miesiące zdruzgotały polską klasę polityczną, a przepaść miedzy rządzącymi a rządzonymi jest równie głęboka, jak za mrocznych czasów poprzedniej epoki. Z tą na szczęście różnicą, że obecne gabinetowe rozgrywki trudniej zachować w tajemnicy.
Czy więc w ich mroku i dopiero po referendum zostanie wyłoniony przyszły polski komisarz, czy też jego nazwisko poznamy wcześniej. Wbrew pozorom, od tego w znacznej mierze zależeć może jego wynik.
Andrzej Ratok.