Kołakowski: aby Polacy mieli poczucie przynależności do wspólnej Europy
Prof. Leszek Kołakowski powiedział, że
chciałby aby Polacy mieli poczucie przynależności do wspólnej
Europy, tak jak jeszcze w XVI w. mieli to poczucie intelektualiści
europejscy. Uważa, że od każdego narodu można się czegoś nauczyć.
PAP: Czy jest coś takiego jak europejskość? Na czym miałaby polegać europejskość Polaków?
Leszek Kołakowski: Nie ma czegoś takiego, jak patriotyzm europejski. Unia nie jest miejscem, w którym by kwitł patriotyzm, chociaż oczywiście są powody, by ją akceptować. Chciałbym, żebyśmy mieli poczucie przynależenia do wspólnej Europy, tak jak mieli to poczucie jeszcze w XVI w. intelektualiści europejscy, którzy byli kosmopolitami i którzy czerpali pełną garścią z tradycji antycznej. Również to jest dla nas ważne - ta tradycja jest bardzo słabo obecna w naszym życiu duchowym, a chciałbym, żeby była bardziej obecna. I to jest też sprawa, która ma duże znaczenie dla naszego wychowywania do poczucia europejskości.
PAP: Mówi się o różnego rodzaju wartościach, które Polska miałaby wnosić do Europy. Jakie to wartości miałaby wnieść Polska? Czy w ogóle jest to dobrze postawione pytanie?
Leszek Kołakowski: Jest to źle postawione pytanie i nie można na nie odpowiedzieć, chociaż można sobie wymyślać jakieś fikcyjne idee, którymi Polska miałaby się chwalić i wnosić je do Europy. Nie. Polska ma swoją kulturę, swój dorobek kulturalny, który jest w jednych dziedzinach mniejszy, w innych większy, ale w sumie jest to dobry, wartościowy dorobek i oczywiście jesteśmy zainteresowani tym, żeby ten dorobek był na świecie znany i ceniony. Nie widzę jednak, jak moglibyśmy ideologię tego dorobku stworzyć. Nasi sąsiedzi i nie-sąsiedzi przeważnie wiedzą o Polsce mało i, naturalnie, jest w naszym interesie, żeby wiedzieli więcej i można się do tego przyczynić. To jest zupełnie naturalne, że tego chcemy. Ale pytanie o jakieś szczególne wartości, które my mamy, a inni nie mają, nie jest chyba dobrze postawione.
PAP: Czego powinniśmy się uczyć od Europy?
Leszek Kołakowski:Od każdego narodu czegoś można się nauczyć. Możemy się nauczyć brytyjskich cnót liberalnych - rzetelności w pracy, tolerancji. Oczywiście, mamy różne tak zwane wady narodowe, które były piętnowane w literaturze polskiej od wieków i które trzeba nadal piętnować. Przede wszystkim nietolerancję w stosunku do inaczej myślących, zawiść w stosunku do tych, którym się powiodło, i tak dalej.
PAP: Ostatnio pojawiają się na Zachodzie głosy, że islam jest dla Europy zagrożeniem.
Leszek Kołakowski: No pewnie, że jest. Ja nie podaję się za znawcę islamu. Wiem o tym mało, ale z tego, co wiem, jest to religia, w której w odróżnieniu od chrześcijaństwa nie ma rozdzielenia tego, co święte od tego, co świeckie. Dlatego islam jest religią, która wybitnie skłania do teokracji i nietolerancji. Opuszczenie islamu, apostazja pociąga za sobą automatycznie karę główną, wyrok śmierci. Oczywiście, że jest to przeciwne naszej tradycji kulturalnej. A więc nie jest dziwne, że istnieją obawy w krajach, gdzie jest duża obecność muzułmanów i duża imigracja muzułmańska, zarówno we Francji, jak i Wielkiej Brytanii. To nie jest rasizm, ale poczucie, że ma się do czynienia z inną, obcą kulturą.
PAP: A patrząc z drugiej strony, czy nie jest tak, że absolutyzuje się demokrację, uznając, że można i należy ją wszędzie aplikować? Czy w tym wypadku nie popełnia się takiego samego błędu, jak kiedyś, gdy szerząc chrześcijaństwo uznawano je za jedyną prawdziwą religię?
Leszek Kołakowski: Na razie mamy prawo powiedzieć, że instytucje demokratyczne dają ludziom większe bezpieczeństwo niż jakiekolwiek inne. W tym sensie jest to najlepsza forma ustrojowa. Jest możliwe, że nie można jej gwałtem narzucić ludom, które nie mają żadnej tradycji tego rodzaju. Ale zarazem jest prawdą, że nie można się zadowolić stwierdzeniem, że wszystkie kultury, wszystkie cywilizacje mają takie samo prawo do istnienia, to znaczy, że mamy aprobować wszystkie obyczaje, jakkolwiek byłyby dla nas odrażające, tylko dlatego, że jest to tradycja czyjaś tam i że na przykład nie mamy interweniować w to, że w niektórych krajach okrutnie się okalecza dziewczynki, że jest silna tendencja do nietolerancji religijnej. Wszyscy wiemy, że demokracja i cnoty demokratyczne to nie jest coś, co możemy szybko upowszechnić tam, gdzie ich nie ma, ale warto się starać.
PAP: W książce "Horror metaphysicus" napisał Pan, że każdy filozof musi w jakiś sposób odnieść się do Sokratesa, swoistego archetypu filozofa. Kim dla Pana jest Sokrates?
Leszek Kołakowski: Sokrates nie jest dla mnie niczym innym niż dla każdego człowieka, który filozofią się trudni. Jest to postać obecna u początku naszego filozofowania. Ale to nie oznacza, że każdy, kto tę postać zna, czy ma do niej szczególny szacunek, ma się z nim zgadzać. To jest w ogóle inna sprawa. Nie chodzi o żadną merytoryczną zgodę, tylko zdolność zadawania pytań. Można się z nią utożsamiać nie zgadzając się z jego doktryną, o ile taka istniała.
PAP: Na czym polega rola filozofa we współczesnym świecie? Czy filozofia jest poszukiwaniem mądrości i prawdy, a może szczęścia?
Leszek Kołakowski: Trudno powiedzieć. Na pewno nie jest poszukiwaniem szczęścia. To nie jest zawód, który ma określone miejsce w hierarchii zawodów. Filozofia jest od zadawania pytań, na które nie ma wyraźnych odpowiedzi, pytań, których nauka nie rozstrzyga, a które jednak nas interesują.
PAP: Czy jest coś takiego jak misja filozofa?
Leszek Kołakowski: Nie ma czegoś takiego, ale jest coś takiego jak zaciekawienie, które kieruje tymi ludźmi, którzy się filozofią parają.