Kociszewski: Spór Polski z Izraelem pokazał granice solidarności V4 [OPINIA]
Premier Mateusz Morawiecki będzie jedynym szefem rządu Grupy Wyszehradzkiej, który nie poleciał do Izraela. Formalnie szczyt grupy został odwołany, ale każdy i tak załatwi swoje interesy. Z Polską lub bez.
Wkrótce po oświadczeniu Mateusza Morawieckiego, że Polska nie będzie uczestniczyła w szczycie Grupy Wyszehradzkiej w Jerozolimie, premier Czech Andrej Babis poinformował o całkowitym odwołaniu spotkania. Trudno, żeby było inaczej. Szczyt V4, jak w skrócie określany jest sojusz, bez największego kraju członkowskiego mijałby się z celem i mógłby oznaczać rozpad regionalnego sojuszu.
Decyzji o formalnym odwołaniu spotkania nie należy jednak mylić z zaakceptowaniem stanowiska Warszawy przez pozostałych członków Grupy. Zapewne nikomu do głowy nawet nie przyszło, żeby poprzeć stanowisko Polski w sporze z Izraelem. Solidarność ma swoje granice i kończy się tam, gdzie zaczynają się interesy.
Trwa ładowanie wpisu: twitter
Premier Beniamin Netanjahu nadal będzie gościł Andreja Babisa, premiera Węgier Wiktora Orbana i szefa rządu słowackiego Petera Pellegriniego. Seria dwustronnych spotkań na szczycie odbędzie się bez zmian. Co więcej, według izraelskich dziennikarzy możliwe jest także spotkanie czterostronne, które w praktyce, a nie formalnie, oznacza format "V4-1 + Izrael".
Nietrwały sojusz
Sojusz powstał na początku lat 90. ubiegłego wieku, aby wspierać integrację członków z Zachodem. Przez lata był praktycznie zamrożony. Drugie życie V4 zawdzięcza serii kryzysów, które w ostatnich latach przetoczyły się przez Europę. Kraje naszego regionu dały się przekonać Polsce, że niemal zapomniana formuła świetnie nadaje się do wspólnego wyrażania opinii. Pierwszym poważnym wyzwaniem, które realnie zjednoczyło Warszawę, Budapeszt, Pragę i Bratysławę, był sprzeciw wobec automatycznej relokacji uchodźców.
Jednak nie powinno to dziwić, że Grupa Wyszehradzka nawet nie udaje monolitu. Wewnętrzne podziały jaskrawo pokazuje postawa premiera Orbana, który wielokrotnie wzbudzał zadziwienie, a czasem niepokój, w Polsce i UE dbając o podtrzymanie dobrych relacji z Rosją Władimira Putina. Dwa lata temu żaden z członków Grupy nie poparł polskiego rządu przy wyborze przewodniczącego Rady Europejskiej. Skończyło się katastrofalnym stosunkiem głosów 1-27.
Zobacz także: Siemoniak o szczycie w Warszawie i słowach Netanjahu: PiS to mistrzowie popadania w kłopoty
Dlatego premierzy państw Grupy Wyszehradzkiej nie zrezygnowali z wyjazdu do Jerozolimy pomimo burzy w relacjach polsko – izraelskich, a jedynie zmienili formułę. Podobnie Warszawa nie przełknęła wypowiedzi premiera Netanjahu i ministra spraw zagranicznych Israela Katza, które Polacy uznali za obraźliwe, w imię ratowania szczytu V4 i interesów pozostałych państw.
Warto więc zachować z tyłu głowy, że Grupa Wyszehradzka jest sojuszem, w którym interes wspólny ustępuje w obliczu partykularnych interesów narodowych. Grupa V4 nie wytrzymuje nawet próby polityki wewnętrznej swoich członków. Nie jest to wykuty w ogniu walki braterski związek czterech muszkieterów i nie należy pokładać w nim nadmiernych nadziei. Nie znaczy to, że od czasu do czasu nie będzie użyteczny. Trzeba jedynie traktować go ze zdrową szczyptą sceptycyzmu i zdrowego rozsądku.
Masz newsa, zdjęcie lub filmik? Prześlij nam przez dziejesie.wp.pl