"Kiedy dziecko?", "Dalej sama?", "Bez ślubu?". Zespół stresu okołoświątecznego
Ola od kilku dni szuka dobrej odpowiedzi na pytanie, które z pewnością padnie przy świątecznym stole: "Dlaczego znowu przyjechałaś sama?".
Ola wolałaby opowiedzieć, o czym tak naprawdę w swoim życiu marzy, ale nikt nigdy dotąd o to nie zapytał. Zastanawia się za to, co odpowie na rzucane spod wąsa zaczepki w stylu: "młodsza to już nie będziesz".
- Siedzisz i słuchasz tego, a masz za sobą rozstania, nieudane relacje i ból. Czasami można rzucić żart, że czekasz na księcia, ale jeśli tak układa ci się życie, że jesteś sama, takie niby niewinne uwagi o chłopaku po prostu bolą i psują humor.
WYMARZONY WNUCZEK MAMUSI
U Moniki zaczyna się jeszcze przed Wigilią.
- Moja matka na pytanie, co chciałaby dostać pod choinkę, za każdym razem odpowiada: "Wnuczka!". Przy świątecznej kolacji powtórka: "Dlaczego nie masz jeszcze męża i dzieci?".
No właśnie, dlaczego?
Monika jest obecnie sama. Niedawno zakończyła toksyczny związek, uwolniła się od psychicznej przemocy i wreszcie zaczęła żyć. Zaczęła myśleć o sobie. Nawet gdyby chciała mieć teraz dziecko, nie ma z kim. Nikomu nie przychodzi do głowy, że przez ich pytania jest jej przykro.
KIEDY ŚLUB?
Przyjaciółka Dominiki ma coraz niższe poczucie własnej wartości. Od lat jest z chłopakiem, a on nawet nie myśli o pierścionku zaręczynowym.
- Coraz częściej zaczynają się kłócić. Ostatnio mi powiedziała, że gdy słyszy "kiedy w końcu weźmiecie ślub?", jest gotowa sama mu się oświadczyć. Czasami myśli, że jak nic się nie zmieni, to zakończy związek. Rodzina o tym nie wie, pytają o ślub i wesele przy każdej możliwej okazji.
Dominika sama też nie najlepiej wspomina kurtuazyjne rozmowy podczas ostatnich świąt.
- Trzy lata próbowałam się dostać na wymarzone studia artystyczne. Przez cały ten czas słyszałam "jaki jest twój plan B?". Niby niewinne pytanie, ale podkopuje pewność siebie i wiarę, że się uda. Kiedy bliscy nie mówią "dasz radę", tylko ciągle każą myśleć o innym pomyśle na życie, to zaczynasz wątpić i tracić wiarę, podświadomie szukać planu B, chociaż plan A jeszcze się nawet nie zaczął.
Dominika się nie dała. Ograniczyła kontakt z bliskimi. Kiedy dostała się na wymarzone studia, czyli odniosła sukces, kontakt przywróciła.
- Nieważne, czy chcesz być aktorem, mieć własną kwiaciarnię, czy zostać astronautą. Jeśli szukasz wsparcia, a dostajesz podkopywanie marzeń, to jest to bolesne - kwituje.
BO TO ZŁA KOBIETA BYŁA
Mama Izy kiedyś zobaczyła, jak jej córka płacze. Były święta. Powiedziała: "No przecież Malwina może przyjechać".
Iza z Malwiną są razem od prawie ośmiu lat. Mama Izy lubi zakupy z Malwiną, czasami razem pieką ciasta. Dzwoni nawet do niej z życzeniami, ale bez entuzjazmu. Wszystko na zasadzie "no już trudno, jesteś spoko, więc sobie bądź".
Ale dla Izy grudzień i tak jest koszmarem.
- Nie spędzamy świąt razem, bo ojciec Malwiny jest "konfederatą". W jego oczach, a może nawet całej rodziny, ja - zła lesbijka - omamiłam ich córkę. W ich głowie ona trwa w tym, bo jest zmanipulowana przeze mnie. Dla nich nieważne są uczucia dziecka. Nigdy nie pytają o zdanie.
Iza: - Malwina przyzwyczaiła się do tej sytuacji i mam wrażenie, że jest jej to obojętne, jak spędzamy święta. A to tym bardziej boli. Chcę mieć prawdziwą rodzinę, a ciągle dostaję po gębie. Boję się, że już zawsze będziemy tylko w związku, a ja nigdy nie poczuję, że wszyscy jesteśmy rodziną. Dwa lata temu w Wigilię siedziałam zupełnie sama. Poszłam na dworzec. To było koszmarne przeżycie. Poczucie kompletnej pustki i samotności.
"ZRÓB CHOCIAŻ DZIECKO KOLEŻANCE, BĘDĄ WNUKI"
Z kolei Maciek od kilku ostatnich wigilii słyszy: "kiedy dziewczyna?".
- Od dwóch lat duża część rodziny: dziadkowie, matka - ojca nie mam - wie, że jestem biseksualny. A pytanie nadal pada w formie "kiedy dziewczyna?". Tak, jakby nie mogli tego przyjąć, że mogą podobać mi się również faceci. Maciek zdecydował, że w tym roku nie ma już ochoty się tłumaczyć. Pierwszy raz święta spędzi sam.
Rodzina nie wie, że Wojtek jest gejem.
- Kiedy znowu słyszę "Kiedy będziesz miał dziewczynę?", odczuwam paraliżujący strach przed ich reakcją. Co by zrobili, gdyby się dowiedzieli i to w święta? Do tego ta świadomość, że kilkadziesiąt kilometrów dalej jest twój chłopak, którego nie mogłeś zabrać ze sobą.
Szymon przed rodziną się już dawno wyoutował, ale rodzina i tak lubi pytać.
- Najgorsze są teksty "Ojej, jaka szkoda, tak się marnujesz!" i "A może chociaż zrób dziecko koleżance, to będą takie piękne wnuki".
CHŁOPAK, DZIEWCZYNA, A GDZIE DZIECINA?
Do Żanety podszedł wujek męża, złapał ją za brzuch i przy kilkunastu osobach ryknął: "Ciąży to ja tu nie widzę, ewentualnie spożywczą!".
To było kilka miesięcy po tym, jak zaczęli się starać o dziecko. - Tak mnie zszokował swoim zachowaniem i naruszeniem strefy prywatności, że aż mnie zatkało. Nie powiedziałam NIC. Nie byłam w stanie - wspomina. Kiedy dziecko już się pojawiło, wujostwo zasypało Żanetę innymi pytaniami.
- Dlaczego nie dajesz jej słodyczy? Dlaczego nie prowadzisz jej za rączkę? Dlaczego ma taką cienką kurtkę? Podłóż jej poduszkę, bo jak to tak spać na płaskim?
Kiedy dziecka nie ma, pytań jest jeszcze więcej.
Ewa przez lata odpowiadała na pytania o: chłopaka, narzeczonego i ślub. Kiedy wyszła za mąż, krewni zaktualizowali listę dylematów.
Siedziała akurat przy całej rodzinie. Zapadła cisza, zaczęła mówić babcia. - Przy wszystkich zapytała mnie, czy jestem już w ciąży. Przymknęłabym oko, gdyby nie to, że pytanie padło miesiąc po usunięciu jajowodu i obumarłej ciąży pozamacicznej. Babcia o tym doskonale wiedziała. Nie wiedziałam, jak zareagować. Zwłaszcza, że kolejna ciąża byłaby w moim przypadku cudem.
Ewa miała już wprawę w przymykaniu oka na krępujące pytania. - Kiedy kilka lat temu z anoreksji wpadłam w ogromne problemy hormonalne, cała rodzina komentowała, jak ładnie przytyłam. A ja byłam po hospitalizacji, brałam te nieszczęsne hormony.
Asia po terapii hormonalnej też słyszała "komplementy". "Ale poprawiłaś się na twarzy! Taka okrąglutka jesteś na buzi. Pełniutka jak słoneczko! Mąż cię chyba dobrze karmi" - zachwycała się wyfiołkowana ciotka Wanda.
"Kobieta to musi mieć kształty!" - wtórował wujek. A Aśce płynęły łzy do oczu. Kolejne hormony nie pomagały, terapia nie przynosiła efektu, a dodatkowe kilogramy śniły jej się po nocach. Najchętniej zapadłaby się pod ziemię. Nie ona jedna.
CIOCIA PYTA O DZIDZIUSIA
"Blanka, lata lecą, a ty ciągle tylko praca i kariera" - zagadnęła przy stole siostra matki. No i zaczęła się rodzinna dyskusja. "Moi drodzy, czas najwyższy, żebyście się postarali o dziecko".
Blanka nie zamierzała się tłumaczyć. Bo co miała opowiadać przy stole? O wszystkich poronieniach i dziesiątkach nieudanych testów ciążowych? Czym tu się chwalić? Odbiór społeczny jest przecież często taki, że poroniłaś, bo pewnie za dużo pracowałaś, albo piłaś, albo paliłaś, albo wszystko na raz.
Albo o tym, jak na początku kolejnej wyczekiwanej ciąży szef w telewizji wezwał ją, żeby ogłosić, że ostatnio przytyła i musi zrzucić kilogramy, bo gorzej wygląda na antenie? A ona w głowie liczyła, ile razy już poroniła i doszła do wniosku, że nie powie o ciąży, bo za chwilę znowu będzie musiała się tłumaczyć, dlaczego już w niej jest.
- A może o szpitalach? Tych, gdzie nie ma osobnych oddziałów i lądujesz na sali ze szczęśliwymi mamami, słysząc: "Mam nadzieję, że pani nie przeszkadza obecność mamy z bobaskiem, bo na porodówce zabrakło już miejsc".
- Czy mam może opowiedzieć, że kiedy pytasz lekarza o przyczynę poronienia, on mówi, że Narodowy Fundusz Zdrowia finansuje takie badanie najszybciej po drugim poronieniu. A ty musisz przejść przez piekło, żeby ktoś za darmo zbadał, dlaczego tak się dzieje - opowiada Blanka. Z czasem frustrację przekuła w działalność społeczną. Pomaga kobietom, by wiedziały, że wiele z nich ma w swoim życiu podobne historie.
"JA TEŻ TAK MIAŁAM I CO?"
Magda i Tomek od kilku lat starają się o dziecko. Najpierw dwa poronienia, później kolejne nieudane próby in vitro. Nie mają siły wszystkim się tłumaczyć. Kiedy siostra cioteczna między barszczem a krokietem zapytała: "Nie wiem na co czekacie! Nasz Antoś i Marysia mieliby się z kim bawić", zareagowała tylko siostra Magdy, próbując zmienić temat. "Już nic nie można powiedzieć, wszyscy się poobrażają, już nic nie będę mówiła" – odpowiedziała alergicznie mama Antosia i Marysi.
My też straciliśmy dziecko - piszą do mnie Ada i Rafał. Ona ledwo z tego wyszła. Operacja ratująca życie została przeprowadzona niemal w ostatniej chwili. - Mimo ogromnego wsparcia całej rodziny i tak często słyszymy życzenia lub sugestie: że może już czas, że może zajdę w ciążę. A my, mimo że minęło już półtora roku, dalej to przeżywamy. Każde takie pytanie to lawina wspomnień. Tymczasem Ada po stracie dziecka nie ma jednego jajowodu. Szanse na zajście w ciążę są o 50 proc. mniejsze. Nie wiedzą nawet, czy chcą dalej próbować.
Ada wie, że nie każdy to rozumie. - Osoby, które tego doświadczają, blokują się i milczą, cierpiąc sobie po cichu. Nie wiem, czy warto mówić głośno o swoich doświadczeniach i bólu, bo niektórzy w ogóle nie widzą, że ich pytania naprawdę bolą. Ostatnio usłyszałam od bliskiej osoby: "Ciocia też straciła dziecko i co? Potem urodziła jeszcze dwóch synów, a nawet trzech, tylko jeden zmarł po porodzie. Mnie też mówili, że nigdy nie zajdę w ciążę. I co? Urodziłam dwójkę dzieci. A gdyby trzeba było, to kolejne bym urodziła".
- I to znaczy, że ja też muszę? Co to w ogóle za argument? Życiem prawie przypłaciłam tę historię. Jakoś nie przekonuje mnie zestawianie mojego życia z tym, że ktoś kiedyś też tak miał – irytuje się Ada.
Ma jednak dużo wyrozumiałości. - Wiem, że nikt nie chciał źle. Może to kwestia pokoleniowa. Mam wrażenie, że szczególnie dla starszych osób wrażliwość to słabość. Niektórzy mają własne nieprzepracowane traumy, a nasze uwagi traktują w kategoriach przewrażliwienia, wymyślania, przemądrzania.
CO LUDZIE POWIEDZĄ, A CZEGO NIE WIEDZĄ
Weronika Czyrny, psycholożka, autorka profilu "Zastanawiam się", jest twórczynią akcji "Czego nie wiedzą, czyli usłyszane przy rodzinnym stole". Post Weroniki w mediach społecznościowych zebrał ponad 115 tysięcy reakcji. To choćby częściowo pokazuje, jak wielu i wiele z nas nie podobają się z pozoru niewinne pytania babć, dziadków, cioć, wujków, rodziców czy rodzeństwa.
"Tak jak warto pielęgnować tradycje, które nam służą, tak też warto pielęgnować w sobie człowieka, który słucha i słyszy. Nie zawsze to łatwe. Ale zawsze warto spróbować. Spróbujmy w te święta i każdy kolejny dzień 2022 roku rozmawiać, słuchać, traktować się tak, jak na to zasługujemy" – napisała na Instagramie Weronika.
- Chciałam obudzić refleksję, że warto się zastanowić, jakie pytania zadajemy przy świątecznym stole. Kiedy pracowałam w fundacji wspierającej rodziny po poronieniach, święta zawsze były okresem, kiedy dostawaliśmy mnóstwo wiadomości. Kobiety pisały, że nie wiedzą, jak zareagować na pytania o to, kiedy pojawi się dziecko, że się stresują wizytą u rodziny, albo w ogóle nie chcą wyjeżdżać na święta – podkreśla.
Odzew był potężny.
- Wiele osób znalazło wsparcie, zrozumiało, że inni też tak mają i wcale nie musimy tego akceptować, jak ktoś wchodzi na nasz teren, w naszą prywatność. Te posty mają uświadamiać, co jest po drugiej stronie, o jakich emocjach i doświadczeniach możemy nie wiedzieć, zadając z pozoru niewinne pytanie. Rozumiem, że niektórzy zadają je bezrefleksyjnie, z ciekawości. Warto mieć jednak świadomość, że rodzina to nie jest urząd skarbowy, któremu musimy pokazać zaświadczenie o majątku czy o tym, co się u nas dzieje.
Jak podkreśla Weronika Czyrny, najważniejsze jest to, by postawić granicę i zaznaczyć, że pytanie nam się nie podoba. Powiedzenie wprost "nie godzę się na to", "to sprawia mi przykrość" wymaga dużej otwartości i wprawy w mówieniu o swoich emocjach. Każdy powinien to wyrazić na swój sposób, w zależności od tego, ile ma siły. A nie każdy ma siłę, by tłumaczyć. Czasami może pomóc stwierdzenie "nie chce mi się o tym gadać", a czasami rozwiązaniem może być po prostu wyjście.
- Jeśli to nie pomoże, warto zastanowić się nad relacją. Na czym ona jest zbudowana. Sytuacje są różne, czasami jesteśmy uzależnieni od takich osób, mieszkamy z nimi. Ale jeśli ktoś dobrowolnie jedzie na święta do rodziny i sama myśl o spotkaniu jest paraliżująca, to warto najpierw pomyśleć o swoim zdrowiu psychicznym – radzi psycholożka.
Terapeuta Robert Rutkowski ma inne podejście. Zachęca, by szukać rozwiązań, próbować rozmawiać i nie odchodzić od razu od stołu. – Czasami niewinne pytanie po prostu jest niewinnym pytaniem, bo nadawca może nie znać szerszego kontekstu. Warto być asertywnym w takiej sytuacji. Nie musimy na wszystkie pytania odpowiadać.
Zdarza się, że takim dialogom nadajemy zbyt duże znaczenie, a przecież świąteczne odwiedziny to nie jest wyjazd na wojnę i konfrontację na argumenty. - To prawda, że ktoś może chlapnąć coś od czapy, wykazując się niedelikatnością, ale to my decydujemy, co z tym zrobimy i warto o tym pamiętać.
- Jeżeli przez cały rok nie praktykujemy bliskości, rzadko się komunikujemy, nie jemy posiłków wspólnie z najbliższymi, to dlaczego nagle przy świątecznym stole mamy umieć ze sobą rozmawiać? Sztuka rozmawiania jest ćwiczona przez cały rok, więc gdybyśmy chcieli odbyć dobre, wartościowe spotkanie, to dobrze jest praktykować bliskość, rozmawiać ze sobą i rozwiązywać problemy jeszcze zanim usiądziemy do wspólnego stołu - dodaje.
Jedna z moich bohaterek zostawiła jeszcze jedną wiadomość dla wszystkich, którzy doczytali do tego miejsca.
- Jak będziesz pisał ten tekst, to napisz, że trzymam mocno kciuki za te wszystkie osoby, które przechodzą takie sytuacje. I żeby starały się nie brać wszystkich pytań i uwag do siebie, Żeby próbowały dmuchać swoją złotą bańkę światła i w niej być. Niech wiedzą, że nie są w tym same i niczemu nie są winne, również jeżeli brak dzieci/żony/chłopaka/stałej pracy to ich wybór, a nie konsekwencje życiowych okoliczności.
*** Imiona bohaterek i bohaterów zostały zmienione.