PolskaKaretka nie dojechała - przestępstwa nie było

Karetka nie dojechała - przestępstwa nie było

Pogotowie ratunkowe nie popełniło
przestępstwa wysyłając karetkę do 90-letniej kobiety z okolic
Moniek (Podlaskie) dopiero na trzecie, rozpaczliwe już wezwanie
jej rodziny. Kobieta zmarła zanim dojechał do niej lekarz -
ustaliła policja i prokuratura, po zbadaniu okoliczności tej sprawy.

Dochodzenie w tej sprawie zostało umorzone, bo nie było znamion przestępstwa - poinformowała rzeczniczka Komendy Powiatowej Policji w Mońkach (Podlaskie) Renata Grzybowska. Sprawę prowadziła Prokuratura Rejonowa w Białymstoku. Postanowienie jest prawomocne.

Badano przede wszystkim, czy na czas udzielono kobiecie pomocy i czy nie doszło do nieprawidłowości przy podejmowaniu decyzji przez pogotowie i moniecki szpital. Policja i prokuratura zajęły się sprawą po informacjach regionalnej telewizji, zawiadomionej przez bliskich zmarłej kobiety. Chodzi o to, że rodzina staruszki dwa razy dzwoniła na pogotowie, ale lekarz nie przyjechał.

Jak powiedziała Grzybowska, przede wszystkim odsłuchano rozmowy z dyspozytorem pogotowia, z których wynika, że osoba dzwoniąca wówczas mówiła o dolegliwościach żołądkowych lub wątrobowych, które staruszka miewała w przeszłości i nie było mowy o zagrożeniu życia. Dlatego dyspozytorka uznała, że przypadek nie jest nagły i odesłała rodzinę do ambulatorium miejscowego szpitala, który ma kontrakt z NFZ na tego rodzaju pomoc. Tam jednak kazano czekać na przyjazd lekarza, bo ten miał wielu pacjentów. Gdy stan staruszki się pogarszał, rodzina ponownie dzwoniła po pogotowie, kilkadziesiąt minut później jeszcze raz - wtedy już apel o pomoc był rozpaczliwy.

Wtedy karetka wyjechała niezwłocznie. Miała do przejechania 25 km, ale z powodu śniegu (do zdarzenia doszło na początku lutego) na miejsce dojechała po pół godzinie - dodała Grzybowska. Kobieta już nie żyła. Lekarz, jako przyczynę śmierci, wpisał w karcie zgonu podeszły wiek.

Rodzina zmarłej kobiety postanowienia prokuratury o umorzeniu dochodzenia nie zaskarżyła. Samo pogotowie tuż po zdarzeniu oceniło, że reakcja dyspozytorki była prawidłowa i zgodna z procedurą służbową. Tłumaczyło wówczas, że na tym terenie nie ono odpowiada za tzw. opiekę ogólnolekarską, bo umowę z NFZ na pomoc ambulatoryjną, nocną i wyjazdową ma miejscowy szpital, a pogotowie zajmuje się nagłymi przypadkami. A przypadek, z opisu przedstawionego przez rodzinę, nie wyglądał na sytuację zagrażającą życiu.

Źródło artykułu:PAP

Wybrane dla Ciebie

Komentarze (0)