Kanadyjski policjant żałuje śmierci Dziekańskiego
Funkcjonariusz kanadyjskiej policji,
zeznający w sprawie śmierci polskiego imigranta Roberta
Dziekańskiego na lotnisku w Vancouver w 2007 roku, wyraził żal z powodu zgonu mężczyzny, lecz zaznaczył, że on i jego
koledzy postępowali właściwie.
25.02.2009 | aktual.: 25.02.2009 10:07
Śmierć Dziekańskiego, pięciokrotnie rażonego paralizatorem przez funkcjonariuszy Kanadyjskiej Królewskiej Policji Konnej (RCMP), została sfilmowana przez przypadkowego przechodnia i pokazana w mediach na całym świecie.
W grudniu wszyscy czterej policjanci zostali oczyszczeni z zarzutów kryminalnych i nie będą odpowiadać za śmierć Polaka. Prokurator podkreślił wówczas, że użycie siły było zasadne.
W tym miesiącu kanadyjska policja federalna ogłosiła, że nie będzie stosować paralizatorów wobec podejrzanych w nieznacznym stopniu opierających się zatrzymaniu. Przyczyniła się do tego ostra krytyka opinii publicznej.
W Kanadzie po porażeniu paralizatorem zmarło już co najmniej 20 ludzi.
We wtorek konstabl RCMP Gerry Rundel zeznał, iż jego zdaniem funkcjonariusze nie działali zbyt szybko.
Rundel powiedział, że kiedy on i trzej inni funkcjonariusze zbliżyli się do Dziekańskiego i kilka sekund później razili go paralizatorem, działali według zasad, zgodnie z którymi ich szkolono, a także zrobili wszystko, co było w ich mocy w tamtych okolicznościach.
Konstabl wyraził pewność, że każdy uczestnik zajścia zastanawiał się nad tym, czy można było zrobić coś innego.
- Ale bacząc na fakt, że weszliśmy tam bez żadnej wiedzy i musieliśmy rozwiązać sytuację mając ograniczone informacje, nie mogę powiedzieć, że cokolwiek zrobiłbym inaczej - mówił.
- To pech, lecz właśnie tak było - dodał.
Wcześniej prawnik matki Dziekańskiego, Walter Kosteckyj, pytał, czy Rundel i inni funkcjonariusze działali zgodnie z wyszkoleniem w sytuacji, w jakiej znaleźli się z Robertem Dziekańskim.
Rundel zgodził się z Kosteckym, że siła fizyczna powinna być ostatecznym środkiem przymusu, a szkolenie RCMP kładzie nacisk na komunikację oraz konieczność bieżącej analizy wydarzeń.
Jednak policjant dodał, że przed pierwszym użyciem paralizatora nie było na to wystarczająco dużo czasu.
- Czas na to nie pozwalał - powiedział. - Wszystko działo się bardzo szybko.
Rundel zeznał także, że bał się o swoje własne bezpieczeństwo i wierzył, że Dziekański stanowi zagrożenie.
W sumie Polaka rażono pięć razy, gdy funkcjonariusze obalali go na ziemię i zakuwali w kajdanki. Kilka minut później Dziekański zmarł.
W tym tygodniu na przesłuchaniach mają się zjawić również pozostali policjanci. Jeśli dowody będą wystarczające, sędzia będzie mógł orzec przekroczenie uprawnień.
Raport koronera wykazał, że Dziekański wykazywał objawy chronicznej choroby alkoholowej, ale w chwili śmierci w jego organizmie nie było żadnego alkoholu ani narkotyków.
Według patologów wywołane brakiem alkoholu delirium oraz działania policji mogły przyczynić się do zatrzymania akcji serca.