Kanadyjska Autostrada Łez - przez dekady ginęły tam lub przepadały bez wieści młode kobiety
• Co najmniej 18 kobiet i dziewczynek stało się ofiarami Autostrady Łez
• To niechlubna nazwa trasy biegnącą przez leśne tereny Kolumbii Brytyjskiej
• Większość spraw mordów i zaginięć wciąż jest nierozwiązana
• Choć w ostatnich latach policji udało się dokonać kilku przełomów
• Autor filmu o niesławnej autostradzie: to był kiedyś mroczny sekret. Dziś ludzie nie boją się mówić o tym problemie
• Siostra jednej z ofiar: ona daje mi siłę, by być adwokatem nie tylko jej sprawy, ale też wielu innych
• Autostrada Łez to pryzmat dla społecznych problemów, które nękały Kanadę od dekad
Dwa szerokie pasy szarej jezdni ciągną się nieprzerwanie przez ponad 700 km. Dookoła dużo zieleni, leśne głusze, a na niektórych odcinkach bielejące szczyty gór. Co jakiś czas trasa biegnie przez mniejszą lub większą miejscowości, ale na tej ziemi rządzi bardziej natura niż ludzie. Właśnie tak wygląda odcinek kanadyjskiej autostrady nr 16 przecinającej Kolumbię Brytyjską od miasta Prince George na wschodzie prowincji do Prince Rupert na zachodzie. Ta droga i kilka innych łączących się z nią tras skrywają jednak mroczną tajemnicę - od dekad giną tam w niewyjaśnionych okolicznościach albo znikają bez wieści młode kobiety i dziewczynki. Właśnie dlatego lokalni mieszkańcy nazywaja ją Autostradą Łez.
Według Kanadyjskiej Królewskiej Policji Konnej (RCMP) z autostradą 16 oraz krzyżującymi się z nią trasami nr 5 i 97 związanych jest 18 zbrodni na kobietach, których dokonano między 1969 a 2006 rokiem. Policja bierze przy tym pod uwagę te mordy i zaginięcia, których ofiary "podróżowały autostopem lub były zaangażowane w inne ryzykowne zachowanie i ostatni raz widziano je lub ich ciała znaleziono w odległości mili od trzech autostrad". Dlatego inne dane podają organizacje praw człowieka i miejscowe wspólnoty, według których ofiar Autostrady Łez może być ponad 40. A jeśli spojrzeć na całą Kolumbię Brytyjską, to w ostatniej dekadzie wcale nie zakończyły się koszmarne zbrodnie na kobietach.
Co łączy ofiary Autostrady Łez? Wszystkie to młode kobiety. Najstarsza z nich, Maureen Mosie, miała 33 lata, gdy została zamordowana. Ostatni raz żywą widziano ją 8 maja 1981 - łapała stopa. Dzień później jej ciało znaleziono przy drodze. Najmłodsza, Monica Jack, była ledwie 12-letnim dzieckiem. Pewnego dnia 1978 r. jeździła na rowerze przy autostradzie nr 5A, gdy po prostu zniknęła. Jej szczątki, jak podaje lokalna prasa, odnaleziono 18 lat później.
Wiele z ofiar Autostrady Łez zginęło lub zaginęło, próbując podróżować autostopem. W regionie, gdzie mało komu się przelewa i niewielu ma samochód, publiczny transport nie istnieje, a dostępne autobusy nie dojeżdżają do wszystkich miejsc, łapanie okazji przy drodze staje się czasem jedynym rozwiązaniem.
Jest coś jeszcze - większość kobiet i dziewczynek należała do rdzennej ludności Kanady, która od kilku lat coraz głośniej mówi o rasizmie, jakiego doświadczała przez całe dekady. Od rozdzielania rodzin i umieszczania dzieci w specjalnych szkołach, gdzie "oduczano" je indiańskich tradycji czy języka za pomocą pogardy, głodu, a najczęściej siły, także atakami seksualnymi, po dyskryminację, a nawet przemoc ze strony kanadyjskich władz i policji (czytaj więcej)
. Najczęstszymi ofiarami tych zaklętych kręgów padały autochtonki. I Kolumbia Brytyjska nie jest wyjątkiem na mapie Kanady.
Mroczne sekrety
Autostrada Łez okazała się po prostu wyjątkowo silnym - i przerażającym - magnesem dla zbrodni. Dlaczego tych kilka dróg Kolumbii Brytyjskiej stało się tak groźnych dla tak wielu kobiet? Powodów może być kilka. Po pierwsze, okolice tych tras są pełne gęstych lasów, gdzie nietrudno zniknąć przed oczami postronnych albo ukryć ciało.
- Na niektórych obszarach nie ma zasięgu dla komórek. Możesz iść przez kilka mil i nie zobaczysz żadnego samochodu czy domu. Wzdłuż autostrady jest wiele leśnych dróg, którymi łatwo pojechać objazdem, nie będąc przez nikogo zauważonym. Nie ma systemu transportu, na którym można polegać - opisuje Wirtualnej Polsce Brenda Wilson, autochtonka z Kolumbii Brytyjskiej, aktywistka nagłaśniająca sytuację wokół niesławnej autostrady związana z Carrier Sekani Family Services, a prywatnie siostra jednej z ofiar - Ramony Wilson, nastolatki, która zaginęła w 1994 r., a jej ciało odkryto rok później.
Ale to nie wszystko. - Jednymi z najważniejszych czynników, które przyczyniły się do tego, że (Autostrada Łez - red.) stała się tak niebezpiecznym miejscem, są rasizm i bieda. (…) Na przestrzeni lat szczególnie kobiety należące do rdzennej ludności były postrzegane jako bezwartościowe, co miało potworne skutki - ocenia Matt Smiley, kanadyjski aktor, który w 2013 r. stanął po drugiej stronie kamery, by wyreżyserować dokument "Highway of Tears". Smiley przyznał w rozmowie z WP, że sam jeszcze kilka lat temu nie miał pojęcia o tym, co dzieje się na feralnym odcinku krajowej drogi. Filmowiec przypadkiem dowiedział się o Nicole Hoar, jednej z ofiar, 25-latce, która zaginęła w 2002 r., gdy łapała stopa w okolicach Prince George.
To właśnie jej sprawa, jak oceniają organizacje obrońców praw człowieka, zwróciła większą uwagę na Autostradę Łez. Nie tylko policja prowadziła szerokie poszukiwania Nicole, przyłączyła się do nich też lokalna ludność, a o młodej Kanadyjce rozpisywały się media. Tymczasem dla wielu rodzin wcześniejszych ofiar, które należały do rdzennej ludności, to było niemal jak potwarz. Dlaczego? Bo Nicole była biała, a według bliskich innych ofiar i obrońców praw człowieka, policja i media nie reagowały równie stanowczo przy poprzednich zaginięciach rdzennych kobiet.
Siostra jednej z zamordowanych w latach 90. ub. w. kobiet, tak wspominała w rozmowie z aktywistami Human Rights Watch, zgłoszenie zaginięcia krewnej na policję: "Powiedzieli nam: 'och, pewnie chciała od was odpocząć i prawdopodobnie uciekła'. Próbowaliśmy im wytłumaczyć, że to nie w jej stylu (…). Nie uwierzyli nam."
Także Brenda Wilson przyznaje, że "w przeszłości wiele rodzin doświadczyło rasizmu i braku wsparcia ze strony wspólnot, a policja nie była przygotowana do radzenia sobie ze sprawami zaginięć i mordów".
Światło w tunelu
Śmierć Nicole Hoar okazała się być jednak kamieniem, który poruszył lawinę. Trzy lata później, w 2005 r., kanadyjska policja utworzyła projekt E-PANA do badania spraw mordów kobiet przy autostradach 16, 97 i 5. To właśnie w jego ramy zaliczono 18 przypadków takich zbrodni. Większość tych spraw jest do dziś niewyjaśniona, ale w kilku nastąpił przełom.
W 2012 r. dzięki nowszym technologiom badań DNA - jak wyjaśnia na swojej stronie internetowej policja - udało się odkryć, kto stał za śmiercią 16-letniej Colleen MacMillen. Dziewczyna zniknęła w sierpniu 1974 r., gdy próbowała dojechać do domu koleżanki autostopem przy niesławnej autostradzie nr 16. Jej ciało znaleziono 46 km od miejsca, gdzie widziano ją po raz ostatni. Jak się okazało, nastolatka zginęła z rąk Bobby’ego Jacka Fowlera - Amerykanina, który w latach 70. ubiegłego wieku pracował w Kanadzie. Brutalny mężczyzna był kilka razy zatrzymywany przez policję i zmarł w 2006 r. w więzieniu, odsiadując wyrok za napaść i próbę gwałtu. Jak podaje HRW, Fowler jest podejrzany także w dwóch innych sprawach związanych z Autostradą Łez.
- Colleen była uroczym, słodkim, niewinnym 16-letnim dzieckiem i nadal nie sposób znaleźć słowa, by wyrazić, jak straszliwie ją skrzywdzono - mówił podczas konferencji prasowej w 2012 r. Shawn MacMillen, brat Colleen, uśmiechniętej, rudowłosej pieguski, której zagadka śmierci czekała niemal cztery dekady na rozwiązanie.
Dwa lata temu policji udało się także zebrać wystarczająco dowodów, by oskarżyć o morderstwo dwóch dziewczynek, w tym 12-letniej Moniki Jack, Garry’ego Taylora Handlena. RCMP jest bowiem pewna, że zbrodnie, do których doszło przy Autostradzie Łez, to nie dzieło jednego seryjnego mordercy.
- Minęły dni, gdy takie sprawy nie były brane poważnie - mówi WP Matt Smiley, pytany o ocenę obecnych działań władz i policji ws. mordów kobiet przy Autostradzie Łez. Filmowiec chwali administrację nowego premiera Kanady Justina Trudeau, która nie pozostaje głucha na skargi rdzennej ludności. W grudniu zeszłego roku Trudeau zapowiedział ogólnokrajowe śledztwo ws. mordów i zaginięć Indianek, Metysek i Inuitek. Od lat. 80. ub. wieku w całej Kanadzie ofiar mogło być nawet 4 tys., jak twierdzi Kanadyjskiego Stowarzyszenia Kobiet Rdzennej Ludności (oficjalne statystyki są ponad trzy razy niższe).
Smiley podkreśla, że gdy zaczynał kręcić swój dokument, te dane były jeszcze niższe - mówiło się o 600 ofiarach wśród kobiet ze rdzennej ludności. Filmowiec przyznaje, że większość Kanadyjczyków nie miała pojęcia o zbrodniach przy Autostradzie Łez. Niewiele osób chciało też o nich rozmawiać. - To był mroczny sekret, o którym nikt nie mówił - komentuje. Ale i to się zmieniło. Dzięki takim dokumentom, jak jego film, zainteresowaniu mediów i zmianie postawy władz. - Warte 40 mln dol. narodowe śledztwo przyniosło publiczną debatę. Te sprawy są traktowane z szacunkiem i to policja oraz różne wspólnoty muszą zrobią wszystko, co w ich mocy, by spróbować rozwiązać zbrodnie - dodaje.
Brenda Wilson również przyznaje, że w kanadyjskiej policji zaszły zmiany, choć wciąż przydałyby się kolejne w kwestii prowadzenia śledztw. - Widzę, że pracują nad zmianami wewnątrz systemu, ale mają związane ręce na różnych rządowych szczeblach. Mam nadzieję, że będą one jednak możliwe, by przynieść spokój ofiarom i ich rodzinom - mówi.
Zwłaszcza że, choć ostatnia zbrodnia, którą E-PANA wiąże z Autostradą Łez, sięga 2006 r., także później na terenie Kolumbii Brytyjskiej dochodziło do przerażających mordów kobiet. W 2014 r. kanadyjski sąd skazał np. na dożywocie Cody’ego Legebokoffa, seryjnego mordercę, który zabił cztery młode kobiety. Gdy popełniał swoje zbrodnie, między 2009 a 2010 r., miał ledwie 20 lat.
"Nie muszę zapomnieć"
Na początku czerwca tego roku Wilson, wspierana przez bliskich innych ofiar i rdzenne społeczności, wyruszyła w trzytygodniowy marsz wzdłuż autostrady nr 16. Na kolejnych przystankach między Prince Rupert a Prince George rozmawiała z lokalnymi mieszkańcami o Autostradzie Łez, ale też wysłuchiwała ich obaw. To zresztą niejedyna jej i jej organizacji akcja. Jak mówi WP, ich celem jest wspieranie w każdy możliwy sposób rodzin ofiar, choć sami co roku walczą o fundusze.
Kanadyjskie media opisujące marsz Wilson przypominają, że 10 lat wcześniej rodziny ofiar zorganizowały podobną wyprawę oraz sympozjum rdzennej ludności, na którym przedstawiono cały szereg rekomendacji, jak poprawić sytuację na feralnej trasie. Wśród nich: stworzenie dodatkowego transportu autobusowego między miejscowościami leżącymi przy Autostradzie Łez; poszerzenie programu darmowych przejazdów obecnie kursujących linii, z którego skorzystałyby młode kobiety, czyli grupa ryzyka; zwiększenie policyjnych patroli w czasie, gdy jest więcej autostopowiczów; postawienie awaryjnych budek telefonicznych przy niebezpiecznej drodze. Pomysłów było nawet więcej.
Ten najważniejszy, jak się wydaje, w końcu uda się spełnić. W połowie czerwca, czyli ponad dekadę po przedstawieniu rekomendacji sympozjum Autostrady Łez, lokalne kanadyjskie władze oświadczyły, że do końca roku ruszy w regionie dodatkowy system transportu autobusowego.
Tymczasem Brenda Wilson przyznaje, że jej matka i bracia wciąż nie radzą sobie najlepiej ze stratą Ramony i wszystkimi pytaniami bez odpowiedzi, które przyniosła jej śmierć. Ona sama zgłosiła się do ośrodka leczenia. - Nauczyłam się, że nie muszę pozwolić jej odejść czy zapomnieć o niej, ale muszę uleczyć moje serce z bólu tęsknoty. Dzisiaj (siostra - red.) daje mi siłę, by być adwokatem nie tylko jej sprawy, ale także wielu innych, którzy zostali zamordowani lub zaginęli - mówi Wilson. W czerwcu minęły 22 lata, od kiedy zginęła jej siostra.