Kacprzak: Wielki sukces Polaków. Dogadali się tak dobrze, że sami nie mogą w to uwierzyć [OPINIA]
Lech Kaczyński, Adam Michnik, Krystyna Pawłowicz, Tadeusz Mazowiecki i ponad siedemset innych osób. Przestańmy ich obrzucać obelgami, a zacznijmy traktować jak bohaterów. 30 lat temu osiągnęli niebywały sukces.
Wszyscy usiedli do Okrągłego Stołu i wytrwali przy nim do końca. Dokładnie 30 lat temu, 5 kwietnia 1989 r., osiągnęli sukces, o jakim wiele narodów wciąż marzy. Pokojowo wynegocjowali wolność. Rzecz w historii świata niespotykana.
A że ewolucja jest w jawnej sprzeczności z naszą polską ułańską duszą, znacznie bardziej skorą do powstańczych zrywów, to łatwiej potępiać niż docenić to pokojowe bohaterstwo. Bo jak to? Rozmowa zamiast walki? Negocjacje zamiast kos postawionych na sztorc? Wspólne picie wódki zamiast straceńczego zrywu? Tak przecież o wolność prawdziwy Polak nie walczy.
Do krwi ostatniej
Prawdziwy, a nie zdradziecki i agenturalny Polak, bije się do ostatniej kropli krwi. Tak, by sobie i światu pokazać swoje bohaterstwo, odwagę i bezkompromisowość. Siadając do stołu z komuchami pokazaliśmy co? Że Polak z Polakiem nawet jak się nie zgadza, to umie rozmawiać? Jak tu teraz świętować taki założycielski mit? Jak w takim dniu palić flary, dudnić w bębny i głośno wyć syrenami?
Przegrana w walce, tak, to byłaby chluba! Dogadanie się z komunistami? Co to za chluba? Przegrywając w walce i chowając w zbiorowych mogiłach poległych mielibyśmy przynajmniej moralne zwycięstwo i rację po swojej stronie. A tak – to nie było wyjścia: trzeba było tę wolność wziąć w ręce i się z nią zmierzyć.
Tu akurat wielu przegrało.
I o tę przegraną, o brak gotowości do zmierzenia się z nową sytuacją przecież dziś chodzi. 30 lat po historycznym akcie zgody potrzebny jest wciąż wróg, na którego da się zrzucić całą winę za niepowodzenie transformacji. A tu wroga nie ma i nagle we własne piersi trzeba się uderzyć. To nie jest łatwe.
Nie umiemy funkcjonować w warunkach zgody i pokoju
Łatwej przecież mówić, że komuniści nas ograli, niż że zbyt przyzwyczailiśmy się do opiekuńczości państwa, nawet jeśli ta opieka była marna.
Łatwiej mówić, że porozumienie okrągłostołowe było niesprawiedliwe, niż przyznać, że wielu opozycjonistów tak bardzo chciało stać się nową elitą, że szybko jedność porzucono na rzecz własnych interesów.
Im głośniej się krzyknie, że z każdym wychylonym kieliszkiem resortowym dzieciom łatwiej było okrzepnąć w wolnej Polsce, tym mniej trzeba zastanawiać się, czemu tak wielu ludzi bez komunistycznych więzów krwi jednak w tej wolnej Polsce sukces osiągnęło.
Im dobitniej podnosi się krzyk, że bez walki komuniści ograli niewprawnych graczy, tym łatwiej można wcielać się w rolę ofiar niesprawiedliwej historii, która to potoczyć się mogła inaczej.
Mogłaby. Ale sprawiedliwie by nie było. Nie zyskaliby ci, to zyskaliby inni. Po równo też by nie było. Tu na ziemi biblijna prawda o ukaraniu złych, a nagrodzeniu dobrych się nie sprawdza. Na ziemi bardziej liczy się szczęście, pracowitość, pomysł i wiele innych rzeczy.
Czasu nie cofniemy. Możemy czas, który mamy, wykorzystać dobrze. Nie marnując go na oskarżanie i oczernianie tamtych bohaterów, a na wykorzystywanie nowych możliwości, które mamy. A mamy je dzięki nim i dzięki temu, że mieli odwagę z wrogami usiąść do stołu, a czasem nawet wypić z nimi wódkę!