Janukowycz łatwo nie zrezygnuje
Z Robertem Pietryszynem, pełnomocnikiem Prawa i Sprawiedliwości w Opolu, koordynatorem pracy obserwatorów PiS na Ukrainie, rozmawia Krzysztof Ogiolda.
27.12.2004 06:53
- Czym się różni wczorajsza powtórka drugiej tury wyborów od poprzedniego głosowania?
- Na podstawie informacji od 500 obserwatorów z Polski, którzy pracują m.in. we Lwowie, Odessie, Herconiu i Łucku sądzę, że tym razem większych naruszeń prawa wyborczego nie ma. Przede wszystkim ustała „turystyka wyborcza”, czyli objeżdżanie lokali przez zorganizowane grupy, które po kilka razy głosowały na Janukowycza. Wczoraj dostaliśmy pojedyncze sygnały o nieprawidłowościach, np. o tym, że ktoś wrzucił kilka kart do głosowania, ale były to, podobnie jak zaczepki wobec naszych obserwatorów, absolutne wyjątki.
- Opolscy obserwatorzy obawiali się, że we wschodniej Ukrainie mogą być przedmiotem agresji miejscowych. Dlaczego pana zdaniem te obawy – przynajmniej w większej skali – się nie potwierdziły?
- W Kijowie mówi się, że obóz władzy pogodził się, że te wybory zostaną przez Juszczenkę wygrane. Trzeba się natomiast liczyć z tym, że od dziś obóz Janukowycza będzie zasypywał Centralną Komisję Wyborczą protestami. Do komisji terytorialnych już wczoraj przed południem spływały protesty zwolenników Janukowycza, choć do liczenia i ogłoszenia wyników było jeszcze daleko. Można się spodziewać, że obóz władzy spróbuje podważyć wynik wyborów, a potem wprowadzić na Ukrainie stan wyjątkowy.
- Skoro nie ma naruszeń ordynacji, to czym zajmują się obserwatorzy?
- Tym razem ich najistotniejsza praca zacznie się po zamknięciu lokali wyborczych. Podczas liczenia głosów zadaniem obserwatorów będzie bardzo uważne patrzenie na ręce komisjom wyborczym. Już rano otrzymaliśmy kilka niepokojących sygnałów o tym, że niektórzy członkowie komisji wnosili do lokali już wypełnione i podpisane protokoły, nawet z pieczęciami, co zapowiada że w czasie liczenia głosów może dojść do podkładania fałszywych protokołów czy innych manipulacji. Szczególnie ważne zadanie czeka obserwatorów w komisjach terytorialnych, w których głosy będą zliczane. Oni będą pracować nieprzerwanie aż do poniedziałku po południu, by zagwarantować uczciwe wybory.
- Czy – pana zdaniem – Rosja pogodzi się z tym, że Ukraina w sposób demokratyczny przejdzie do zachodniej strefy wpływów?
- Chciałbym w to wierzyć, ale nie jestem w stanie. Rosja zbyt mocno jest na Ukrainie zaangażowana zarówno politycznie, jak i gospodarczo, by łatwo wypuścić ten kraj ze swoich rąk. O tym, jak Rosji zależy na wyniku wyborczym tutaj, świadczy choćby postawa rosyjskich obserwatorów we Lwowie. Są bardzo mobilni, wyposażeni w samochody, objeżdżają lokale wyborcze i zgłaszają mnóstwo uwag i protestów. Znają dobrze mentalność tutejszych ludzi, więc starają się wywierać wielki wpływ na komisje wyborcze w zachodniej Ukrainie.