Jałowiecki skłamał?
Rzecznik interesu publicznego Bogusław Nizieński zarzucił Stanisławowi Jałowieckiemu, byłemu marszałkowi województwa opolskiego, złożenie nieprawdziwego oświadczenia lustracyjnego. – Nigdy nie podjąłem współpracy z komunistycznym aparatem przemocy – zapewnia opolski poseł.
23.12.2004 | aktual.: 23.12.2004 07:30
Wczoraj "Życie Warszawy" podało, że opolski europoseł Stanisław Jałowiecki z Platformy Obywatelskiej jest pierwszym polskim deputowanym do Parlamentu Europejskiego, który może stanąć przed sądem lustracyjnym. Powołując się na swe nieoficjalne ustalenia, warszawska gazeta podała, że rzecznik interesu publicznego podejrzewa Jałowieckiego, że w oświadczeniu lustracyjnym nie przyznał się do swej agenturalnej przeszłości.
Gdyby w procesie przed Sądem Lustracyjnym okazało się, że Stanisław Jałowiecki złożył nieprawdziwe oświadczenie, musiałby na 10 lat zrezygnować z wszelkich funkcji publicznych.
Poseł, który przebywał wczoraj w swym domu w Bielicach, nie chciał komentować tych informacji. Poprzestał tylko na oświadczeniu.
- W dniu osiemnastego grudnia Rzecznik Interesu Publicznego zarzucił mi złożenie nieprawdziwego oświadczenia lustracyjnego. Oskarżenie to zostało sformułowane w oparciu o dokumentację wskazującą na próby zwerbowania mnie przez Służbę Bezpieczeństwa na początku lat 70. Ani wtedy, ani w jakimkolwiek innym okresie nie podjąłem współpracy z komunistycznym aparatem przemocy. Zwalczałem tamten reżim. Byłem za to więziony. Musiałem wyemigrować z Polski. Będę stanowczo bronił swojego dobrego imienia i dowiodę prawdy mojego oświadczenia lustracyjnego w sądzie – napisał Sta-nisław Jałowiecki. - Przed rozmową z adwokatem niczego więcej nie powiem – dodał eurodeputowany.
Jak doszło do przecieku informacji do mediów? Rzecznik interesu publicznego uważa, że dowiedziały się one o całej sprawie właśnie z tego oświadczenia, umieszczonego na stronie internetowej www.jalowiecki.pl.
- Z mojego biura nic nie wycieka, a ja też nikogo nie informowałem, że spotkałem się z panem posłem. Aż do wczoraj pytany o niego, mówiłem, że niczego nie potwierdzam i nie zaprzeczam – zapewnia sędzia Bogusław Nizieński, rzecznik interesu publicznego.
Poseł Jałowiecki powiedział nam, że oświadczenie na swojej stronie internetowej umieścił we wtorek późnym wieczorem po tym, jak dostał wiadomość telefoniczną od kogoś, kto poinformował go, że "Życie Warszawy" zbiera materiał o lustracji, w którym także on będzie wymieniony z nazwiska.
- Z całą pewnością „ŻW” nie miało tej wiedzy ode mnie – dodaje poseł.
- Nie jestem bardzo zaskoczony tą informacją – przyznaje Wiesław Ukleja, w latach 80. działacz opolskiego NZS i niepodległościowej opozycji. – Sąd lustracyjny zadecyduje, na ile materiały, na podstawie których stwierdzono, że pan Jałowiecki popełnił kłamstwo lustracyjne, są wiarygodne. Sadzę jednak, że takiego wniosku nie wyciągnięto na podstawie błahych po-wodów. Podstawy musiały być mocne.
Ukleja uważa, że gdyby doszło do dekomunizacji, którą w 1989 roku postulowały środowiska niepodległościowe i były za to powszechnie potępiane, dziś nie byłoby "sprawy Jałowieckiego".
- Lustracja nadal jest niezbędna, by oczyścić atmosferę społeczno-polityczną w tym kraju, gdzie stare i nowe elity wymieszały się i podzieliły władzą na szkodę państwa. Tajne materiały, które ocalały, powinny być w całości dostępne ogółowi - tak jak w dawnej NRD, bo stanowią ważny dokument historyczny.
Wątpliwości co do niewinności euro-deputowanego nie ma poseł PO Tadeusz Jarmuziewicz. - Uważam Stanisława Jałowieckiego za człowieka kryształowo czystego – mówi Jarmuziewicz. - Nie rozsądkiem politycznym, ale całym sercem twierdzę, że na ziemi opolskiej jest mało ludzi tak uczciwych. Ten czło-wiek udowodnił to całym swoim życiem.
Zdaniem Jarmuziewicza to, że oskarżenie dotyczy lat 70., jeszcze przed "Solidarnością", gdy poseł Jałowiecki pracował naukowo, nie ma nic do rzeczy.
- To osobliwe, że człowiekowi, który jakoby był agentem bezpieki zaufała pierwsza "Solidarność", czyniąc go swoim szefem. To osobliwe, że agenta bezpieki trzymano blisko rok w więzieniu, bito i znęcano się nad nim. To osobliwe, że agenta bezpieki zmuszono do emigracji, a ten agent przez całe lata nadawał na komunę przez Radio Wolna Europa. Jeśli Jałowiecki jest winny, niewinnych nie ma – uważa poseł.
Jarmuziewicz jest przekonany, że agenci próbujący przed laty zwerbować Jałowieckiego konfabulowali. - Proponowali mu współpracę, a jak się nie zgadzał, pakowali mu w teczkę materiały, które sami sfabrykowali - uważa.
Roman Kirstein - bliski współpracownik Stanisława Jałowieckiego w opolskim Zarządzie Regionu pierwszej „Solidarności” - przypomina sobie, że Jałowiecki nie krył w rozmowach, że był w latach 70. namawiany do współpracy ze służbami.
Z tego nie wynika oczywiście, że współpracował. Bo kogóż wtedy nie namawiano – mówi Roman Kirstein. - Osobiście nie wierzę, że Jałowiecki był tajnym współpracownikiem, ale ja znam go dopiero od czasów „Solidarności”. Mam więc za mało informacji, by przesądzać, jak było. Jest mi niezmiernie smutno i żal mi człowieka, bo obojętnie, co wykaże proces, smrodek zostanie i człowiek oskarżony o współpracę będzie się z nim zmagać przez dłuższy czas.
Roman Kirstein zażądał swojej teczki z IPN-u. Dlatego wiem na pewno, że na mój temat nie donosił – mówi. - Na podstawie doświadczeń pana Jałowieckiego namawiam wszystkich dawnych przewodniczących „Solidarności”, by wzięli z IPN-u swoje teczki i zapoznali się z nimi. Gdyby poseł to zrobił, nie byłby teraz zaskoczony tym, co się w nich rzekomo znajduje.
Krzysztof Ogiolda
kogiolda@nto.pl