Jak media niszczą kulturę - Komentarz Internauty
(( bigphoto http://i.wp.pl/a/f/pjpeg/8029/migowski_60.jpg #source=# #size=60x60#)) _„Ludzie zakładają ubrania na lewą stronę - czy to nie jest znak, że coś jest nie tak? Ludzie chodzą w czapeczkach tył naprzód, w spodniach z krokiem poniżej kolan. Czy to ma coś oznaczać, czy po prostu czekacie aż Jezus podciągnie wam te spodnie? Czy to coś oznacza jeśli dziewczyna nosi sukienkę odsłaniającą krocze i ma całe ciało poprzebijane kolczykami? Bóg ma was dosyć”_ - powiedział Bill Cosby, jeden z najsłynniejszych czarnoskórych komików, podczas gali zorganizowanej z okazji 50-lecia wyroku amerykańskiego Sądu Najwyższego, znoszącego segregację rasową w szkołach.
08.06.2004 | aktual.: 30.06.2004 13:59
Mówił jeszcze o multimilionerach – analfabetach, czarnych gwiazdach sportu i muzyki rap, gromił swobodę seksualną młodzieży, krytykował tępe powielanie wzorców popkultury. Słowa te wymierzył w swoich najmłodszych fanów, czarnoskórą młodzież, której jest idolem, symbolem amerykańskiego sukcesu, bezdyskusyjnym wzorem do naśladowania. Nie bał się, czy może wręcz odwrotnie?
Bill Cosby oskarżał rodziców i nauczycieli, gromił czarnoskóre dzieciaki, lecz pominął winowajcę, którego aktywność powinna niepokoić również nas, Polaków – media. Szaleńczy wyścig mediów, głównie telewizji, w zdobywaniu widza, czy raczej słupków oglądalności, trwa w najlepsze również w naszym kraju. Media bez trudu tworzą dziś mody, lansują gwiazdy, pokazują wzorce i standardy zachowań.
Osobowością telewizyjną można się stać z dnia na dzień, niczym specjalnym się nie wyróżniając. Gwiazdami zostają tzw. naturszczycy: bohaterowie reality shows, pseudo hip-hopowcy, aktorzy serialowi i strong-mani. Młodzież śledzi losy swoich bohaterów, powiela łatwe do naśladowania i wszechobecne wzorce: lśniącą bylejakość, mało wymagającą twórczość, szokujący naturalizm – taką modę łatwo wylansować, nie wymaga od odbiorcy wysiłku, ani specjalnego zaangażowania, łatwo się z bohaterami utożsamiać i łatwo być do nich podobnym.
Media lansują gwiazdy po to – rzecz jasna – aby następnie je dobrze sprzedać. Podobne mechanizmy stosują reklamodawcy, lecz tworzony przez nich nimb wyjątkowości produktu jest poprzedzony stosownym komunikatem, ostrzeżeniem o reklamie. Równie dobrze nadawcy mogliby, a może nawet powinni, komunikaty podobne umieszczać przed wieloma innymi programami o najwyższej oglądalności: „Uwaga, manipulacja!”, „Uwaga! Mało utalentowani aktorzy!”, „Uwaga! Występujący muzycy nie potrafią śpiewać, proszę nie regulować dźwięku!”, „Uwaga! Polskie kino offowe! Brak scenariusza i reżyserii!”, itd. Tylko jaki sens miałyby dla telewizji takie ostrzeżenia, jeżeli widzowie nie braliby swoich bohaterów na serio?
Bill Cosby się nie bał. Nie każdy jest odważny, a może tylko nie wszystkim się chce być odważnym. Problemu obyczajowej i kulturalnej degrengolady już się nie zauważa, nawet nie akceptuje, czy bagatelizuje, ponieważ bagatelizować zjawisko można tylko wtedy, kiedy ma się świadomość jego istnienia. Bylejaka popkultura, tania sensacja i ogólna powierzchowność staje się, za sprawą mediów i rozmiarów, jakie osiągnęła, zwykłą kulturą powszechną, niezauważalną i naturalną częścią codzienności.
Liczyć nam tylko pozostaje, że ów natłok bylejakości będzie, inaczej niż to jest w Ameryce, tylko chwilową modą, która w definicji swojej, jest przemijająca. Jeśli nie jest, to miejmy nadzieję, że niedługo doczekamy się polskiego Bill Cosby Show.